środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 58 - Rozcięcie

Ogromna liczba ludzi zablokowała nasz widok kiedy dotarliśmy na stację kolejową. Moje palce wciąż drżały przez to co wydarzyło się w mieszkaniu. Widok martwego ciała Darrena przemknął przez mój umysł, mrugałam za każdym razem gdy widziałam czerwony kolor.

Harry prowadził nas przez tłum z torbą w ręku. Nie wiem jak mógł być tak silny. Jego ręka krwawiła ale nie chciał zatrzymać się w szpitalu bo twierdził że rozcięcie nie jest głębokie. W samochodzie owinęłam jego ranę kawałkiem materiału, zanim przywiózł nas tutaj. 

Na zewnątrz nie było nic po mnie widać, ale za to wewnątrz panikowałam. Nigdy nie opuściłam miasta, a teraz nagle mieliśmy wyjechać stąd na zawsze. Czułam jak mój żołądek coraz bardziej się zaciska, jak łzy napływają do moich oczu ale wiedziałam że to nie czas na to by zacząć okazywać emocje. Musieliśmy być silni.

Zastanawiałam się jak uda nam się dostać do pociągu. Było tu zbyt wiele ludzi a szansa na to że ktoś z nich nas przepuści była mała. Każdy wydawał się być pełen energii i agresji, wszystko po to by zdobyć miejsce w pociągu, podczas gdy my byliśmy wykończeni. Ale myśl że ktoś może nas śledzić dodawała nam siły. Damian i Richard mieli znajomości w Fleese praktycznie wszędzie, więc nie mogliśmy ryzykować.

Moja mama była zdyszana a Jakey był bardzo cichy. Obawiałam się o mojego brata. Był taki młody a przeszedł już tak wiele. 
Kolejka była bardzo długa, jeśli można powiedzieć że była tylko jedna kolejka. Ludzie stali praktycznie wszędzie, wszystko było takie chaotyczne, kręciło mi się w głowie. Torba którą niosłam stała się nagle strasznie ciężka.

Po kilku uderzeniach łokciami w moje żebra i po przeciskaniu się między ludźmi, dotarliśmy na początek tłumu. Grupa policjantów próbowała uspokoić tłum. Byli w mundurach, ale byłam tu już wystarczająco długo by domyślić się że nie byli prawdziwymi policjantami. Bez wątpienia byli zaangażowani w coś złego.

Harry zatrzymał się i przepuścił mnie i moją rodzinę przez co pierwsi dostaliśmy się na pokład.

- Hej, hej! - krzyknął Harry. Gdy zdobył uwagę kierownika pociągu wsunął gotówkę do kieszeni kamizelki mężczyzny. Nie usłyszałam o czym rozmawiali, widziałam tylko że kierownik skinął na nas i pozwolił wejść nam dalej. 

Ale niektórzy spostrzegawczy ludzie szybko załapali o co chodzi i zaczęli na nas krzyczeć. Spojrzałam do tyłu na Harry'ego, a on uspokajająco przytaknął co skłoniło mnie do tego bym szła dalej.

- Pieprzone snoby! Czekaliśmy wiele godzin! - jeden zaczął się skarżyć.

- Powinniśmy być wpuszczeni jako pierwsi! - inny krzyknął wprost do mojego ucha. 
Czułam się okropnie, spuściłam głowę idąc przez tłum. Moja mama i Jakey zrobili to samo, idąc przed mną.

Usłyszałam jak ktoś wstrzymuje oddech. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam jak twarz Harry'ego skręca się ze złości i z bólu, kiedy trzymał jego zranione ramię. Ktoś pewnie popchnął go bo był niezadowolony z tej przewagi którą mieliśmy.

- Odejdźcie! Odejdźcie! - krzyknęłam do ludzi aby odsunęli się od Harry'ego. Moje oczy szukały osoby która go skrzywdziła ale wszyscy wyglądali jednakowo, nie mogłam stwierdzić kto to zrobił.

- Idź. - jęknął Harry, marszcząc brwi. Odizolowałam się od krzyków wszystkich ludzi kiedy powoli odsunęłam jego rękę z ramienia. Wzięłam głęboki oddech gdy zobaczyłam wielkość rany i szybko zasłoniłam usta. Cały rękaw jego koszuli był już ciemnoczerwony. Tracił dużo krwi. Moje myśli wróciły do dnia kiedy ja sama obudziłam się w kałuży krwi.

- Co do diabŁa cię zatrzymuje? - usłyszałam krzyk kierownika - Muszę pozwolić innym wejść, oni mówią okropne rzeczy!

- Thalia, chodź! - usłyszałam wołanie mojego brata. Zarówno on jak i moja matka byli w pociągu i gorączkowo wymachiwali rękami. 

- Pospiesz się! - krzyknęła moja mama.

Harry nie był w stanie dostać się do pociągu który był już praktycznie przepełniony pasażerami. Powinien być teraz w klinice lub w szpitalu.

- Idź. - powiedział przegryzając dolną wargę i znów przykładając dłoń do rany. To wyraźnie sprawiało mu ból a ja nie mogłam go zostawić w takim stanie. 

- Po prostu idź, Thalia. Przyjadę następnym. - powiedział szorstko i przechylił głowę na bok. - Idź.

Ale nie było 'następnego'. To był ostatni pociąg który opuszczał miasto w tym tygodniu. Mieliśmy duże szczęście że zdążyliśmy dojechać tu na czas.

- Szanowny panie, niech pan zabierze siebie do jebanego lekarza i zejdzie nam z drogi! - pulchna kobieta za nami krzyczała. 

Spojrzałam jeszcze raz na Harry'ego i ruszyłam w kierunku pociągu. Twarze mojej rodziny rozpromieniły się a tym bardziej dlatego ze szłam bez Harry'ego. 

- Pospiesz się, Thalia! - mama wyciągnęła rękę w moim kierunku.

- Przyjadę następnym. - powiedziałam, smutek nagle pojawił się na jej twarzy. - Czekajcie na mnie w Pinedell. 

Zrobiłam kilka kroków do tyłu mając nadzieję że moja rodzina zrobi to samo. Używając swoich pałek, policjanci karali tych którzy nie byli im posłuszni. Moja mama i Jakey zniknęli w głębi pociągu. 

- Do zobaczenia w Pinedell! - krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam. Dym zakrył całą moją widoczność, moje oczy zaczęły piec. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie widziałam nikogo ani niczego.

- Co ty do cholery robisz? - poczułam uścisk na moim łokciu. - Mówiłem ci żebyś weszła do środka! - Harry przycisnął mnie do siebie. - Dlaczego nie chcesz mnie słuchać? - jego ton był wściekły ale było też słychać ulgę.

- T-ty potrzebujesz lekarza. - powiedziałam.

- Ja tak, ale ty nie.

- Więc chodźmy poszukać jakiegoś.

Stacja nie była już taka tłoczna, ludzie szybko zniknęli a ja w końcu mogłam normalnie oddychać. 

- Zaczekaj. - powiedział Harry. Oparł się o ławkę tuż obok dworca. Krzywiąc się i lekko jęcząc rzucił swoją torbę na ziemię. Bolał widok jego cierpiącego z bólu. Jak on chciałby uzyskać pomoc gdyby mnie tu nie było?

- Daj mi swój telefon. - powiedziałam do niego. Chciałam wezwać taksówkę.

- Wypadł mi w twoim mieszkaniu. Mój tata prawdopodobnie pociął go nożem. - powiedział z małym uśmiechem zanim znów się skrzywił. Ten chłopak....

- Harry, tracisz krew! Czy myślałeś o tym co z tym zrobimy? - powiedziałam gorączkowo.

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. - mruknął, zamykając oczy i opierając głowę o ławkę. - I jestem zmęczony.

Byłam zła na ludzi przechodzących obok i gapiących się na Harry'ego, nie próbowali nawet pomóc. Zaczęłam myśleć co można by zrobić w tym momencie. Nikt nie miał tu telefonu a w zasięgu wzroku nie było żadnej budki telefonicznej.

- Ta stacja jest... - Harry starał się znaleźć odpowiednie słowo.

- Pojebana! - dokończyłam za niego, przeczesując dłonią włosy.

Harry szeroko otworzył oczy jakby właśnie zobaczył jakiś cud. Na początku myślałam że to reakcja na moje przekleństwo ale kiedy spojrzałam tam gdzie on zrozumiałam że naprawdę zobaczył cud.

- Pani Briffen! - Harry zaczął ją wołać a ja do niego dołączyłam.



________________________________________________________________



Przypomniałam sobie jak palce Howarda zadrżały kiedy chwycił kierownicę. Mąż pani Briffen widocznie nigdy nie jeździł samochodem o takiej wartości. Harry pozwolił mu w nim usiąść i pobawić się różnymi rzeczami w ramach podziękowania za pomoc.

Howard zawiózł nas do swojego domu. Pani Briffen powiedziała nam że na drugim piętrze mają własną klinikę a to było lepsze od szpitala gdzie mogli znaleźć nas ludzie Damiana.

Pani Briffen i jej mąż byli na stacji ponieważ towarzyszyli swojemu przyjacielowi. Byłam wdzięczna Bogu za ich obecność. Howard na początku był trochę niechętny do tego by nam pomóc, najwyraźniej gardził Harry'm i jego ojcem który znęcał się nad jego żoną, ale w końcu pani Briffen udało się go przekonać.

Zdecydowałam że już więcej nie zniosę widoku krwi więc nie weszłam do kliniki gdzie Harry był leczony. 
Zamiast tego odpoczywałam w mieszkaniu pani Briffen, dostałam gorącą czekoladę i czas na to by wszystko przemyśleć.

Pani Briffen płakała kiedy opowiadałam jej o wszystkich rzeczach które się wydarzyły. Ciąża której byłam nieświadoma, poronienie, Damian będący jednym ze sprawców poronienia, sprawa zmarłej matki Harry'ego i mojego zmarłego ojca, nagła śmierć Darrena której wciąż nie mogłam przyjąć do świadomości, kolejne rozstanie z moją rodziną, ból. Wszystko.

- Przestań przypominać sobie o tych rzeczach, kochanie. Opowiedz mi o czymś innym. - pani Briffen otarła łzy z moich policzków. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że płakałam.

- Stacja kolejowa jest straszna. - powiedziałam.

- Oczywiście że jest. To jest dla nas, zwykłych ludzi. Bogate osoby posiadają własne luksusowe samochody i helikoptery. Tak jak twój chłopak. - powiedziała. - Oni nie potrzebują publicznego transportu.

Dwaj młodzi chłopcy biegali po pokoju bawiąc się drewnianymi karabinami. Chłopcy pani Briffen. Nie mieli więcej niż trzynaście lat.

Byli tacy pełni życia i optymizmu, tacy nieświadomi tego jak okrutny może być świat. Tak jak mój brat i ja kiedy byliśmy młodsi. Powinni tacy zostać. Jeśli miałabym dzieci zrobiłabym wszystko by ochronić je przed wszystkim co złe.

Rozejrzałam się po mieszkaniu. Było mniej przestronne niż moje, kuchnia i jadalnia nie były oddzielone. Nie mieli nawet sypialni. Była jedna kanapa i mały stoliczek przy którym jedli. Pani Briffen powiedziała mi że z tyłu jest też mała łazienka.

W kącie stał duży materac i myślę że to na nim wszyscy spali. Pani Briffen kiedyś wspominała mi ze jej mąż nie może dostać pracy ze względu na jego ekscentryczny charakter i zły stan zdrowia.

- Nie sądziłam ze on to zrobi. - powiedziała pani Briffen.

Wzięłam łyk gorącej czekolady, ciepło koiło moje nerwy.

- Ma pani na myśli Harry'ego?

- Tak. Nie sądziłam że będzie chciał opuścić takie uprzywilejowane życie. Wiedziałam że był nieszczęśliwy ale nigdy nie myślałam że ucieknie od tego wszystkiego. Myślałam że stanie się jednym z nich. - powiedziała.

- Pani była jedyną która mówiła mi że Harry jest inny od nich wszystkich.

- To prawda. - zachichotała. - Wiedziałam że był inny ale widziałam że się zmieniał. Przyszłaś w samą porę by to zmienić.

Nie wiedziała że Harry też mnie zmienił. Robiłam takie rzeczy o których nigdy mi się nawet nie śniło.

- On wciąż czasami krzyczy. - powiedziałam.

- Racja, jego temperament. - powiedziała z uśmiechem.

Po chwili drzwi zaskrzypiały. Chłopcy rzucili się w ich kierunku, gdzie stał ich ojciec w okularach, i zaczęli wypytywać o Harry'ego. Najwyraźniej nigdy w życiu nie widziały tak poważnych obrażeń.

Zerwałam się na równe nogi kiedy zauważyłam Harry'ego wchodzącego do mieszkania za Howardem. Przebrał się w czarną koszulkę, jego ręka była owinięta czystym bandażem, bez jakiegokolwiek śladu krwi.

Podeszłam do niego, objęłam go w talii i przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej. Zaskakująco, nie byłam speszona tym że ludzie widzą nas w takiej sytuacji. Jego zdrowa ręką owinęła się wokół moich ramion i przyciągnęła mnie jeszcze bliżej. Potrzebowałam tego.

- I jak? - zapytałam unosząc głowę by na niego spojrzeć.

- To jak rozcięcie o kartkę papieru. - odpowiedział z uśmiechem.

- Na pewno. - wywróciłam oczami i ponownie oparłam o niego głowę, wsłuchując się w bicie jego serca.

- Dobra, to naprawdę cholernie boli. - wyszeptał w moje włosy.

- Nie wygląda na to. - zaśmiałam się.

- Więc - przerwał nam głos Howarda - Moja żona powiedziała mi że chcecie wyjechać z miasta.

- Byłoby wspaniale gdyby mógł pan nas zawieźć do Pinedell - powiedział Harry kiedy ja stanęłam obok niego.

Howard zakaszlał.

- Twoim samochodem? - jego oczy zaczęły błyszczeć.

- Oczywiście, coś jeszcze?

- Howard, nie możesz wykopać ich w ten sposób. - powiedziała pani Briffen. - Dzieci potrzebują odpoczynku a do Pinedell jest długa droga. Zostaniecie na noc, prawda?

- Proszę? - dodał jeden z chłopców kiedy stanęli obok matki.

Spojrzałam na skromne mieszkanie zastanawiając się gdzie mielibyśmy spać gdybyśmy zostali tu na noc.

- Nie możemy. - powiedział Harry a ja spojrzałam na niego.

- Co? Harry, musisz odpocząć. - Ja też.

Potrząsnął głową.

- Thalia wiesz jakie małe jest to miasto. Mój tata może zapukać do tych drzwi w każdej chwili, a zwłaszcza gdy mój samochód jest zaparkowany na zewnątrz. To nie jest trudne do wykrycia.

- A kiedy wyjedziemy, nie możemy zostawić żadnego śladu. - Harry spojrzał na mnie a ja skinęłam w odpowiedzi.

Pani Briffen i jej rodzina szeroko otworzyli oczy kiedy przyjęli wszystko do informacji. Pani Briffen już nas nie zatrzymywała, a ja nie mogłam jej winić. Wszyscy wiedzieliśmy do czego Damian był zdolny.


________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________


NOTKA OD AUTORKI:

" Kolejny rozdział prawdopodobnie będzie ostatnim! I będzie dłuższy bo jest jeszcze kilka rzeczy które muszę wyjaśnić. Może będzie szczęśliwe zakończenie, a może nie, sama nie wiem, ale nie miejcie na razie żadnych nadziei, mówię to po to żebyście mnie później nie znienawidzili! Nie mogę uwierzyć że w końcu zbliżamy się do końca! ..." 

SFSDFJADHJKSDFDGFDG
SAMA NIE MOGĘ UWIERZYĆ ŻE TO JUŻ POWOLI KONIEC
ZA BARDZO ZŻYŁAM SIĘ Z TYM FF

MAM NADZIEJĘ ŻE AUTORKA BĘDZIE CHCIAŁA PISAĆ SEQUEL TEGO FF
(TERAZ WSZYSCY MÓDLCIE SIĘ O TO :D) 

CO MYŚLICIE O ROZDZIALE? 

ASK: http://ask.fm/soirishlove 
HASHTAG: #BabyDollPL

XX


sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 57 - Serce

Harry stanął przede mną kiedy mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wiedziałam. Czułam że coś było nie tak.

- Dzień dobry, dzieci. - odsunął się na bok i wskazał nam wejście do mieszkania. 
Psychicznie przygotowywałam się na kolejne spotkanie z tymi potworami. On byli jak choroba, której nie można się pozbyć. 

Minęłam Harry'ego i wbiegłam na stare schody. Bałam się że mogą się zarwać ale nie myślałam o tym przez strach który powodował skręty mojego żołądka. 

- Thalia, poczekaj! - usłyszałam głos Harry'ego gdy dotarłam do drzwi mojego mieszkania. Jego kroki były cięższe niż moje, drewniane podłogi skrzypiały pod nim a to sprawiło że kilka osób z sąsiedztwa wychyliło głowy przez drzwi i kazało 'zamknąć ryj'. 
Tutejsi mieszkańcy znacznie różnili się od tych, w moim starym domu. 

Zardzewiała gałka przekręciła się zanim zdążyłam ją dotknąć. Spojrzałam w górę i zobaczyłam nikogo innego niż samego diabła. Damiana. 
To była tylko kwestia czasu zanim dowiedział się gdzie mieszkamy. 
Spojrzał na mnie a po chwili przeniósł wzrok na swojego syna.

- Posunąłeś się za daleko. - Harry powiedział do niego i chwycił mój łokieć by przyciągnąć mnie do siebie, lecz ja szybko wyrwałam się z jego uścisku i wbiegłam do pokoju.

- Thalia! - moja mama i Jakey zawołali jednocześnie. 
Siedzieli na kanapie w samym środku pokoju, otaczało ich 3 mężczyzn, jednym z nich był Darren
Wiedziałam że był nieuczciwy, wiedziałam że zrobiłby wszystko dla pieniędzy, ale nie myślałam że będzie chciał pomóc Damianowi w tym co zaplanował. 

Wyraz jego twarzy był obojętny, bez żadnego śladu poczucia winy stał ze skrzyżowanymi ramionami za kanapą. 
Moja klatka piersiowa zaczęła boleć. 
Moja mama wspierała go a on teraz tak się odpłaca. 
Mama i Jakey próbowali wstać ale wytatuowany mężczyzna trzymał ich za ramiona. 

Zrobiłam kilka kroków w ich stronę ale szybko zatrzymałam się gdy ktoś szarpnął moje ramię. 

- Tylko jeden krok... - ostrzegł mnie mężczyzna, ale szybko odsunął się ode mnie.

Następną rzeczą którą zobaczyłam było to jak Harry chwycił jego kołnierz. Niższy, wytatuowany mężczyzna ruszył w ich kierunku ale to co zrobił Damian spowodowało że się zatrzymał. 
Cała uwaga były zwrócona ku niemu kiedy wyciągnął obiekt z kieszeni jego ciężkiego płaszcza.

- Wiedziałem że to się przyda. - Damian mocno ścisnął pistolet. - Nie chcę tego używać, ale będę musiał jeśli będziesz się źle zachowywał, synu. - powiedział, zamykając drzwi.

Gdy Damian podszedł do światła zauważyłam ciemny siniak rozciągający się na całym jego poliku. 

Harry uniósł brwi, patrząc na ojca.

- Zamierzasz mnie zabić? - powiedział tak jakby nie mógł w to uwierzyć. 
Nie byłam zaskoczona.

- O Boże, jak możesz tak mówić? - Damian zaśmiał się i spojrzał na swojego pomocnika. 
Z trudem złapałam oddech gdy pistolet został skierowany na moją rodzinę.

Zauważyłam zmianę na twarzy Darrena. Był teraz zestresowany ale wciąż nic nie robił.

- Teraz chłopcy, wiem że powiedziałem że nie będę nikogo zabijać. Ale niczego nie obiecałem, prawda? - znów spojrzał na Harry'ego. - Staram się być grzecznym ale muszę też być rozsądnym. I chciałbym żeby wasza czwórka współpracowała ze mną, a zwłaszcza ty, Harry.

- To sprawa między mną a tobą. Ci ludzie nie maja z tym nic wspólnego. - powiedział Harry, odpychając mężczyznę którego trzymał za kołnierz.

- Naprawdę wierzysz że uda ci się żyć na własną rękę? Nie mówiąc już o wspieraniu kogoś innego? - zaśmiał się. - Kiedy jesteś młody myślisz że wiesz wszystko najlepiej i podejmujesz najbardziej absurdalne decyzje. Próbuję powstrzymać cię przed popełnieniem błędu. Uwierz mi, później będziesz stał na progu moich drzwi i  będziesz błagał bym wpuścił cię do środka. Czy pomyślałeś o pieniądzach? Będziesz żył na wysypisku! Nie jesteś niczego pewien!

- Jestem pewny jak cholera że chcę się trzymać od ciebie z daleka. Myślisz że kiedykolwiek spojrzę na ciebie w ten sam sposób, tato? Po tym wszystkim co zrobiłeś? Spójrz na siebie teraz. - powiedział Harry, zaciskając palce na moich ramionach. - Co przeszkadza ci aż tak bardzo że jesteś gotowy zabić ludzi by się tego pozbyć? Postradałeś zmysły, posunąłeś się za daleko...

- Posunąłeś się za daleko. - Damian przerwał mu. - Bicie własnego ojca, używanie strasznych słów wobec niego, próbowanie ułożenia sobie życia z... prostytutką. Muszę zatrzymać to szaleństwo. Wyobraź sobie co będą mówić ludzi jeśli opuścisz z nią miasto. - jego żółte oczy skierowały się na mnie, na chwilę. 
Chciałam by Harry znów go uderzył, mocniej. Wszystko byleby broń nie była w pobliżu mojej mamy i Jakeya. 
Moje paznokcie wbiły się w koszulę Harry'ego.

- Oni mają wysokie oczekiwania, Harry. I nie musisz się martwić tą sceną u mnie, powiedziałem rodzicom Kaylee że to przez szkołę. Więc wszystko jest pod kontrolą, wystarczy tylko że do mnie wrócisz, synu. Wszystko będzie dobrze.

- Nie martwisz się mną. Kochasz swoją reputację bardziej niż cokolwiek innego. Miałem być taki sam, ale na szczęście udało mi się uchronić od tego. - powiedział Harry. To nie był najlepszy czas by mówić Damianowi to co się o nim myśli. 
On miał moją rodzinę na celowniku.

- Nie wiem ile razy jeszcze będę musiał przeprowadzić z tobą tą rozmowę aż w reszcie zaczniesz myśleć normalnie...

- Odłóż broń! - mój głos był chrapliwy i szorstki. Minęłam Harry'ego i stanęłam na przodzie, Darren zadrżał.

- Dlaczego to robisz? Co jeszcze możesz nam zabrać? - powiedziałam niepewnym tonem.

Ci ludzie sprzedali mnie, sprzedali mnie do prostytucji, zabili moje nienarodzone dziecko, a teraz chcieli zrobić to samo z moją mamą i bratem mimo że oni nie mieli z tym nic wspólnego.

- Ach, źródło wszystkich naszych problemów. - powiedział Damian. Harry próbował mnie przyciągnąć z powrotem za niego.

- Nigdy nie słyszałem żebyś tak głośno mówiła. Jestem pewien że jesteś jeszcze głośniejsza kiedy masz mojego syna w łóżku, ty mała kurwo! - warknął.

- Dość! - Harry warknął i zanim zdążyłam się zorientować, broń wypadła z dłoni Damiana. 
Po chwili Harry podniósł ją. 
Poczułam ulgę gdy skierował pistolet na jednego z pomocników Damiana.

- Pozwól im odejść. - rozkazał.

Damian tylko śmiał się przez słowa Harry'ego, wcale go nie dotknęły. 
Byłem zdziwiony, moje serce mocno uderzało przez to że on był taki spokojny.

- Idź i go zastrzel. - Damian powiedział chłodno.

- C-co? - usłyszałam jednego z wytatuowanych mężczyzn. Jego oczy rozszerzyły się. - Szefie.

- Zabij go. - Damian wzruszył ramionami. 
Harry drżącymi dłońmi wycelował w mężczyznę.

- Co jest kurwa? Nie mieliśmy tego robić... - jeden z oprawców zaczął narzekać i, niespodziewanie, oni zaczęli opuszczać pomieszczenie zostawiając w nim tylko mężczyznę z okropnym uzębieniem. 

- Jebani idioci! - Damian przeklął przez nagły brak jego pomocników.

- To nie jest załadowane, prawda? - Harry zapytał ojca zanim pociągnął za spust by się tego dowiedzieć.
Moja matka i ja szybko zakryłyśmy dłońmi uszu ale nie wydobył się żaden dźwięk. 

Jedyny pomocnik który był w pomieszczeniu zaczął się śmiać. Był oczywiście jedynym który wiedział że broń nie została załadowana. Spojrzałam na Darrena który stał ze spuszczoną głową, prawdopodobnie bał się spojrzeć na kogoś z nas. 

- Wciąż nie pozwalam im odejść. - Damian powiedział cichszym głosem. - A przynajmniej dopóki nie wygram.

- Musisz być naprawdę chory na głowę jeśli myślisz że to wszystko to gra! - krzyknęłam na niego, kiedy stanęłam naprzeciwko Harry'ego. 
Harry znów próbował zaciągnąć mnie za siebie ale ja ruszyłam w kierunku Damiana. Złość płynęła w moich żyłach.

- Po prostu nie możesz zaakceptować faktu że twój syn nie jest już pod twoją kontrolą i że ma własny mózg, który nie jest taki jak twój. To cię przeraża, i powinno! Jesteś odrażającym człowiekiem i nigdy nie zapomnę tego co mi zrobiłeś. - łzy pojawiły się w moich oczach przez wszystkie wspomnienia. 
Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam taka odważna i głośna.

- Nic ci nie zrobiliśmy. Moja rodzina nic ci nie zrobiła. Więc dlaczego my? 

- Twój ojciec jest przyczyną! - Damian uderzył pięścią w mały telewizor stojący obok niego.

Mój ojciec? Jak Damian mógł znać mojego ojca? 
Był urzędnikiem w małym biurze. Został zwolniony, mimo że był bardzo dobry w tym co robił. Później pracował jako stolarz. Aż do dnia jego śmierci. Osoba taka jak on nie mogła być związana z kimś takim jak Damian. To były dwa różne światy.

- O czym ty mówisz? - w końcu usłyszałam głos mojej matki. 
Ponownie próbowała wstać ale przez gest Damiana, mężczyzna wyciągnął ostry nóż z kieszeni. 
Moje serce zaczęło jeszcze mocniej bić.

Nóż był trzymany w pobliżu mojego brata, niebezpiecznie blisko jego gardła. Jego oczy zaczęły błyszczeć, tak jak moje.

- Siedź! - rozkazał Damian.

- Więc śledziłeś ją od lat i postanowiłeś zrobić coś jej rodzinie przez to że jej ojciec coś zrobił? - Harry zapytał ojca kiedy ja chwyciłam jego ramię i stanęłam za nim. 

- Jej ojciec pieprzył twoją matkę! - ślina wypływała z jego ust kiedy mówił. 
Moje usta się otworzyły ale po chwili zakryłam je dłonią. Moja matka zrobiła to samo, powietrze w pokoju stało się zimne, poczułam gęsią skórkę na mojej skórze. 
- Robili to w moim biurze gdy mnie nie było w pobliżu. 

- Nie sądzę że to przypadek że oboje umarli w tak młody wieku. Prawdopodobnie zarazili się od siebie chorobą! - dodał.

Damian celowo nękał moją rodzinę. I to był powód tego wszystkiego. Jego żona miała romans z moim ojcem.

Nie wyobrażałam sobie że mój ojciec mógłby postąpić w taki sposób. 

On był małym promykiem nadziei na to że na tym świecie jest jeszcze jakieś dobro. Pomagał innym mimo że sam miał niewiele. Kochał matkę z całego serca, to było widoczne kiedy na siebie patrzyli. Nigdy się nie sprzeczali. Co poszło nie tak?

Teraz wiedziałam dlaczego Richard zmusił mnie do prostytucji, kiedy mogłam normalnie pracować na to by zapłacić za mieszkanie. Ale dlaczego Damian kupił mnie dla swojego syna? Czy to ma coś wspólnego z tą głupią 'rodzinną tradycją'? Czy chce żeby ktoś zapłacił za to co zrobił mój ojciec? Czy nie wystarczy mu to że mój ojciec już nie żyje? 

- Trzymaj ten nóż! - Damian skarcił swojego pomocnika który odsunął nóż. 
Mój brat patrzył na nas osłupiały, z twarzą mokrą od łez. 
Darren wciąż bezczynnie stał za kanapą. 

- Ty też nie jesteś niewinny. Cały czas spotykałeś się z różnymi kobietami. Nigdy nie zapomnę nocy kiedy ją uderzałeś. Sam to na siebie sprowadziłeś!  - powiedział Harry.

- Czar twojej matki wciąż na ciebie działa. Kiedy zdasz sobie sprawę że ona była psychopatką? Masz dowody na swoim ciele! - powiedział Damian, odnosząc się do ran na nadgarstkach Harry'ego. 

- Kochałem ją ale ona miała nie po kolei w głowie a ojciec tej dziewczyny tylko pogorszył sprawę kiedy ja chciałem jej pomóc. 

Moja mama siedziała teraz patrząc w przestrzeń, trzymała dłonie mojego brata a po jej twarzy spływały łzy. Moje serce było złamane.

- Zobacz kto teraz jest psychopatą. To co wydarzyło się w przeszłości, zostaje w przeszłości. Jestem bardziej zaniepokojony tym co dzieje się teraz. I nie martwiłeś się o mamę. Po prostu czujesz ból bo twoje ego jest zdruzgotane ponieważ ona cię zdradziła.

- Harry. - potrząsnęłam jego ramię. Jeśli nadal będzie mówił takie rzeczy Damian nie będzie chciał oszczędzić mojej rodziny. Bog wie jak małe sumienie ten człowiek miał.

- Ten skurwysyn zabrał mi moją żonę, więc na pewno nie pozwolę by jego córka zabrała mi mojego syna! Będę stosował najgorsze środki, jeśli będę musiał. - powiedział.

- Thalia Faye - powiedział spokojniej. - Odsuń się od mojego syna jeśli nie chcesz by ktoś został skrzywdzony. Ty i twoja rodzina pójdziecie ze mną a Harry - spojrzał na swojego syna. - przygotujesz się na jutrzejsze targi, będziesz na kolanach przepraszał Kaylee. - wyglądał jak szaleniec z tymi zaciśniętymi pięściami. Był jak tykająca bomba. 

Kilka szybkich ruchów i po chwili pomocnik Damiana zaczął płakać z bólu, nóż wyślizgnął się z jego dłoni. Był uderzony prosto w twarz, krew tryskała z jego nozdrzy. Opadł na kolana.

- Uciekajcie. - powiedział do nas Darren.

- Nie, nie, kurwa, nie! - Damian krzyknął, zanim wyciągnął nóż z własnej kieszeni. Zamierzał wziąć sprawy w swoje ręce. 
Krzyczałam kiedy zaczął biec ku mnie z nim, ale Harry szybko mnie popchnął przez co upadłam na podłogę. 

Damian zranił ostrym narzędziem rękę Harry'ego, myślę że przez przypadek. Kierował broń w moją stronę. Po chwili Harry uderzył ojca przez co ten upadł do tyłu. Nóż wypadł mu z ręki i upadł na podłogę.

Moja mama i brat podnieśli się z kanapy i ruszyli w moją stronę. Podnieśli mnie na nogi i próbowali wyciągnąć z pokoju ale ja opierałam się, czekałam na Harry'ego. 

- Thalia, musimy iść! - moja mama krzyczała ale zignorowałam ją i zawołałam do Harry'ego by się pospieszył. Jego twarz wykrzywiła się z bólu, połowa koszulki była już nasączona krwią.

- Po prostu idź! - krzyknął.

- Nie zrobisz tego jak chcesz! Pierdolona cioto! - Damian wrzasnął. Stanął na nogach szybciej niż się tego spodziewałam i ruszył w moją stronę. Po chwili Darren owinął ręką szyję starca i wbił nóż w jego ramię. Jęk Damiana odbił się echem w całym pomieszczeniu gdy upadł na ziemię pełną krwi. 

- Nie, nie... - to była jedyna rzecz którą był w stanie teraz powiedzieć. Przy użyciu jednej ręki udało mu się wyciągnąć komórkę. Pewnie chciał zadzwonić po wsparcie. Po ludzi takich jak Richard.

Następnie zabrzmiał kolejny jęk. Tym razem pochodził od Darrena. Nóż został pchnięty prosto w niego, pomocnik Damiana poruszając bronią tylko pogłębił ranę. 
Zaczęłam wołać, krzyczeć na niego by przestał. Po chwili Harry wziął duży zamach i kilkakrotnie uderzył mężczyznę w żołądek. Próbował stanąć do walki ale został pokonany kiedy otrzymał cios w już zranioną twarz. 

Zarówno on jak i Darren znajdowali się teraz na podłodze, w połączeniu z Damianem.

- Popełniasz poważny błąd. - powiedział Damian. 
Harry zignorował ojca i pochylił się nad Darrenem, przykładając palce do jego szyi by sprawdzić puls. 
Łzy zaczęły wypływać z moich oczu kiedy Harry lekko potrząsnął głową. 

- To nie miało tak być. - Harry powiedział do ojca kiedy wstał. - Zrobiłeś to dla siebie. - chwycił kawałek materiału ze stołu i położył go nad raną znajdującą się na ramieniu Damiana.

Damian chwycił jego nadgarstek i uważnie spojrzał mu w oczy. 

- Poważny błąd. - zakaszlał. - Oni tu będą. Zatrzymają cię.

- Musimy iść. - Harry powiedział do mnie, kiedy ojciec puścił jego nadgarstek. 

Wciąż patrzyłam na Darrena leżącego w kałuży krwi z otwartymi oczami, nie mrugając. 

- Idź, idź! - Harry zawołał, ciągnąc mnie za rękę. 
Zaczęłam czuć się winna, poczułam ból w klatce piersiowej. 

Chciałam wrócić do niego i spróbować go reanimować, ale jego skóra zaczęła tracić kolor, oczy traciły swój żywy, błękitny kolor. 

Nasza czwórka spotkała się z dużym tłumem ludzi, wszyscy ciekawie przypatrywali się nam. Prawie zapomniałam że w tym budynku byli też inni ludzie. Zaczęli zadawać pytania a ja czułam się jakbym w każdej chwili mogła stracić przytomność. 

Gdy przepchnęliśmy się przez tłum, Harry przyciągnął mnie do siebie a ja wciąż trzymałam dłoń mojej matki po to by mieć pewność że znów jej nie stracę. Spojrzałam do tyłu by upewnić się że Jakey też z nami jest. Biedne dziecko.

Usłyszeliśmy wrzask kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Ktoś z nich musiał zajrzeć do mieszkania. Krwawe sceny wystarczyły by  przysporzyć starszą kobietę o atak serca. 



__________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________

Hej :) 

Na początku powiem tylko tyle:
Nie martwcie się, to jeszcze nie koniec BD :)

Wydaje mi się że to najdłuższy z wszystkich rozdziałów (a przynajmniej tłumaczyłam go najdłużej) 

Moje uczucia co do Darrena zmieniły się.
Szkoda że dopiero po jego śmierci.
No bo wiecie, pomógł Thalii i jej rodzinie w ucieczce. 
Najgorsze jest to że musiał zapłacić na to własnym życiem... no ale cóż, tak już jest

W ogóle to Damian jest chyba jakiś psychiczny, no bo w końcu tak jak powiedział Harry: 'To co zdarzyło się w przeszłości, zostaje w przeszłości' 
Najbardziej zdziwiona byłam gdy dowiedziałam się że ojciec Lii miał romans z matką Harry'ego.


A wy co myślicie o tym wszystkim?


asasfdsfgdgfhgjhjhjhkjhk
nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału
chcę wiedzieć co będzie dalej :D 

A teraz chciałabym podziękować za ponad 100 000 wyświetleń! 
Kocham was ♥


hashtag: #BabyDollPL

xx

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 56 - Sen

- Nie chcę byś teraz zrobił coś głupiego. - skrzywiłam się słysząc głos Kaylee. Moja krew wrzała na myśl że ona wciąż miała klucze do rezydencji Harry'ego.

- Wiem przez co przechodziłeś, Harry. Twój tata powiedział mi o tym całym wydarzeniu. - kontynuowała.

Zrobiłam kilka kroków w stronę barierki by mieć lepszy widok na korytarz, i uklęknęłam. 
Obcisłe, białe spodnie otulały jej chude nogi, ciasny top powodował że jej piersi lekko wystawały u góry. Jeśli nie znałabym jej lepiej, pomyślałabym że jest Baby Doll.

- Och, mój ojciec przyznał się do zabicia swojego nienarodzonego wnuka? - odparł Harry.

- Nie mów tak, Harry. Twój tata zrobił to dla ciebie. Ona jest Baby Doll, to dziecko mogło być każdego! Tak w ogóle, to on zrobił ci przysługę. Wkrótce zdasz sobie sprawę że masz ogromne szczęście. Byłeś tak blisko tego by stracić wszystko! - podkreśliła ostatnie zdanie.

- Harry, jesteś zaślepiony tą całą sytuacją. Wiem że wciąż myślisz o tym co się stało z twoją mamą i masz nadzieję ta Baby Doll może wypełnić tą pustkę. Ale ona nie może. Dlaczego? Bo jest tylko prostytutką którą dał ci twój ojciec aby zająć cię podczas mojej nieobecności. Faktem jest to że ty i ona nie macie nic wspólnego, a jeśli dalej będziesz w to brnął to ona będzie się ciebie trzymać jak jakiś owad. Kochanie, jesteś w kruchym stanie emocjonalnym a ta dziewczyna z tego korzysta. Czas już otworzyć oczy, Harry...

- Zamknij się! - krzyknął Harry, przerywając jej. - Nie mów tak o niej. - jego głos się załamał. 
Potem cały dom ogarnęła cisza a ja słyszałam tylko bicie swego serca. Z niepokojem czekałam aż Harry coś powie ale usłyszałam tylko dźwięk czegoś roztrzaskującego się na podłodze. On kopnął jedną z marmurowych rzeźb stojących w korytarzu. 

Kaylee spojrzała nieśmiało.

- Przesadzasz. - powiedziała.

- Nie zniosę tego dłużej. - powiedział cicho a następnie lekko się zaśmiał, przeciągając dłońmi po twarzy. - Te ostatnie tygodnie były dla mnie piekłem. Każda minuta była dla mnie ciężarem a ja po prostu...

- Harry, twój ojciec i ja rozmawialiśmy... - Kaylee znów mu przerwała.

- Myślałem o niej kiedy wszystko się komplikowało.... zawsze o niej myślałem....

- Ale nie powinno tak być. Zawsze byłeś duszą towarzystwa, pamiętasz? T-to nie jesteś ty. - zaczęła się jąkać.

- Robiłem tak wiele rzeczy by być szczęśliwym, ale nigdy nie byłem. Nigdy nie byłem szczęśliwy, Kaylee. Pod koniec dnia zawsze byłem sam. - Harry pochylił głowę. - Zanim ona się zjawiła.

- Jestem tutaj. Jestem tu dla ciebie, Harry. Przykro mi że wyjechałam. Teraz wszystko będzie dobrze, obiecuję. - podeszła do niego, próbując go dotknąć.
Zacisnęłam dłonie w pięści, adrenalina zaczęła przepływać przez moje ciało.

- Nie chcę cię, Kaylee. Nawet nie chcę stać blisko ciebie. Kurwa, czy nie widzisz że nie mogę już znieść żadnego z was! - poczułam ulgę gdy jej ręka się odsunęła.

- Twój tata mówił że to się stanie. I miał rację. Myślę że powinieneś zacząć się leczyć. - jej usta drżały gdy mówiła. - Nie jesteś w odpowiednim stanie umysłu. Co ci się stało? - pokręciła głową w rozczarowaniu.

- Nie jestem w odpowiednim stanie umysłu? - Harry zaśmiał się. - Pierdol się. A ja będę wdzięczny jeśli teraz wyjdziesz. - powiedział, zanim ruszył w kierunku schodów.

- Co z collegem? C-co z moim ojcem? - zachwiała się i oparła o poręcz schodów.

- Twój ojciec? Mam dość słuchania o jego kolekcji porcelanowych lalek, a fakt że dorosły człowiek je zbiera jest kurwa straszny. Nie zamierzam chodzić do szkoły, nie tutaj, i myślę że nie będę już potrzebował jego pomocy. - powiedział, gdy zaczął iść po schodach.

- Lia, nie musisz się ukrywać. - moje oczy się rozszerzyły gdy Harry chwycił mnie za łokieć i postawił na nogi. - Idź po swoje rzeczy.

Skinęłam głową i spojrzałam kątem oka na Kaylee. Jej twarz była rozpalona, zaczęłam obawiać się o los jej grubego makijażu. 

- Upokorzyłeś mnie raz, ale nie pozwolę by to znów się stało, Harry. Nie tutaj, nie teraz. Nigdy! - jej głos był taki wysoki, moje uszy zaczęły boleć.

- Wyjdź, Kaylee. - Harry powiedział szorstko. Możesz powiedzieć ojcu że posyłanie cię tutaj było bez sensu. Opuszczam Fleese z nią.

Ciało Kaylee drżało z wściekłości. Jej oczy mierzyły mnie od stóp do głowy. 

- Dobrze. - powiedziała nieco spokojnie. - Powiem mu to. - wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Poczułam dreszcze kiedy uśmiechnęła się do nas i ruszyła w kierunku drzwi. To poszło zbyt łatwo.

Zanim drzwi się zamknęły, zauważyłam mężczyznę stojącego tuż przed nimi. Prawdopodobnie przyprowadził tutaj Kaylee. Był przerażająco znajomy. Tatuaże na jego ramionach przywróciły mi pamięć. Był jednym z pachołków Richarda. 

- Zakończyłeś to, ale ona wciąż wraca. - powiedziałam, kiedy Harry położył dłonie na mojej talii. 

- Tym razem odeszła na dobre. - zapewnił mnie ale ja wierzyłam w coś innego. - Chodźmy po nasze rzeczy.

- Harry, moja rodzina...

- Zabiorę cię do nich. Tak czy inaczej, nie możemy tu dłużej zostać. - powiedział, gdy weszliśmy do mojego pokoju. Miał rację, ale nie mogłam tu zostawić mojej rodziny. Harry pewnie nie byłby zadowolony z pomysłu zabrania mojej mamy i brata ze sobą więc postanowiłam że porozmawiam z nim o tym później. 

- Przykro mi że musiałaś tego słuchać. - powiedział, wchodząc do pokoju z walizką.

- Ona jest okropna. - skomentowałam.

- Ona jest suką. - poprawił mnie.

Wyciągałam ubrania które pozostały w mojej szafie, te które zapomniałam stąd zabrać. Jeden sweter, koszulka i dżinsy. 

- Wiedziała co zrobił twój ojciec... i nie miała nic przeciwko temu. - powiedziałam.

- To właśnie Kaylee. - słyszałam jak westchnął, kiedy położył walizkę na podłodze. - Nie obchodzi ją to co robią inni ludzie.

Chciałam zapytać go o to jak dorastał w środowisku pełnym tak okropnych ludzi ale zamiast tego zadałam pytanie które już od dawna mnie dręczyło. 

- Czy pocałowałeś ją?

Harry wyprostował się i przetarł dłonią twarz, po to by wytrzeć krople potu.

- Co?

- Kiedy wychodziłeś z nią ''na pokaz''. Co z nią robiłeś?

- Nic. - powiedział, kładąc dłoń na karku. - Nie pocałowałem jej.

- Udaliśmy się razem na kilka imprez, Lia. To wszystko. - dodał.

Po chwili znów wróciłam do składania swojego swetra.

Kiedy pochyliłam się trochę, by włożyć ubranie do walizki, on chwycił moją rękę, wyprostował mnie i zabrał mój sweter. Kopnął rozpiętą walizkę po to by ją otworzyć, kiedy mógł użyć do tego rąk. Usiadłam na brzegu łóżka i patrzyłam jak niechlujnie wrzuca ubrania do walizki, jedno po drugim. Pewnie nigdy nie pakował własnych bagaży, zawsze byli ludzie którzy to za niego robili. 
A teraz on pakował mój bagaż. 
Uśmiechnęłam się patrząc na jego wysiłek.

- Dlaczego tak się do mnie uśmiechasz? - zapytał Harry, unosząc brew.

- Nie mam prawa do uśmiechania się?

- To jest po prostu... trochę przerażające. - lekko zmarszczył nos gdy czołgał się do mnie. 
Uklęknął, między moimi nogami. Zaśmiałam się, gdy położył dłonie na moich kolanach i pocałował mnie w policzek.

Poczułam trzepotanie w moim brzuchu. Położyłam dłonie na jego karku. 
Harry odsunął się by na mnie spojrzeć. Czubki naszych nosów ocierały się o siebie. 

- Ja... ja....- mówił szeptem, ale po chwili mu przerwałam.

- Przestań przepraszać, Harry.

- Nie zamierzałem tego zrobić. - uśmiechnął się. - Chciałem tylko powiedzieć że cię kocham.

Wtedy poczułam mrowienie w całym moim ciele. Poczułam się tak jak wtedy gdy Harry pocałował mnie po raz pierwszy. 

- Kocham cię. - odpowiedziałam i przeniosłam dłonie z jego karku na jego włosy. Jego powieki powoli opadały, oddech stawał się coraz cięższy, jego usta znalazły się przy moim uchu. 

Zacisnęłam usta kiedy zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Harry lekko przejechał językiem po mojej szyi przez co zachichotałam. Po chwili przeniósł swoje usta na moje, jego ręce chwyciły kawałek materiału mojego swetra.

Nagle przypomniałam sobie o Darrenie, o tym jak pocałował mnie w szpitalu. Żałuję że to nie był tylko jakiś zły sen.
Pogłębiłam pocałunek, mając nadzieję że przestanę o tym myśleć.

- Jak on cię pocałował? - Harry odsunął się, wydawało się że czytał w moich myślach.

- To nie ma znaczenia. - chciałam kontynuować to co zaczęliśmy.

- Ma znaczenie, ja...- przerwał, oblizując wargi. - Chcę być jedynym.

- Jesteś jedynym. On nic dla mnie nie znaczy.

- Nigdy nic do niego nie czułaś? - zapytał.

- Podkochiwałam się w nim kiedy miałam 13 lat. Ale zawsze byliśmy jak rodzeństwo.

- Rodzeństwo nic do siebie nie czuje i na pewno się nie całuje. - stwierdził.

- Nie powiedziałam że coś do niego czułam. To nie było tak. Po prostu zapomnij że coś powiedziałam. - oparłam brodę o jego ramię. -  Nigdy nie znałam prawdziwego Darrena, do czasu.

- W tym przypadku...- Harry położył dłonie na moich udach i położył mnie na łóżku, unosząc się nade mną. Uniosłam dłonie by odsunąć loki z jego twarzy. On złapał moją dłoń a następnie zaczął składać na niej lekkie pocałunki. 

- Co jest? - wyszeptał.

Zauważył.

- Nie mogę przestać myśleć o tym śnie. - przyznałam. - Wciąż czuję że wydarzy się coś złego.

- Wiele przeszłaś, Lia. To skutki uboczne tych wszystkich koszmarów. Zobaczysz, że z twoją rodziną jest wszystko w porządku. - pocałował mnie jeszcze raz zanim podniósł się z łóżka.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, jego komórka zaczęła brzęczeć w jego kieszeni. 
Wyciągnął telefon i zmrużył oczy. 

- Szpital. - poinformował mnie. 
Po chwili odebrał.

- Co? - zabrzmiał jego głos. - Myślisz że to zrobiłem?

- Dlaczego do cholery... nie, my nie wracamy. Musimy być gdzie indziej. - wybełkotał.  -To skomplikowane.

- To bzdura. Ona jest moją dziewczyną, nigdy bym jej nie skrzywdził. - skrzywdzić mnie? Czy oni myślą że to Harry wywołał poronienie? I... on nazwał mnie swoją dziewczyną.

- Wydałem dużo pieniędzy w waszym miejscu a wy jeszcze mnie oskarżacie? - Harry gwałtownie przejechał dłonią po włosach. Odetchnął głęboko, zanim znów zaczął mówić.

- Rozumiem twoją troskę. - uspokoił się. - Ale nie zamierzam przyjąć przeprosin. 

- To nieczułe oskarżać kogoś o coś takiego, gdy ten przechodzi przez trudny czas w swoim życiu. Zrobiliście wystarczająco i jeśli coś będzie się działo to was poinformujemy. - powiedział szorstko.

Harry rozłączył się i rzucił telefon na łóżko. 

- Czego oni chcą? - zapytałam.

Harry spojrzał na mnie a po chwili chwycił moją dłoń. 

- Pielęgniarki powiedziały o moim zachowaniu i teraz myślą że te siniaki to moja sprawa, tak samo jak poronienie. Nie powiedzieli tego wprost, ale na pewno tak myślą.

- Krzyczałeś na wielu z nich. - Owinęłam ręce wokół jego ramion i oparłam głowę o jego ramię.

Harry spojrzał na mnie.

- Wiesz jak to sprawia że się teraz czuję? Że jestem oskarżany o to wszystko?

- Oni nie wiedzą co się stało. - starałam się złagodzić napięcie. - Co oni chcą zrobić?

- Chcą byśmy wrócili na resztę badań. Oni zbadali cię już wystarczająco, teraz są po prostu wścibscy. Nie mają wystarczająco dużo pacjentów.

Później Harry włożył nasze walizki do samochodu i odjechaliśmy. 
Patrzyłam jak rezydencja znika w oddali, zaczęłam się zastanawiać czy jeszcze kiedyś tu wrócimy. 

Harry zawiózł mnie do mojego mieszkania, właściwie do mieszkania mojej rodziny bo prawdopodobnie nie będę już tam mieszkać. Ta myśl łamała mi serce. Przygotowywałam się na spotkanie z moją mamą po tym co stało się w szpitalu. Bolało mnie to że opuściła mnie w najgorszym momencie mojego życia. Próbowałam o tym zapomnieć, kiedy wysiedliśmy z auta. 

Spojrzałam na starą kamienicę a moje kolana zaczęły drżeć. Harry chciał mnie złapać za rękę ale odmówiłam, mimo że bardzo tego potrzebowałam. Nie wiedziałam co może się stać. 


Harry szybko ścisnął moją dłoń i po chwili zaprowadził mnie do drzwi. Cichym głosem zapytałam o moją mamę, do domofonu. 
Po chwili drzwi się otworzyły a ja zobaczyłam znajomego mężczyznę którego widziałam gdy Kaylee była w rezydencji.  
Szeroko otworzyłam oczy, nasze oddechy były nierówne.
On posłał nam chytry uśmiech, przypominający ten który posłała nam Kaylee zanim wyszła. 


___________________________________________________________________________
______________________________________________________________________

Hej :)
No i jest nowy rozdział :)

Od razu mówię że nie wiem jak często autorka dodaje rozdziały, wiem tylko że teraz ma więcej czasu dzięki czemu będzie mogła dodawać więcej rozdziałów.

No a wracając do rozdziału.

Harry powiedział że Lia jest jego dziewczyna
asdsfdsfgdghfhjhgjjfghfdggfdhgfhg *.*

boję się teraz o rodzinę Lii, a najbardziej o jej brata
Mam nadzieję że nie wydarzy się nic złego.

A wy co myślicie?

Ask: http://ask.fm/soirishlove
Hashtag: #BabyDollPL 

xx