sobota, 29 marca 2014

Rozdział 55 - Realność

- Możemy pojechać pociągiem na obrzeża a następnie zatrzymać się na noc w jednym z tamtejszych moteli.

- C-co?

- Wyjeżdżamy stąd. - było słychać ciężkie uderzenia kiedy Harry ciągnął skórzaną walizkę po schodach. 

- Nie, nie. Harry poczekaj. - położyłam palce na skroniach kiedy podeszłam do niego.

- Co teraz? Lia, wiesz że musimy to zrobić...

- Musimy pomyśleć. Ja muszę pomyśleć. Nie możemy się z tym spieszyć, Harry. Ledwo mam czas na to by oddychać. - powiedziałam chwytając jego nadgarstek. 

- Dobrze. Oddychaj. - powiedział i puścił walizkę która z hukiem spadła na ziemię. Przestraszyłam się.

- Jesteś naprawdę zestresowany. - stwierdziłam. - Jestem pewna że mamy czas, Harry. Nie możemy wyjechać w nocy. Gdzie byśmy się podziali? Nic nie zaplanowaliśmy. - podkreśliłam, mając nadzieję że zrozumie że to wszystko nie jest logiczne. - A ja nie mogę zostawić mojej rodziny. - dodałam cicho. 
Harry spojrzał na mnie.

- Nie zostaniesz w tym zadupiu, Thalia. Wyciągnę cię stąd jeśli będę musiał.

- Harry, postaw się na chwilę w mojej sytuacji. Moja mama i brat są zależni od Darrena i jego pieniędzy a sami wiemy ze nie można mu zaufać. Może lepiej byłoby opuścić to miasto, ale ja naprawdę nie mogę tego zrobić. - powiedziałam, spoglądając w dół.

Harry milczał przez dłuższą chwilę. 
Przerwał to westchnieniem, a po chwili przyciągnął mnie do siebie.

- Rozumiem. - powiedział w moje włosy.
Odetchnęłam z ulgą kładąc głowę na nim. 

- Kurwa, to był zadziwiający pomysł. - mruknął i lekko się zaśmiał. 
Jego serce mocno biło, skóra błyszczała od potu - był naprawdę zdenerwowany.

Cofnęłam się i splotłam nasze palce.
Harry zmarszczył brwi kiedy pociągnęłam go wzdłuż korytarza, prowadząc go do kuchni.

- Zwolnij. - powiedział z nutą rozbawienia.

- Czy tylko mi się wydaje czy jesteś silniejsza? - zapytał, kiedy zapaliłam światła w kuchni.

- Usiądź. - powiedziałam, uwalniając jego dłoń.

- I bardziej stanowcza. - kącik jego ust uniósł się kiedy usiadł na stoliczku przy blacie.

Podeszłam do lodówki i otwarłam ją. Poczułam zimne powietrze na moich policzkach które przypomniało mi o szpitalu w którym się obudziłam. Teraz to wszystko było jak sen z którego właśnie się obudziłam. Ale siniaki wciąż były na moim ciele - jedyny dowód na to że to wszystko działo się naprawdę.

- Miałaś odpoczywać. - powiedział.

Odsunęłam kartonik mleka i owoce aż moim oczom ukazały się ciasteczkowe lizaki. W domu Harry'ego nigdy nie brakowało tych smakołyków, a ja byłam jedyną osobą która wiedziała o jego obsesji na ich punkcie.

- Co ty właściwie robisz? - Harry był wyraźnie zniecierpliwiony.

Odwróciłam się z tym czego szukałam i mogę przysiąc że twarz Harry'ego od razu rozjaśniła się na ich widok.

- To pomoże ci uspokoić nerwy. - powiedziałam, podając mu patyczek.

- Znasz mnie zbyt dobrze. - pokiwał głową lekko przekręcają patyczek między palcami, gdy patrzył na ciasto pokryte czerwoną polewą. 
Właśnie wtedy poczułam jak moje mięśnie brzucha zaczynają boleć więc usiadłam na stoliczku obok niego i pochyliłam się nad blatem.
Moje ciało wyraźnie nie było jeszcze przygotowane na tak energiczne ruchy. 

- A ty nie masz jednego? - zapytał gdy zaczął łapczywie pochłaniać ciasto. Ledwo mogłam powstrzymać się od śmiechu. Czułam że jego nerwu puściły niemal natychmiast.

- Był tylko jeden. - odpowiedziałam.

Harry wyciągnął rękę by zaoferować mi swoją połowę.

- Zasługujesz na to bardziej niż ja.

- Ale za to ty je uwielbiasz. - odepchnęłam jego dłoń, uśmiechając się.

Wypiłam szklankę mleka a Harry skończył jeść ciasto.
Między nami zapadła cisza. Sądzę że potrzebowaliśmy tego po to by pozwolić naszym umysłom odpocząć. Ale wciąż myślałam o tym że byłam w ciąży z Harry'm. Co by się stało gdybym nie poroniła? Jak Harry by zareagował? To byłaby dziewczynka czy chłopczyk? Czy przypominałoby bardziej mnie czy Harry'ego? 

Byłam wdzięczna kiedy Harry w końcu przerwał ciszę.

- Uderzyłem mojego tatę - powiedział a ja w końcu wróciłam do rzeczywistości.

Oparł łokcie o blat i przeczesał dłonią swoje włosy.

- Lia, czułem się tak dobrze.

- Wow. - wzięłam głęboki oddech. To co powiedział sprawiło że poczułam się odrobinę lepiej. - Co się stało?

- Jego znajomi tam byli... łącznie z rodzicami Kaylee. - grymas pojawił się na mojej twarzy gdy usłyszałam to imię. - Więc myślę że wyjaśniłem wszystko bardzo jasno.

Chciałabym to zobaczyć. Damian został pobity przez swojego własnego syna. To musiało być duże widowisko.

- To świetnie! - zabrzmiałam na bardziej podekscytowaną niż tego chciałam.

Harry zaśmiał się przez moją reakcję a ja szybko się opanowałam.

- Zasłużył na to. - powiedziałam.

- Zasłużył na więcej niż tylko to. - wzrok Harry'ego powędrował na moją dłoń. Zmarszczył brwi kiedy zauważył te wszystkie siniaki.
Po chwili chwycił moją dłoń. Wyglądała na taką bladą i wątłą w przeciwieństwie do jego.

- Nigdy tego nie zapomnę. - powiedział surowo, patrząc na moją przebarwioną skórę. 
Ja też nie.

Po chwili poszliśmy na górę. W rezydencji nie toczyło się już prawie żadne życie, zaczęłam tęsknić za panią Briffen.

Harry obiecał że że zostaniemy tu dopóki wszystkiego nie przemyślimy. On nie wierzył swojemu ojcu i mimo że wierzył że nie będzie się do niego zbliżał po ich 'rozmowie', wciąż był ostrożny. Damian był zdolny do wielu rzeczy.

Wzięłam odświeżający prysznic i weszłam do sypialni znajdując Harry'ego leżącego na łóżku i zakrywającego dłonią oczy. Kilka guzików jego koszuli było odpiętych, jego włosy były w kompletnym nieładzie, tak jak jego pokój. 

By dojść do łóżka musiałam ominąć wiele części garderoby leżących na podłodze. 
Wyczuwając moją obecność, zabrał dłoń z oczu i zamrugał kilka razy zanim spojrzał na mnie.

Kiedy usiadł na materacu zauważyłam że trzymał papierosa w drugiej ręce. Zmarszczyłam brwi, opuszczając rękawy mojego swetra.

- Co ty robisz? - zapytał, kiedy odeszłam od łóżka i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- Nie będę spać na tym łóżku dopóki nie wyrzucisz tej trucizny. - powiedziałam stanowczo, wsuwając pojedyncze kosmyki włosów za moje ucho.

- Truciznę - zaśmiał się, cudowny uśmiech Harry'ego pojawił się na jego twarzy w najbardziej nieodpowiednim momencie. Musiałam przegryźć wargę by powstrzymać się od uśmiechu.

Moje stopy bolały a stawy były jak galareta. Próbowałam utrzymać równowagę i chciałam by Harry mnie posłuchał, bo wtedy mogłabym położyć się na łóżku. To właśnie przez palenie mój ojciec stracił życie. Kocham Harry'ego a myśl że mogłabym go stracić przerażała mnie. Nie mogłam wyobrazić sobie tego jak tracę go w ten sam sposób jak mojego tatę. 

- Okej, okej. - Harry szybko wsunął papierosa do ust. Ze złością patrzyłam jak po chwili go wyciągnął. Szary dym opuścił jego usta mieszając się z już zanieczyszczonym powietrzem w tym pokoju. Chciałam już stąd wyjść ale on wrzucił papierosa do pojemnika.

- To pomaga mi się zrelaksować. - usprawiedliwił się, wzruszając ramionami. - Zrobiłem tak jak powiedziałaś, teraz chodź. - przesunął się, robiąc więcej miejsca dla mnie.

Usiadłam na materacu a Harry rozpiął pozostałe guziki swojej koszulki i zdjął ją. 
Przyciągnął mnie do siebie a moje ciało dopasowało się do niego. Moje oczy zaczęły się zamykać niemal natychmiast. 
Harry objął mnie swoimi ramionami, oparł swój podbródek o moje ramię, czułam jak jego ciepłe oddechy opadały na moje włosy. Po paru sekundach zasnął.

Pamiętam dni kiedy zasypianie obok Harry'ego było tylko moim marzeniem. To zaskakujące jak wiele rzeczy zmieniło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

- Kocham cię. - wyszeptałam, zanim też zasnęłam.

Zobaczyłam jakąś scenę. Darren celował pistoletem w moją mamę i brata, jakieś ciemne postacie czaiły się w oddali. Zrozumiałam że to byli Damian i Richard, złowieszcza aura promieniowała od nich. Gdy przyjrzałam się bliżej zauważyłam że moja mama kołysała coś w swoich ramionach....dziecko. Ciągnęło mnie do niego. Nagle ogarnęło mnie intensywne poczucie tęsknoty. 

- Stop! - krzyknęłam próbując wytrącić broń z rąk Darrena ale nie udało mi się to. - Dlaczego chcesz to zrobić? - płakałam.

- Przepraszam. - powiedział Darren. Po chwili znów spojrzał na moją rodzinę. Jego ciemne oczy skoncentrowały się na dziecku płaczącym w roztrzęsionych ramionach mojej mamy. Poczułam jak ciepłe łzy spływają po mojej twarzy, moja skóra piekła od wściekłości. 
Przekleństwa opuściły moje usta, pierwszy raz w moim życiu.

Gdy usłyszałam strzał, upadłam na kolana. Moja mama i brat leżeli w czerwonej kałuży, małe ciało dziecka było między nimi. Ciemne postacie podały sobie dłonie kiedy Darren zaczął iść w ich kierunku. Krzyczałam na niego, wrzeszczałam, próbowałam go uderzyć. Ale on był nietykalny. 

- Przepraszam. - to wszystko co powiedział.

Moje oczy otworzyły się przez mocny uścisk na moim ramieniu. Słyszałam głośny, przeraźliwy krzyk. Nie zajęło mi dużo czasu zanim zorientowałam się że pochodził z moich ust. 
Usiadłam na łóżku a Harry uklęknął przede mną. 

- Thalia, przestań. To tylko sen. 

Przyłożył dłonie do moich policzków a ja spojrzałam na niego.

- Wszystko dobrze. - oparł swoje czoło o moje.

- Darren. - powiedziałam. - O-on zastrzelił moją rodzinę i nasze dziecko. - złapałam oddech.

- Miałaś koszmar.

- Oni zginęli! - płakałam.

- Nie, nic im nie jest. Właściwie... - nagle przerwał, przełykając ślinę.

Wtedy wróciłam do rzeczywistości.

- Och. - powiedziałam, moja klatka piersiowa poruszała się w szybkim tempie. - J-ja muszę zobaczyć moją mamę. 

- Z twoją rodziną wszystko dobrze. To był tylko sen. - powiedział Harry, odsuwając się. - Pocisz się. -  zauważył, odsuwając włosy z mojej twarzy.

- Muszę ich zobaczyć. Coś jest nie tak. Darren był w szpitalu i on.... - zatrzymałam się na chwilę. - On mnie pocałował, Harry. I chciał żebym wróciła do domu. C-coś musi być nie tak. Nie ufam mu.

- Zaraz, co? Czy właśnie powiedziałaś że on cię pocałował? Dlaczego do cholery on tam był? - złość pojawiła się na twarzy Harry'ego kiedy sprężył swoje ciało. - Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?

- To... nie ma znaczenia. On mnie nie obchodzi, nie chcę tylko by przebywał w pobliżu mojej rodziny. 

- To ma znaczenie dla mnie! Co jeszcze ci powiedział? Kurwa, Lia musisz mówić mi o takich rzeczach!

- Mówił dziwne rzeczy takie jak... to że planował się ze mną ożenić. To było naprawdę dziwne. Myślę że chciał bym mu wybaczyła i wróciła do domu.

- Mówiąc ci że chciał się z tobą ożenić? Co to za gówniana logika? Kiedy to się właściwie stało? - Harry przeczesał dłońmi włosy i skrzyżował swoje nogi.

- Gdy poszedłeś po samochód. Byłam w holu. - westchnęłam. Moje palce drżały. Po chwili Harry chwycił moje dłonie.

Westchnął.

- Rano zabiorę cię do twojej rodziny. Uporządkujemy to wszystko. I mam nadzieję że ta blond kurwa będzie trzymać się od nas z daleka.

Przytaknęłam i położyłam dłonie na jego karku. On przyciągnął mnie do siebie, jego usta musnęły moje czoło. Mój sweter zsunął się i odsłonił moje ramię, ale on po chwili podciągnął materiał. 

- Coś jeszcze cię dręczy? - zapytał, wiedząc że było coś jeszcze.

- Myślisz że jak by wyglądało? - zapytałam, moje palce śledziły tatuaż przedstawiający jaskółkę. - Dziecko?

- To pewnie byłyby chłopiec. - odpowiedział. - A my nazwalibyśmy go...

- Harry Junior. Bo miałby takie oczy jak ty. - powiedziałam.

- To ohydne imię. Ale zaakceptowałbym to. - powiedział, uśmiech pojawił się na jego twarzy. - Miałby dziwne upodobanie do staro wyglądających sukienek... tak jak ty.

- To byłyby chłopiec. - przypomniałam mu.

- On by je kolekcjonował, a ty byś je nosiła.

- Miałby włosy takie jak twoje a ja nakładałabym na nie tony żelu po to by utrzymać je w ładzie. 

- Przepraszam panią ale takie włosy nie mogą być w ładzie. Poza tym, dziewczyny kochają gdy są w nieładzie. 

Śmialiśmy się aż zrozumiałam że krew Damiana płynęłaby w żyłach mojego dziecka. Nawet jeśli mielibyśmy dziecko, to byłoby ono z nim związane. Potwór wciąż był ojcem chłopaka, który teraz był dla mnie wszystkim. Moglibyśmy robić wszystko by uwolnić się od niego, ale więzi nigdy nie zostałyby przerwane. To przerażające uczucie.

Ranek był wciąż daleko więc postanowiliśmy znów iść spać. Harry położył mnie na materacu i złożył długi pocałunek na moich popękanych ustach, zanim położył się obok mnie. On sprawiał że czułam się komfortowo i bezpiecznie. Byłam pewna że wszystko będzie dobrze tak długo jak on był przy mnie.


__________________________________________________________________________



Obudziliśmy się z bólem uszu. Dźwięk gwałtownego uderzania w drzwi roznosił się po całej rezydencji. Właśnie wtedy kiedy myślałam że najgorsze już minęło, i teraz wszystko będzie wspaniale. 
Moje serce mocno biło, pot pojawił się na moim czole. Harry założył koszulkę i poprosił bym została w pokoju. Przytaknęłam, moje dłonie zrobiły się wilgotne, palce zaczęły drżeć. Zaczęłam żałować że nie zgodziłam się na możliwość opuszczenia miasta wczorajszego wieczoru. 
Oczywiście, to nie był jeszcze koniec. 
Zadrżałam kiedy damski głos zabrzmiał na dole, irytująco piskliwy i znany.



_____________________________________________________________________________
__________________________________________________________________


Hej :)

Czy tylko mi się wydaje czy to jeden z dłuższych rozdziałów?

No ale po pierwsze: Lia, dlaczego nie zgodziłaś się na wyjazd? To byłaby najlepsza opcja.

A po drugie: 
Rozmowa Thalii i Harry'ego na temat wyglądu ich dziecka >>>>>>>>>>>>>>>>>>>
To było takie słodkie ♥

No i jak myślicie? Kim jest ta tajemnicza osoba na końcu rozdziału? (czy to pytanie nie jest zbyt łatwe? :D)

No a teraz ważna informacja.
Jesteśmy na bieżąco z rozdziałami. 
A to oznacza że teraz trzeba będzie czekać aż autorka będzie dodawać kolejne.

Jeśli macie jakieś pytania: http://ask.fm/soirishlove
hashtag: BabyDollPL

xx

środa, 26 marca 2014

Rozdział 54 - Ucieczka

Wciąż działające leki spowodowały że moje kolana lekko się ugięły przez co lekko pochyliłam się w stronę Harry'ego.
On chwycił moje ręce i owinął je wokół swojej szyi.

- Trzymaj się. - powiedział.

Ponownie zostałam położona na łóżko. Nie chciałam być tutaj. 
Przetarłam oczy i gwałtownie zamrugałam próbując walczyć z substancją która wciąż krążyła w moich żyłach. 
Usiadłam a moje ramiona zabolały.

- Musisz odpocząć, Thalia. - powiedział Harry.

Mówiąc to pewnie miał na myśli bym pozwoliła by leki w końcu zadziałały. 
Byłam chora i zmęczona przez brak snu i te wszystkie chore urojenia, więc nie, nie miałam zamiaru odpoczywać. 
Nadal pocierałam włosy aż w końcu leki przestawały działać. To nie było już tak silne i powoli mijało, mimo że minęło już dużo czasu.

Harry przeczesywał swoje włosy palcami, nerwowo chodząc tam i z powrotem. 
Przełknęłam ślinę kiedy podszedł do łóżka i ponownie uniósł rąbek mojego swetra. 
Jego oczy nerwowo spojrzały na moje, oczekując na pozwolenie na to by wyżej podciągnąć materiał.
Kiedy przytaknęłam głową moja skóra znów została odsłonięta, poczułam przepływ zimnego powietrza. Skrzywiłam się na widok przebarwień na skórze. Nie minęło dużo czasu zanim mój umysł został zaatakowany przez ciemne wspomnienia. 

Harry zmarszczył czoło, kiedy zdenerwowany patrzył na moje siniaki. 
Ciemne odcienie fioletu i brązu, o różnych rozmiarach, pokrywały moje biodra i talię. 
Harry podciągnął moje rękawy a ja wzdrygnęłam się na jeszcze większą ilość siniaków. 

- Kurwa, Lia. - zaklął pod nosem. - Co oni ci zrobili?

Wyraźne obrazy męki, które nazywałam koszmarem, zalały mój umysł. 
Przypomniałam sobie głosy które słyszałam. Przypomniałam sobie dwóch mężczyzn wchodzących do mojego pokoju. 
Teraz to miało sens.

- Dwaj mężczyźni. - przełknęłam ślinę. - Przyszli do mojego pokoju i coś mi wstrzyknęli.

Harry spojrzał na mnie pytająco. 

- Myślę że potem straciłam przytomność.... - kiedy ucichłam, moje myśli zaczęły wędrować dalej, kolejne sceny ukazywały się przed moimi oczami. 
Zamknęłam na chwilę oczy i zaczęłam masować skronie gdy zdałam sobie sprawę że było tego więcej. 
Przypominałam sobie więcej.

Harry pochylił się, kładąc ręce po moich obu stronach.

- Nie chcę żebyś teraz o tym myślała. Pomyślimy o tym później. - wymruczał mi do ucha zanim złożył pocałunek na moim policzku.

Chwyciłam jego ramiona kiedy próbował je odsunąć. 

- Ponownie obudziłam się w tym pokoju. Widziałam wszystkie rodzaje.... narzędzi, obok mnie. Było tam więcej ludzi ale nie mogę sobie przypomnieć ich twarzy. - zamilkłam, kiedy oddech uwiązł mi w gardle. - Pamiętam kopanie i to że krzyczałam aż rozbolało mnie gardło. Wielu z nich trzymało mnie... - wzięłam głęboki oddech.

- To dlatego je masz. - oczy Harry'ego pociemniały kiedy spojrzał na duży znak niedaleko mojego nadgarstka. Przejechał palcami po tym miejscu, jego szczęka momentalnie się zacisnęła. Przypomniałam sobie uczucie kopania na moim ciele. Miałam w ustach jakąś szmatkę, która tłumiła moje krzyki. 
To wtedy rozpoczął się ich chory plan by zabić moje dziecko.

- Miałeś rację z tym że Darren robi coś za naszymi plecami. Zgadnij co...

- Pracuje dla Richarda. - dokończył, przez co spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Skąd wiesz? - Harry wiedział wiele rzeczy i zawsze trzymał je tylko dla siebie.

- Poszedłem do twojego domu kiedy zaginęłaś i on oczywiście tam był. - na chwilę uniósł brwi, kiedy opierał się o materac. - Kiedy powiedziałem mu i twojej mamie że zniknęłaś, on od razu wiedział że to była sprawka Richarda. Chciałem go uderzyć ale nie mogłem tego zrobić. To nie zrobiłoby dobrego wrażenia na twojej mamie. - kącik jego ust lekko się uniósł kiedy pocierał swój podbródek. Udało mi się uśmiechnąć, ale moje serce tonęło na wspomnienie mojej mamy.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi że byłam w ciąży, Harry? - spytałam. Czułam się głupio z tym że sama się tego nie domyśliłam.

- Lia powinnaś na siebie spojrzeć... jesteś całkowicie wykończona. - spojrzał na moją dłoń a po chwili zaczął delikatnie pocierać ją kciukiem. - Nie wiem co we mnie wstąpiło, gdy wtedy zacząłem na ciebie krzyczeć. Chyba byłem po prostu zestresowany. 

- To był zły pomysł, prawda? - zapytałam po długiej chwili milczenia.

- Co?

- To co zrobiliśmy... - zacisnęłam wargi zanim ponownie przetarłam oczy. Nie chciałam ponownie zasnąć, a już zwłaszcza nie teraz. Harry sięgnął do kanapy by wziąć kolejną poduszkę.

- Nie sądzę że to był zły pomysł. To po prostu stało się w niewłaściwym czasie i w niewłaściwym miejscu. A ja... powinienem był zaczekać. - powiedział, kładąc kolejną poduszkę pod moją głowę. - Po prostu... zawsze tak było z innymi dziewczynami więc myślałem.... - nagle zamilkł, widząc niezadowolenie na mojej twarzy. - Ale ty nie jesteś jak inne dziewczyny.

- Oczywiście. - przewróciłam oczami, opierając się o poduszki. To doświadczenie było przerażające ale i magiczne. 

Harry podrapał się po karku, uśmiechając się i obserwując jak zatapiam się w poduszkach. Moje ciało bolało z każdym najmniejszym ruchem, przypominając mi o człowieku który to wywołał.

- Nie możesz tutaj zostać. Wiesz o tym, prawda? - powiedział.

- To gdzie mam iść? Nigdy nie wyjeżdżałam z Fleese. A co jeśli tam będzie jeszcze gorzej? To miasto może nie jest najlepsze ale przynajmniej je znam. I nie mogłabym zostawić mojej rodziny...

- Znajomość to problem. - powiedział, a ja wiedziałam że to prawda. 

- Thalia. - Harry przybliżył się do mnie, zaciskając wargi zanim znów zaczął mówić. - Ucieknij ze mną.

Czekałam, nie, marzyłam o tym by usłyszeć od niego te słowa. Z Harry'm u mojego boku byłam gotowa podjąć się każdej przygody. I to naprawdę było jedynym rozwiązaniem w tym momencie. 
Jak Harry mógłby dalej żyć pod kontrolą swego ojca, po tym co on zrobił? Jak mogłabym żyć pod jednym dachem z moją matką która wiedziała o wszystkim co zrobiłam? Jak mogłabym tak żyć kiedy ona patrzyłaby na mnie jak na kogoś kogo nie zna? 
Niestety, to wszystko już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.

- J-ja nie wiem, Harry. - wymruczałam. To było coś wielkiego, coś co mogłoby zmienić moje życie, mimo że to już się stało.

- Nie musisz teraz nic mówić, po prostu to przemyśl. - odgarnął włosy z mojej twarzy i schował je za moje ucho.

- Jesteś gotowy opuścić ten cały luksus? - zapytałam.

- Jeśli nie wyrwę się z tego wszystkiego, będę taki jak mój ojciec. Dosłownie wszystko co robię teraz w tym mieście prowadzi do tego bym kiedyś był jak on. - powiedział. - Oboje wiemy że nie jest bezpieczne by zatrzymać się tu na dłużej ... ci dranie skończyliby z tym całym gównem dopiero gdy mój ojciec powiedziałby im że trzymam się z dala od ciebie. A oboje wiemy ze nie mogę tego zrobić.

Nasze głowy obróciły się kiedy przez drzwi weszła pielęgniarka z papierem i długopisem w ręku. Harry spojrzał na nią a moje serce zaczęło mocno bić kiedy otworzył usta.

- Czy ludzie są kurwa głupi? Ile razy mam mówić że nie chcę by ktoś tu wchodził w najbliższym....

- Przepraszam. - szybko mu przerwałam. - Ale byłoby wspaniale gdybyśmy mogli dostać jeszcze parę minut. - powiedziałam pielęgniarce, gdy zauważyłam że jej ciało zaczyna drżeć w jej luźnym ubraniu. 
Harry schował swoją twarz w dłoniach i westchnął.

Na szczęście, pielęgniarka obróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia tak szybko jak tylko mogła. Położyłam rękę na dłoni Harry'ego i zabrałam ją z jego twarzy. Jego klatka piersiowa gwałtownie się unosiła, skóra wokół oczu była ciemna a wargi suche. Mimo że nie lubiłam gdy na kogoś krzyczał, zrozumiałam dlaczego to zrobił. Harry był wyczerpany i potrzebował przerwy, tak jak ja. Splotłam nasze palce, lekko ściskając jego dłoń, próbując go pocieszyć. Wiedziałam że Harry miał problemy z temperamentem. To musiało się zmienić jeśli mielibyśmy rozpocząć nasze nowe, wspólne życie.



______________________________________________________________



Wieczorem byłam gotowa by opuścić szpital. 
Lekarze poinformowali mnie ze powinnam zostać tu dłużej by moje ciało doszło do siebie. Szczerze mówiąc byłam obolała ale nie mogłam już dłużej zostać w szpitalu i patrzeć jak Harry śpi na kanapie. 
To przypominało mi o wszystkim złym co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. 

- Lia, w porządku. To zajmie tylko chwilę. - zapewniał mnie Harry, kładąc dłonie na moich które ściskały jego koszulę. 

- Thalia. - powiedział cicho, a moje ręce opadły po obu moich stronach. 

Pielęgniarka która odprowadziła nas, teraz obserwowała całą sytuację.

- Będę za chwilę. - powiedział a potem zniknął za szklanymi drzwiami.

- On idzie tylko po samochód, wiesz o tym prawda? - powiedziała pielęgniarka, żując gumę.

Skinęłam głową, lekko zakłopotana. 
Spoglądałam na wszystkich będących w korytarzu. Wciąż bałam się że gdzieś tu może być Richard albo Damian.

- Jesteście małżeństwem? - zapytała pielęgniarka, robiąc balona z gumy.

- Nie, nie jesteśmy. - powiedziałam, nie chcąc wprowadzać ją w szczegóły. 

- Wyluzuj. - powiedziała, unosząc na mnie brwi. Miała rację.

Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki oddech.

- To jest to. Oddychaj głęboko. - powiedziała.

Zanim otworzyłam oczy, poczułam szarpnięcie na moim ramieniu.

- Thalia. - Darren stał naprzeciwko mnie, przeczesując dłonią rozczochrane włosy. Moje serce zaczęło dziko łomotać w mojej klatce piersiowej kiedy odsunęłam się od niego.

- Wow! Odsuń się! - pielęgniarka zainterweniowała, stając obok mnie. 

- Thalia, proszę posłuchaj mnie. Zostawię cię w spokoju jeśli mnie posłuchasz. - Darren praktycznie błagał.

- Znasz go? - zapytała mnie pielęgniarka.

- Harry za chwilę wróci. Na twoim miejscu, wyszłabym stąd. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- I gdzie on cię zabierze? - zmrużył oczy. - Wracasz do domu, Thalia. 

- Nie, j-ja nie mogę. - spuściłam wzrok. - Masz tupet, prawda Darren? Po tym wszystkim co zrobiłeś, myślisz że masz prawo mówić mi co mam robić? 

- To nie miało tak być. - oblizał wargi zanim kontynuował. - Planowałem się z tobą ożenić.

Moje usta nagle się otworzyły. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. 

- Nie teraz, mam na myśli w przyszłości. Pracowałem po to by zebrać dla nas pieniądze. Dla naszej przyszłości. Dla twojej mamy i Jakeya. Jesteś jedyną rodziną którą mam, Lia. Oboje wiedzieliśmy że kiedyś to się stanie.

- Nie. - pokręciłam głową. - Robisz absolutnie ohydne rzeczy. Porywasz dziewczyny dla Richarda!

- Już tego nie robię, Lia. Zerwałem z nimi wszystkie kontakty. Chcę skoncentrować się na tobie, chcę się tobą zająć. Zaczniemy od nowa....

- Nie widzę swojej przyszłości z kimś takim jak ty. - powiedziałam.

- A więc to tak? Nie wracasz do domu? - nie wiedziałam dlaczego mówił na moje mieszkanie 'dom'. Mieszkaliśmy w tym samym budynku, ale nie razem. 

- Nie sądzę. - znów spuściłam wzrok. - C-chyba opuszczę miasto. - powiedziałam. Musiałam go o tym poinformować.

- Ty.... ty opuścisz miasto? - wyjąkał, wszystkie emocje zniknęły z jego twarzy. Wtedy jego wzrok powędrował na moje ramię, coś co zobaczył spowodowało że się zdenerwował.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć on pochylił się i pocałował mnie w usta. Po chwili szybko uciekł, tak jakby go tu nie było. 
Szybko przyłożyłam dłoń do ust. 
Pielęgniarka patrzyła na mnie z szeroko otwartymi ustami.

- Gotowa by iść? - poczułam dłoń Harry'ego na moim ramieniu. - Czy chcesz bym zaniósł cię do samochodu? - uśmiechnął się.

- Nie, jest dobrze. Chodźmy. - powiedziałam, obejmując go ramieniem. 
Nie chciałam mu mówić o szybkiej wizycie Darrena. A zwłaszcza nie teraz.
Wydawał się być w lepszym nastroju a ja nie chciałam tego psuć.


_______________________________________________________________________



Robiło się coraz ciemniej kiedy dotarliśmy do rezydencji. 
Harry zdrzemnął się na kanapie przy moim szpitalnym łóżku, więc nie miał żadnych problemów z jazdą. 
Patrzyłam jak wiercił się, próbując ułożyć się w wygodnej pozycji. 
Wyglądał jak dziecko, kiedy spał.

Harry trzymał ręce na moim ramieniu i talii kiedy prowadził mnie do rezydencji. Doceniałam to że tak się o mnie martwił ale byłam pewna że poradziłabym sobie sama. 
Po tym jak weszliśmy do środka a  upewnił się że jestem bezpieczna, szybko pobiegł schodami na górę. 
Chwilę później, wrócił trzymając dużą walizkę. 

- Co ty robisz? - zapytałam, ogrzewając się przy kominku.

- Wyjeżdżamy dziś wieczorem.


___________________________________________________________________________
______________________________________________________________________

Hej :)

W końcu udało mi się dodać rozdział.

Harry w końcu powiedział że chce uciec z Lią :D

Tak długo na to czekałam xD

W ogóle, Darren, co ty odpierdalasz?
Odwal się w końcu od Thalii.

A wy co myślicie o tym wszystkim?

hashtag: #BabyDollPL

xx

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 53 - Rzeczywistość

Moje serce zaczęło dudnić w moich uszach kiedy inni wbiegli do pomieszczenia. 
Harry odsunął się od łóżka kiedy moja mama szarpnęła za jego koszulę, starając się stworzyć jak największą odległość między nami. 
Co się dzieje?

- Niech się pani uspokoi! - pielęgniarka chwyciła moją mamę za ramiona, próbując ją uspokoić. 

Brwi Harry'ego zmarszczyły się, na jego twarzy pojawiło się zniecierpliwienie. Byłam pewna że zaraz się wścieknie, bo zawsze tak było.
Zaskoczyło mnie to że nic takiego się nie stało.
Pielęgniarki zaczęły przekonywać mamę do tego by dała mi i Harry'emu trochę czasu dla siebie.

- Nie mam zamiaru zostawić jej z nim. Ani z kimkolwiek innym. Zamierzam zabrać ją do domu. - głos mojej matki drżał.

- Rozumiemy że się pani martwi ale jest pani gościem a goście nie powinni zachowywać się w taki sposób. Najlepiej będzie jeśli wyjdzie pani na chwilę. - rudowłosa pielęgniarka mówiła do niej, jej ton świadczył o tym że była zniecierpliwiona.

Moja mama wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy zanim znów zaczęła mówić.

- Nie. Ja zostanę i...

- Nie będę hałasować. - jej głos był bardziej miękki ale wciąż drżał.

Pielęgniarka spojrzała na Harry'ego, czekając na odpowiedź. 
Przytaknął w ramach niechętnej zgody, wciąż marszcząc brwi.

- Nie myślę tak. - powiedział do mojej matki, gdy pielęgniarki opuściły pokój. - Nie powinna pani krzyczeć przy niej, ona właśnie się obudziła. 

Starałam się przypomnieć sobie wydarzenia które doprowadziły do tego. Moja matka i Harry stali dosłownie twarzą w twarz - to był koszmar. Zostałam wypisana, wiedziałam o tym. 
Ale powód tego wszystkiego był niejasny. Miałam trudny czas kiedy nie odróżniałam snów od rzeczywistości. Ale to nieprzyjemne uczucie w dole brzucha, przypomniało mi o wszystkim. 
Krew, ból. To dręczące uczucie jakby coś wyszło z mojego ciała. Zdałam sobie z wszystkiego sprawę zanim zemdlałam.... pamiętałam to. Ale nie mogłam w to uwierzyć. Czy nosiłam w sobie dziecko Harry'ego? Moje dłonie zaczęły się pocić. To by wyjaśniało wiele rzeczy.... mdłości, skurcze, brak energii. Byłam taka nieuważna, taka głupia.

- Nie możesz mnie pouczać. To moja córka a ty ją zniszczyłeś. Była dziewczyną z aspiracjami i przyszłością  ale wy, potwory, pozbawiliście ją tego wszystkiego. Użyłeś jej do własnych potrzeb... teraz spójrz na nią. - spojrzała na mnie.

Harry lekko rozchylił usta, wyglądał jakby zabrakło mu słów. Był wykończony, jego włosy były nieokiełznane, skóra wokół oczu straciła kolor.
To wszystko działo się dla mnie za szybko. 
Straciłam dziecko, prawda? 
Oczywiście że tak. 
Dziecko o którym nawet nie wiedziałam. 
Skuliłam się przez tą myśl. Poczułem lekkie zawroty głowy więc szybko zamknęłam oczy.

- Czy naprawdę oczekujesz że tak łatwo odpuszczę? - moja matka usiadła na łóżku. Po chwili chwyciła moje dłonie i obserwowała mnie ze współczuciem.

Harry zaczął masować skronie, siadając na krześle przy łóżku. 
Mama chwyciła mój podbródek i powoli obróciła moją głowę w jej kierunku, wyraźnie niezadowolona tym że patrzyłam na Harry'ego. 
Po chwili pogłaskała mnie po policzku, starając się mnie pocieszyć.

- Wszystko będzie dobrze. Wracasz do domu, Thalia. Oni nie będą już cię dręczyć. Chcę byś zapomniała o....

- Mamo. - przerwałam, chwytając jej dłonie. - T-to nie jest jego wina. - powiedziałam cicho. 
Byłam przerażona reakcją matki kiedy wypowiedziałam następujące zdanie.

- Kocham go.

Głowa Harry'ego odwróciła się w moim kierunku przez moje słowa. Od razu się wyprostował i zaczął mnie bacznie słuchać. 
Moja mama otworzyła usta i patrzyła na mnie bez słowa. 
Nerwowo przegryzłam dolną wargę, kiedy napięcie w pokoju wzrosło. 

- Mamo. - zaczęłam, mocniej ściskając jej dłoń. 

Złamała mi serce kiedy zabrała swoją dłoń. To był chyba jedyny czas kiedy zaczęłam żałować że wciąż nie utrzymuję tego w tajemnicy przed nią. 

Mimo wszystko chciałam by wiedziała że Harry stanowi teraz część mojego życia, chciałam też żeby wiedziała że nie może tak po prostu nas rozdzielić, bo oprócz niej i mojego brata, on jest wszystkim co mam. Zbyt wiele razy pozwalałam mu odejść. Ale nie mogłam się spodziewać że moja mama od razu zrozumie bo przecież widziała Harry'ego, Richarda i Damiana jako jedną i tą samą osobę. 

- On ci to zrobił. O-on się nad tobą znęcał! - mruknęła.

- Nie, nie robił tego. To... - zatrzymałam się by przełknąć gulę w gardle. - To była nasza wspólna decyzja. On nigdy się nade mną nie znęcał. 

Po chwili mama podniosła się z materaca i zaczęła patrzeć na mnie jak na kogoś obcego. Przez jej reakcję poczułam ból w klatce piersiowej. A co jeszcze pogorszyło sytuację to, to ze Harry chwycił moją dłoń. Mama z ponurym wyrazem twarzy patrzyła na Harry'ego. Jej szare oczy wypełniły się łzami gdy spojrzała na nasze splecione dłonie.

- Kocham pańską córkę. I chcę by pani wiedziała że gdyby nie ja to ona nadal byłaby w burdelu i robiła Bóg wie co. Mój ojciec był jednym z tych którzy pozbyli się dziecka. Ja nawet nie wiedziałem o ciąży dopóki znów jej nie zabrałem. - Harry powiedział chłodno.

- Darren mi o tym powiedział. Mówił że coś miedzy wami jest, ale ja nie chciałam w to uwierzyć. Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie, Thalia. Nie myślałam że zgodzisz się na coś tak chorego. - moja mama zacisnęła usta a po chwili łza spłynęła po jej policzku. Nie mogłam patrzeć na nią w takim stanie ale w końcu musiała się o wszystkim dowiedzieć, nawet jeśli nigdy tego nie zrozumie.

Niesprawiedliwe było postawienie mnie w takiej sytuacji. Nie miałam czasu by przyjąć do siebie fakt że właśnie straciłam dziecko, od razu musiałam zacząć się kłócić z matką. Ukrywałam to tak długo aż w końcu wszystko ujrzało światło dzienne... w najgorszym możliwym momencie. Odetchnęłam gdy poczułam że Harry mocniej ściska moją dłoń. Dopiero gdy jego kciuk zaczął pocierać mój policzek, zrozumiałam że płakałam. 

- Jeśli pani naprawdę martwiłaby się o Thalię to nie mówiłaby jej pani teraz takich rzeczy. - powiedział. I miał rację. 

Właśnie wtedy drzwi się otworzyły.

- Przepraszam że przeszkadzam ale czas wizyty się skończył. - to była pielęgniarka. 
W pewnym sensie byłam jej wdzięczna. Napięcie opadnie kiedy mama stąd wyjdzie. Chciałabym z nią porozmawiać, kiedy Harry'ego nie będzie w pobliżu.

Kiedy myślałam że moja mama zacznie protestować, ona zrobiła dokładnie odwrotnie. Niepewnie pochyliła się by podnieść swoją torebkę a później, bez słowa, wyszła z pokoju. Nawet na mnie nie spojrzała. Zaczęłam ją wołać ale to na nic się nie zdało. Już jej nie było.

Była to prawdopodobnie ostatnia rzecz, której oczekiwała ode mnie. Przez całe życie chciała trzymać mnie i mojego brata w naszych pokojach. Myślała, że jak długo jeszcze to potrwa? Jak długo ona chciała nas chronić? Nieuniknione było to że kiedyś dorośniemy i pójdziemy w świat. Ona nie przygotowywała nas do tego i to było najbardziej przerażające.

- Nie martw się o nią, dobrze? - powiedział Harry. 
Spojrzałam na niego.

- Jak się czujesz? - tęskniłam za jego zielonymi oczami. Były w wielu snach które miałam gdy byłam nieprzytomna. To było surrealistyczne mieć go przy sobie, teraz. Dotknęłam jego policzka na co uśmiechnął się, mimo że reszta jego twarzy wskazywała na to że był zdenerwowany.

- Dużo lepiej niż gdy obudziłam się ostatnim razem. - udało mi się uśmiechnąć, mimo że nie byłam w nastroju do tego. Zanim wyciągnęłam swoje ręce do niego, chwyciłam koc i zdjęłam go z siebie. Byłam w odzieży szpitalnej, dano mi kilka zastrzyków. Jasne rurki były poprzyczepiane do mojego ciała.

- Straciłaś dużo krwi. - powiedział Harry, siadając obok mnie na łóżku. Wsunął moje włosy za ucho by uzyskać dokładny obraz mojej twarzy.

- Czy było... duże? Dziecko? - walczyłam by mój głos się nie załamał. 

Przejechał dłonią po karku, biorąc głęboki oddech. 

- Nie, lekarze powiedzieli że nie.

- Czy wiedziałeś że byłam w ciąży, Harry? - zapytałam pochylając się i kładąc głowę na jego ramieniu. 

- Richard mi powiedział. - odparł w moje włosy. Oni mi to zrobili. Więc niektóre z tych koszmarów były prawdziwe. Harry powiedział ze Darren chciał użyć drastycznych środków by nas rozdzielić, a to dziecko sprawiłoby że jeszcze bardziej zbliżylibyśmy się do siebie. Więc to on był winowajcą. Ojciec Harry'ego był mózgiem.

- Gdybym przybył tam wcześniej, mógłbym zapobiec temu wszystkiemu. - głos Harry'ego się załamał, z jego oczu zaczęły wypływać łzy. 

Byłam poruszona jego reakcją. Był w takiej sytuacji, w jakiej nigdy go nie widziałam. Zaczęłam się zastanawiać co by było gdybym nie straciła dziecka.

- Możesz przestać cały czas się obwiniać? To nie twoja wina, Harry. - powiedziałam cicho, kładąc dłoń na jego karku i głaszcząc go lekko zanim przeniosłam dłonie na jego twarz by otrzeć łzy spływające po jego policzkach. 
Po chwili zabrał moje ręce ze swojej twarzy i sam otarł swoje oczy.
Harry wciąż nie lubił okazywać swoich słabości, nawet przy mnie.

- Przyniosłem ci ubrania. - zmienił temat, wstając z łóżka. Nie chciał rozmawiać o tym wszystkim, tak samo jak ja. Musieliśmy dać przerwę naszym umysłom. Uśmiechnął się do mnie i sięgnął po czarną, sportową torbę. Po chwili stał już przy mnie z małym stosem ubrań. 

- Skąd je masz? - zapytałam, zabierając ubrania. Wyprostowałam przed sobą brązowy sweter i jeansy. 

- Były jeszcze w praniu, kiedy wyjeżdżałaś. 

- A pani Briffen wyprała je dla mnie. - powiedziałam, zadowolona z tego że nie zapomniałam.

- Tak... ona już u mnie nie pracuje. - poinformował mnie. - Mój ojciec ją zwolnił.

Pani Briffen była z Harry'm od czasów przedszkolnych.... jak Damian mógł tak postąpić wobec niej? Pewnie ja byłam tego powodem. Wiedział ze dobrze się ze sobą zapoznałyśmy. Chciał by jego syn zapomniał o mnie. Zauważyłam że nawet meble w rezydencji zostały zmienione.

- To jest straszne. - podkreśliłam, kiedy próbowałam zejść z łóżka. Lekko się skrzywiłam gdy poczułam ból. Harry od razu rzucił się by mi pomóc. - Może nie powinnaś się jeszcze przebierać. - zasugerował, chwytając moje ramiona. 

- Nie, jest w porządku. To nie boli aż tak bardzo. - poinformowałam go.
Nie robiłam tego dlatego bo chciałam się przebrać, tylko po to by dowiedzieć się jak bardzo mogę się ruszać.
Harry chwycił mnie lekko powyżej pasa by pomóc mi wstać z łóżka.

Gdy stanęłam na nogach dostałam zawrotów głowy i zaczęłam się potykać. Trzymał mnie blisko siebie, chroniąc przed upadkiem, cichy chichot wydobywał się z jego ust. Moje ręce zsunęły się na jego ramiona.
Kiedy spojrzałam na niego, on powoli pochylił głowę by mnie pocałować. To był mały pocałunek ale czułam jak iskry przechodzą przez moje ciało. Brakowało mi tego uczucia.

- Nie pozwolę by ktoś inny cię dotykał. - powiedział, zaufałam jego słowom. - Obiecuję.

Odpowiedziałam przytaknięciem.

- Teraz wydostań się z tych ubrań. - powiedział nieco żartobliwie.

Odwróciłam głowę w stronę drzwi, bałam się że ktoś może wejść do środka.

- Nie martw się, nikt nie przyjdzie. Powiedziałem im żeby nam nie przeszkadzali. - Harry rozwiał moje wątpliwości.

- Trzymaj się mnie. - powiedział, puszczając moją talię.

Zacisnęłam uścisk na jego ramionach kiedy ten sięgnął do moich pleców, by rozwiązać węzeł. Chowałam głowę w zagłębieniu jego szyi kiedy znów zaczęłam się robić senna. Jakie leki ja dostawałam? One po prostu nie przestawały działać.

Kiedy Harry rozwiązał sznurki, zsunął materiał z mojego ciała. Zaczęłam się trząść, gdy poczułam zimne powietrze na swojej skórze. Nigdy nie myślałam że kiedyś znienawidzę klimatyzację. Gdy Harry to zauważył, szybko sięgnął po sweter leżący na łóżku.
Podniosłam ręce aby umożliwić mu wsunięcie go na mnie. Gdy już przewrócił sweterek na dobrą stronę zaczął się krzywić i zaprzestał swoje ruchy.
Pochylił się trochę i zaczął kciukiem rysować kółka na moim biodrze.
Zdziwiona jego zachowaniem, spojrzałam w dół.
Wzięłam głęboki oddech kiedy zobaczyłam że całe moje ciało jest pokryte fioletowymi i brązowymi siniakami.



__________________________________________________________________________
____________________________________________________________________


Hej :)

Postanowiłam że dzisiaj też dodam rozdział :)
Dlaczego?
Bo coraz bardziej zbliżamy się do najlepszego (według mnie) momentu.
Wielu z was na to czekało i w końcu to się stanie.
Pewnie myślicie o czym teraz mówić :D
Jeśli dobrze poszukacie to na moim asku (http://ask.fm/soirishlove) znajdziecie fragment kolejnego rozdziału który wam wszystko wyjaśni :D.

A wracając do rozdziału:
Rozumiem że mama Lii chce ją chronić, no ale jak ona się zachowuje?
Te jej uczucia wydają mi się takie sztuczne, jakby wstydziła się swojego dziecka.

A wy co myślicie?

Jeśli macie jakie pytania: http://ask.fm/soirishlove
hashtag: #BabyDollPL 

Zapraszam też was na bloga z tłumaczeniem ff http://ps-i-hate-you-fanfiction.blogspot.com/
uwielbiam to ff i uważam że naprawdę jest warte przeczytania :)

xx


sobota, 22 marca 2014

Rozdział 52 - Odejdź

Skąd wiedzą co się stało Thalii? Jak dowiedzieli się że jest w tym szpitalu?

Westchnąłem i podszedłem do szklanych drzwi. 
Darren i matka Thalii praktycznie błagali by ich wpuścić do środka ale personel twardo trzymał się zasad i przepisów, co było zabawne, bo nikt w tym mieście nie przejmował się nimi. 

Nie wpuszczą cię jeśli wcześniej nie zadzwoniłeś i nie umówiłeś się, no chyba że masz jakiś dowód na to że jesteś krewnym lub bliskim znajomym pacjenta. Dowiedziałem się o tym kilka lat temu kiedy mój wujek tutaj zmarł. Wiedziałem też że zwracali uwagę na ubranie, zanim kogoś wpuścili do środka. Jeśli ktoś był biednie ubrany to oni już wiedzieli że nie będzie w stanie zapłacić za usługi tutaj. Ta sama obowiązywała nawet jeśli byłeś gościem.

Zauważyłam jak Darren zaczął się napinać stojąc za kruchą kobietą, kiedy ja przeszedłem przez rozsuwane drzwi. 
Dlaczego on jej towarzyszył? Czy ona nie zorientowała się jakie pieprzone gówno on robił za jej plecami? 
Pracownicy nagle odwrócili głowy w moją stronę. 
Reagowali na mnie w ten sam sposób w jaki ludzie reagują na mojego ojca gdy ten wchodzi do jakiegoś pomieszczenia. 

- Musisz im powiedzieć. - matka Thalii przyciskała chusteczkę do nosa. - Muszę zobaczyć moją córkę. - jej oczy były pełne łez, cienkie palce drżały kiedy patrzyła na mnie. 

Moja uwaga była teraz zwrócona ku Darrenowi. Jak on mógł się tu pokazać po tym jak jego mały sekret został ujawniony. Ten facet wiedział wiele rzeczy, nawet udało mu się jakoś wyśledzić Thalię. To dlatego nie chcę by przebywał w jej pobliżu.

- Wpuśćcie ją do poczekalni. - powiedziałem pracownikom, szczególnie wysokiemu mężczyźnie który stał naprzeciwko drzwi z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Nie wydawał się być zadowolony gdy wpuszczał matkę Thalii do środka.

Lęk pojawił się na przepracowanej twarzy Darrena. Najwyraźniej stracił pewność siebie którą miał gdy ostatni raz go widziałem. 

- Wynoś się stąd. - powiedziałem ostro. 

Nie protestował. 
Musiał w końcu zrozumieć że przebywał wśród wielu dupków, i miejmy nadzieję że wie, że jest winny.
Lepiej żeby wiedział.

Wróciłem do poczekalni, matka Thalii wierciła się na krześle. 
Jej siwe włosy były kręcone, miała bladą skórę i wystające kości. 
Widząc ją w takim nerwowym stanie przypomniałem sobie o całej sytuacji. Moje serce znów zaczęło szybciej bić.

Oboje mieliśmy pytania do siebie nawzajem, lecz milczeliśmy. 
Czy ona w ogóle wie co się dzieje z jej córką? Jeśli tak, to skąd? Czy wie że Thalia spodziewa się dziecka? Mojego dziecka? 
Jej obecność nie powodowała napięcia, a przynajmniej nie teraz. Oboje byliśmy zajęci myśleniem o tej sytuacji. 
Chodziłem tam i z powrotem, moje drżące ręce opadały po obu stronach mego ciała, ale po chwili znów chowałem je do kieszeni, nie wiedząc co mam z nimi zrobić. 
To doprowadzało mnie do szału, moja niecierpliwość brała nade mną przewagę. 
Co kilka sekund nachodziła mnie chęć wpadnięcia do tamtego pomieszczenia ale powstrzymywałem się od tego.

Kiedy mężczyzna ubrany w biały fartuch, prawdopodobnie lekarz, wyszedł z pomieszczenia, mama Thalii od razu stanęła na nogach. 

- Jestem jej matką. Co z nią jest? Jak ona się czuje, doktorze? - pytała, unosząc ramiona w górę jakby chciała nim wstrząsnąć. 
Lekarz ściągnął z twarzy maskę chirurgiczną a następnie powoli pokręcił głową.
Poczułem jak krew płynie w moich żyłach, serce biło jeszcze szybciej. 

- Co to do cholery ma znaczyć? - wrzasnąłem, zrozpaczona matka Thalii szybko stanęła obok lekarza.

Zanim odpowiedział, poszedłem za nią do izby przyjęć. 
Wszystko stawało się wielką plamą, silny zapach środków dezynfekujących atakował moje zmysły. 
Przepychałem się między ludźmi aż w końcu zobaczyłem Thalię.
Jej brązowe oczy były poza zasięgiem, miękkie pościele ukrywały jej ciało leżące na szpitalnym łóżku, wiele przezroczystych rurek było do niej podłączonych. Byłem wdzięczny za to że nie widziałem tu żadnej krwi.

- Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. - usłyszałem głos lekarza za mną. - Jednak poronienie okazało się być wywołane. Z odpowiednią opieką, wszystko będzie z nią dobrze. Ale nie było mowy o tym by ocalić ciążę. Staraliśmy się. Ale.... strasznie mi przykro. - lekarz staną obok mnie, próbując ściągnąć rękawiczki, prawdziwe współczucie było w jego głosie. - Zostawimy was na moment. Polecam zachować odległość od młodej damy. Wiele przeszła, jest w słabym stanie.

Po chwili wyszedł z pielęgniarkami z pomieszczenia zostawiając mnie w nim z Thalią i jej matką. 
Maszyny piszczały i wydawały inne dźwięki. 
Poczułem guzek w gardle gdy zobaczyłem jak matka Thalii wybuchła płaczem. 
Czułem się trochę zobowiązany by jej coś powiedzieć ale bałem się że powiem coś nie tak, więc milczałem. Zamiast tego starałem się zebrać wszystkie myśli, zrozumieć to co się właśnie stało. 
Thalia była bezpieczna, a ja przytłoczony ulgą. Ale było też głębokie uczucie bólu rosnące we mnie.

Jej matka szlochała klęcząc na podłodze, traktowała mnie jak powietrze. Oczekiwałem że zacznie rzucać obelgami w moim kierunku ale ona po prostu mnie ignorowała. Może była po prostu zbyt zrozpaczona. A może postanowiła nie winić nikogo.

Zbliżyłem się do łóżka, wbrew zaleceniom lekarskim, kiedy matka Thalii ukrywała twarz w dłoniach. Delikatnie odgarnąłem miękkie włosy z jej twarzy zanim mój kciuk przejechał wzdłuż jej popękanych ust. 
Wtedy to wszystko do mnie dotarło.

Straciłem dziecko. Nasze dziecko. 

Ciąża to coś o czym nie wiedziałem aż do pewnego czasu, ale to wszystko działo się zbyt wszystko bym mógł to zrozumieć. 
Mogę sobie wyobrazić traumę psychiczną jaką będzie musiała znosić Thalia, kiedy się obudzi. Ona nawet nie wiedziała że była w ciąży. Powinienem był jej o tym powiedzieć. Powinienem był zrobić to lepiej. Ona nie zasługuje na to wszystko. Powinienem był powstrzymać się wtedy od spania z nią. 

Nie była gotowa. Thalia była zawsze ostrożna, otwierała się tylko przede mną co było bardzo zachęcające. Czym różniłem się od tych ludzi korzystających z usług burdelu?
Wykorzystałem jej niewinność a to była cena jaką za to zapłaciłem.... widok Thalii leżącej na tym łóżku.
Zasłużyłem kurwa na cios w twarz.

Tak jak mój tata.



__________________________________________________________________________


Ogromny namiot zasłaniał większość świeżo skoszonej trawy. Białe wstążki powiewały na wietrze a stoły były przesuwane z jednego miejsca do drugiego. 
Ktoś zawieszał oświetlenie, mały mężczyzna wchodził i schodził z drabiny. 
Była też grupa ludzi śmiejących się, byli totalnym przeciwieństwem mojej wściekłości.

Wyszedłem z samochodu i ruszyłem w kierunku ogrodzenia dworu moje taty. Gdy się zbliżałem, zacząłem zauważać znajome twarze w tłumie.
Kaylee, jej rodzice, mój tata. Obejmował ramieniem jakąś rudą kobietę która śmiała się razem z nimi. 
Spojrzałem na dwór. Był wyremontowany. Teraz wyglądał praktycznie jak jakiś pieprzony zamek. Mój tata posiadał wiele rzeczy, ale sumienie do nich nie należało. 
Mój wzrok znów wylądował na nim, robiłem się chory od samego patrzenia. 
Jak mógł być taki szczęśliwy po tym co zrobił? 
Miałem być teraz z Thalią ale pomyślałem że nie będę przebywał w jej otoczeniu dopóki nie rozprawię się z moim ojcem.

Ciężko przełknąłem ślinę kiedy poczułem adrenalinę rosnącą w moim ciele. Wszyscy spojrzeli na mnie, kiedy podszedłem bliżej.

- Tutaj jest! - tata Kaylee powitał mnie jako pierwszy.

- Do środka. - zignorowałem go, mówiąc do swojego ojca. 

Usta Kaylee rozchyliły się by coś powiedzieć ale ja nawet nie chciałem jej słuchać. 
Ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych, zostawiając resztę w zdziwieniu. 

Nie obchodziło mnie już to że Antonio może przestać pomagać mi z collegem. 
Szkoła, biznes, bogactwo.... teraz to nie miało dla mnie sensu. 
Byłem tu po to by rozprawić się z moim ojcem.

Pokojówki biegały po salach i korytarzach. 
Stanąłem w przedpokoju i zacisnąłem dłonie w pieści kiedy zbrodniarz pojawił się przede mną. 

- Jesteś pierdolonym potworem. - splunąłem. 
Słowa wychodziły bezpośrednio z mojego serca.

- Jak mogłeś to zrobić? - mój głos stał się głośniejszy, zaczął przyciągać uwagę pokojówek.

- Słuchaj synu. - pozostał spokojny. - Jestem twoim ojcem i zawsze myślę o tym co jest dla ciebie najlepsze. Chcę dać ci wszystko co najlepsze. Zrobiłem ci przysługę, Harry. Co, chciałeś tego dziecka?

- N-nie miałeś prawa o niczym decydować. Nie miałeś prawa! - podszedłem do niego a on zrobił krok do tyłu.

Westchnął zanim znów zaczął mówić. 

- Przejście w dorosłość to bardzo ważny okres w życiu człowieka. Myślę że jestem dobrym przykładem. Mam wszystko czego chciałem i chcę żeby z tobą było tak samo. Utorowałem dla ciebie taką dobrą drogę ale ty... uległeś. - zmarszczył brwi gdy zaczął pocierać brodę. - Załatwiłem ci dziewicę do pieprzenia, nie do kochania. Myślę że to tutaj się pomyliłeś.

Zanim zdążyłem pomyśleć, chwyciłem kołnierz jego koszuli. Zacząłem szybciej oddychać. Spojrzał przez moje ramię machając do pokojówki by opuściła pomieszczenie. Wielki pan Damian nie może być widziany w takiej sytuacji. Zrobił się lekko onieśmielony - czego nigdy u niego nie widziałem. To przyniosło mi poczucie satysfakcji. Powinien wiedzieć że nie może mną pomiatać, tak jak robił to kiedyś. Nie pozwolę by decydował za mnie. 

- Nie. Po prostu zdałem sobie sprawę że mój ojciec jest kurwa chory na głowę. Nie będziesz mnie już zmuszał do żadnego gówna...

- Ona jest kurwą, Harry! Co masz zamiar zrobić? Ożenić się z nią? Chcesz być ojcem dziecka prostytutki? - jego głos załamał się, po chwili zaczął się śmiać. - Myślałem że zrobiłem dobrą robotę hartując cię. Ale prawda jest taka że w środku wciąż jesteś cipą. To nieśmiałe, małe dziecko zawsze będzie tam...

Przestał mówić kiedy moja pięść spotkała się z jego szczęką, wywołując kilka trzasków. Potykając się, w końcu upadł na stół znajdujący się na środku sali. Duży wazon spadł na ziemię razem z nim. 
Jego ręka objęła ranę kiedy skierował swój wzrok na mnie. Jako dziecko byłem przerażony tym kim chciał bym był, ale teraz czułem się spełniony, zadowolony.

- To było za mamę. I za Thalię. Tak brzmi jej imię.

Dopiero chwilę później zauważyłem że wszystkie pokojówki gapią się na nas. Kaylee i jej rodzice, wraz z kilkoma innymi ludźmi patrzyli na mnie z zaskoczonymi wyrazami twarzy.



*Thalia*



Powoli odzyskiwałam przytomność.
Obudziły mnie odległe odgłosy kłótni. 
Usiadłam na łóżku, kiedy znajome głosy przykuły moją uwagę.

- Zrobiłeś już wystarczająco dużo. Proszę, zostaw moją córkę. - moja mama. Była tu, gdzie ja jestem.

- Nie mam zamiaru tego zrobić. I tego nie zrobię. - to był Harry.

Nie, mamo, nie. On nie może mnie zostawić.

- Harry... - powiedziałam zbyt cicho. 
Drzwi były uchylone więc mogłam zrozumieć że byli tuż obok.

- Harry... - z jakiegoś powodu uniosłam swoje ramiona.

Kiedy moje oczy znów zaczęły się zamykać, Harry wszedł do środka, mijając moją matkę. Miał nieułożone włosy, na twarzy było widać wyczerpanie. Obserwował mnie przez chwilę, stojąc w pewnej odległości , jakby bał się do mnie zbliżyć.
Starałam się uśmiechnąć by dać mu znak że wszystko w porządku. Nie minęło dużo czasu zanim podszedł i przytulił mnie. 
Materac opadł pod jego ciężarem. 

- Wszystko dobrze. - czułam jego oddech na moim uchu kiedy położyłam dłonie na jego karku. Był ostrożny, by nie dotykać rur które były podłączone do mojego ciała.
Czekaj, rur?

- Nie dotykaj jej, proszę nie dotykaj jej! - usłyszałam głos mojej matki. 
Podeszła do nas, i teraz wiedziałam że to nie był sen. 
Odsunęłam się od Harry'ego. Poczułam lekkie ukłucie w klatce piersiowej.
Moja matka nas widziała.

- Zostaw ją, błagam cię! - jej małe dłonie znalazły się na ramionach próbując odepchnąć go ode mnie. 
Po chwili do pomieszczenia wbiegły pielęgniarki.



_________________________________________________________________________
______________________________________________________________

Postanowiłam dodać rozdział 20 minut wcześniej :)
W końcu sama wiem jak to jest jak się na coś czeka.

W ogóle to: Brawo Harry!
Może wreszcie Damian się trochę ogarnie.
Zasłużył na to.

W ogóle biedna Thalia, wciąż nie wie że straciła dziecko.

A wy co myślicie?


ask: http://ask.fm/soirishlove

xx

Rozdział 51 - Chorzy

- Co się stało? - zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. 

Byłam zdezorientowana jego milczeniem więc spojrzałam na niego po to by upewnić się czy nie śpi. Lecz jego oczy były szeroko otwarte, wyglądał jakby o czymś myślał. 

Moja głowa była wciśnięta w jego klatkę piersiową, lekko rozpięta koszula pozwalała mi czuć jego skórę. 
Złożyłam pocałunek pod jego obojczykiem w ramach przeprosin za moje narzucanie się. 
Przez ostatnie kilka dni miałam huśtawki nastrojów. 
W jednej chwili byłam pełna gniewu i lęku, a później byłam osłabiona. 
Teraz mój gniew powoli opadał.

Ale wciąż pamiętałam że Harry umawiał się z Kaylee na nieprawdziwe randki za moimi plecami. Powinien być ze mną szczery, może wtedy bym to zrozumiała. 
Doskonale wiedziałam że Harry był w tyle z nauką w collegu. Okazało się że jego decyzja wrócenia do nauki była tylko chwilowa. Harry potrzebował pomocy, dlatego to zrobił.

- Harry - powiedziałam cicho, okręcając jego naszyjnik wokół mojego palca.
Wyszeptałam to znowu, i znowu aż w końcu poczułam jak chwycił moją dłoń.
Jego dotyk był ciepły, kontrastował z szorstkim dotykiem jego palców.

- Ci faceci tam. - zaczął mówić. - Sposób w jaki na ciebie patrzyli... - urwał.

Nie miałam pewności siebie by podnieść tam głowę więc nie zauważyłam jak oni na mnie patrzyli. Ale Harry to zrobił i przez sposób w jaki jego ciało było napięte  mogłam zrozumieć że nie było to miłe. 

- Przepraszam. - to było dużo jak na kogoś kto rzadko przeprasza. Widać że Harry naprawdę był zmartwiony. 
Nie chciałam żeby był.

- Powinienem być tam, żeby cię chronić. - jego głos był ochrypły. - Pozwoliłem żeby to ci się stało.

- Byłam zestresowana, nie wiedziałam co mówię. Zapomnij o tym co powiedziałam. Proszę, przestań się obwiniać. - powiedziałam.

- Mój tata.... robi wszystko aby trzymać cię ode mnie z daleka. On wie o nas. Owinął sobie Richarda wokół palca. Nie sądzę że ten palant miał zamiar mi cię oddać, jedyne co mogło go przekonać to pieniądze. 

- To zabawne, to twój tata na początku zmuszał nas do tego wszystkiego.

Harry milczał. A może po prostu nie mogłam go usłyszeć bo dziwna substancja która nadal krążyła w moim ciele ciągnęła mnie do nieprzytomności. 

- Nie spodziewał się że się w tobie zakocham, ja też nie. - słyszałam jak mówił ale jego głos wydawał się być tak daleko.
Mocno chwyciłam brzeg jego koszuli, bo nie chciałam go stracić. 
On jest tutaj. Jest tu ze mną - mówiłam do siebie.

- To były moje urodziny. - udało mi się wykrztusić mimo nudności. 
Chciałam żeby Harry ze mną rozmawiał, ale nie o tych wszystkich złych rzeczach.
Możemy rozpatrywać to później.
Tęskniłam za zwykłą rozmową.

- Urodziny? Kiedy? - zapytał a jego głos odbił się echem w moich uszach kiedy moje powieki powoli opadały. 
Nie wiem ile minęło od moich urodzin. Dzień? Tydzień? 
Poczułam jak palce Harry'ego zaczęły przeczesywać moje włosy kiedy ja próbowałam z nim zostać. 

- Mam teraz osiemnaście lat. - powiedziałam szeptem, moje gardło było suche. 

Po chwili zasnęłam, znowu.

Zobaczyłam siebie leżącą samą na łóżku. Straciłam Harry'ego i zaczęłam czuć jakąś niebezpieczna obecność. Jego ojciec obserwował mnie, stojąc w drzwiach. Chciałam obudzić sama siebie ale to było zbyt trudne. 
Ogarnął mnie strach kiedy Damian zamknął drzwi i podszedł do łóżka z jakimś obiektem w ręku. 
Próbowałam krzyczeć ale nic z tego nie wyszło. 
Byłam czymś bezużytecznym, mogłam tylko oglądać ten koszmar.

Materac opadł pod ciężarem Damiana gdy ten usadowił się obok mojego ciała. Musnął palcami mój policzek, zanim uśmiechnął się do mnie.

- Ty mała suko. - surowe słowa opuściły jego usta zanim obiekt, który trzymał, został wbity w mój brzuch.

Poczułam ból.

Krzyknęłam i obudziłam się zalana potem. 
To był sen, to był tylko sen. 
Ale wciąż czułam rozdzierające ukłucie w moim brzuchu, to rosło z każdą sekundą.
Wyplątałam się z uścisku Harry'ego i usiadłam, łzy wypłynęły z moich oczu przez nagły ból.
Podniosłam koc i rzuciłam go na podłogę. Pierwsze co zauważyłam to czerwony kolor.
Krew.

To było wszędzie. Wzięłam głęboki oddech i skrzywiłam się. 

- Harry. - mój głos był cichy i zachrypnięty. 

- Harry. - powiedziałam kolejny raz. Moje drżące ręce potrząsały jego ramię. 
Zaczęłam krzyczeć, ból stawał się nie do zniesienia.

Harry otworzył oczy i energicznie usiadł.

- Pomocy. - płakałam, ściskając rękoma mój brzuch. 
Czułam się tak jakby ktoś wbijał we mnie nóż. 
Szczerze mówiąc, nie wiem jak wiele mogłam jeszcze znieść. 

Strach pojawił się na jego twarzy.

- To boli! To strasznie boli! - krzyknęłam. Po chwili on przyciągnął mnie bym oparła się o niego. Jego ręce drżały gdy mnie trzymał. 
Był tak przerażony i zagubiony jak ja. Nie wiedział co robić. 
Żaden z nas tego nie wiedział.

- C-co oni ci zrobili? - szepnął mi do ucha, ale to było tak jakby mówił do siebie.

Krzyczałam jeszcze bardziej kiedy Harry próbował mnie podnieść. 
Bolało gdy nawet lekko się ruszyłam, płakałam na widok krwi tryskającej ze mnie. Koce były przemoczone i ciemne. 
Umieram - pomyślałam.

- Lia, muszę zanieść cię do samochodu. Musimy pojechać do szpitala! - powiedział.
Jego ręce owinięte wokół moich ramion próbowały podnieść mnie do pozycji pionowej ale opierałam się. 

- Nie mogę się ruszyć, nie mogę się ruszyć. - mruknęłam między szlochem. Moja wizja była rozmazana. 
To znów się działo, leki zaczynały działać. Ale tym razem byłam wdzięczna. To musiało być lepsze niż czucie tego. Wolę zagubić się w koszmarach niż przechodzić przez to.

- Thalia! Zostań ze mną, proszę! - usłyszałam w oddali słaby głos Harry'ego. - Proszę!

Ból powoli ustąpił, nie czułam już niczego.
Słyszałam tylko bicie swojego serca.
Znów nastała ciemność.



*Harry*



- Zejdź mi z drogi. - podniosłem głos na człowieka z chirurgiczną maską na twarzy. Nie znosiłem czasu kiedy nie mogłem nic zrobić.

- Zalecenie lekarzy. Przykro mi. - powtórzył po raz dziesiąty. 

Mimo że byłem zły, przemoc była teraz ostatnią opcją. 
Wtedy pomyślałem o pieniądzach, które były moją najpotężniejszą bronią. 
Mężczyzna z odmową pokręcił głowę kiedy wyciągnąłem stos banknotów, kilka z nich upadło na podłogę przez moje szybkie działania.
Moje ręce trzęsły się przez rozpacz i strach.

- Wkrótce damy panu znać. - powiedział mężczyzna.

Oni nie znali Thalii. Nie wiedzieli że została odurzona, nie wiedzieli przez co przechodziła przez ostatnie kilka dni. Musiałem być tam z nią. To była moja wina. Jeśli ją stracę to stracę też siebie.

- Na co się kurwa gapicie? - krzyknąłem na młode kobiety stojące za ladą recepcji. Po chwili niepewnie wznowiły pracę a ja usiadłem na jednym z krzeseł.

Ona nie wiedziała że jest w ciąży. Jak mogła nie wiedzieć? 
Przeczesałem dłonią włosy szarpiąc za ich końcówki, po chwili oparłem się o krzesło uderzając głową w ścianę. 
Zauważyłem że kilka kobiet patrzy się na mnie ale starałem się je ignorować. 
Pewnie są ciekawe dlaczego nie mogę przestać się ruszać.

Kiedy wstałem, odwróciły się plecami do mnie. 
Chodziłem tam i z powrotem, uczucie mieszały się we mnie. 
Podszedłem do pieniędzy które upuściłem. Teraz wydawały się nieważne.

Nigdy nie chciałem dziecka, a myśl że Thalia ma je w sobie wciąż dręczyła mój umysł. 
Nie wiedziałem co mam zamiar zrobić, bałem się nawet o tym myśleć. Ale to co się działo teraz było czymś czego nie chciałem, bez względu na to jak bardzo przerażała mnie myśl o dziecku.

- Powinienem był przyjechać tam wcześniej. - oparłem się o ladę, przeciągając palcami po moich policzkach. 
Obie kobiety spojrzały na mnie z zakłopotaniem, przybliżając się do siebie.

Nagle poczułem ogromną złość. 
Mój tata. On to zrobił. On jej to zrobił. 
Richard powiedział mu o ciąży, więc zabili nasze nienarodzone dziecko. 
To zawsze było w mojej głowie, ale wcześniej to wydawało mi się popieprzone. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło.
Mój ojciec był zwierzęciem. Wraz ze wszystkim ludźmi w tym pojebanym mieście.

Oni byli chorzy. Chorzy.

Kiedy moja pięść wylądowała na blacie, kobiety zatrzęsły się. 

- Proszę, zabierzcie mnie tam. - błagałem.

- N-nie możemy tego zrobić. - jedna z nich jęknęła. - Przykro mi.

Wiedziałem że dostanę taką odpowiedź więc odwróciłem się na piętach i znów usiadłem na krześle. 
Moje serce biło w taki sposób, jakiego jeszcze nie doświadczyłem. 
Nie doświadczyłem tego od śmierci mojej matki.
Nie, nie, nie. 
Nie mogłem stracić Thalii. 
Nie mogłem być sam. Potrzebowałem by była przy mnie. 

- Chcę by była przy mnie. - powiedziałem, gdy ukryłem twarz w dłoniach.

Chwilę później poczułem lekkie klepnięcie w ramię. 
Miałem dziwną nadzieję że to Thalia, zdrowa i gotowa by wrócić ze mną do domu. 
Gdy zabrałem dłonie z mojej twarzy, cała nadzieja znikła.

Wyższa kobieta stała przede mną, podając mi kubek wody. 

- To pomoże panu się zrelaksować. - powiedziała cicho. 

Chciałem jej powiedzieć że nie piję z plastikowych kubków a zwłaszcza nie z takich tanich jak ten. Byłem sfrustrowany tym że nie mogła znaleźć godnej filiżanki w takim szpitalu.
Byłem w gównianym ...

- Dziękuję. - odparłem, kiedy zabrałem jej kubek. Po chwili uciekła jak przed jakimś niebezpieczeństwem. Myślę że to niesprawiedliwe wyżywać się na innych. 
Małe fale powstawały na wodzie, kiedy trzymałem kubek. Moje dłonie po prostu nie przestawały się trząść. 

Napiłem się jego zawartości i po chwili zdałem sobie sprawę jak bardzo tego potrzebowałem. 
Gdy mój telefon zadzwonił, zrzuciłem kubek na podłogę. 
Dlaczego przestraszyłem się telefonu?

- Harry? Synu, słyszysz mnie? 

Tata Kaylee.
Kurwa, kurwa, kurwa. 

- Tak. - odpowiedziałem.

- Chciałbym zaprosić cię do nas na obiad. Moja żona kupiła nowy żyrandol do jadalni i Kaylee chce żebyś go zobaczył więc będziesz mógł...

Rozłączyłem się. Nie wiem dlaczego w ogóle to odebrałem. 
Po chwili spojrzałem w kierunku drzwi w holu. Do środka wszedł tłum pracowników szpitala a wśród nich dostrzegłem matkę Thalii i jej wiernego asystenta, Darrena. 
To była ostatnia rzecz której teraz potrzebowałem. 



_________________________________________________________________________
____________________________________________________________________



Jest 8:55 a ja dodaję rozdział. 
To dlatego że nie mogłam się doczekać waszych reakcji na niego.
A pierwsze co chciałam powiedzieć to:
Widzicie! Lia jednak była w ciąży a Harry się o nią martwił.

A wszystko co chcę powiedzieć do Darrena, Damiana, Richarda i Kaylee to

Jeszcze nigdy nie byłam taka zła na bohatera ff :D
jak oni mogli zrobić to Lii.

A wy co myślicie?
Komentujcie i polecajcie innym :)

A i jeszcze strasznie Wam dziękuję za 95 komentarzy pod ostatnim rozdziałem ♥

jeśli macie jakieś pytania: http://ask.fm/soirishlove
hashtag: #BabyDollPL lub #BabyDollFF 

KOLEJNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ O 17

xx