Ogromna liczba ludzi zablokowała nasz widok kiedy dotarliśmy na stację kolejową. Moje palce wciąż drżały przez to co wydarzyło się w mieszkaniu. Widok martwego ciała Darrena przemknął przez mój umysł, mrugałam za każdym razem gdy widziałam czerwony kolor.
Harry prowadził nas przez tłum z torbą w ręku. Nie wiem jak mógł być tak silny. Jego ręka krwawiła ale nie chciał zatrzymać się w szpitalu bo twierdził że rozcięcie nie jest głębokie. W samochodzie owinęłam jego ranę kawałkiem materiału, zanim przywiózł nas tutaj.
Na zewnątrz nie było nic po mnie widać, ale za to wewnątrz panikowałam. Nigdy nie opuściłam miasta, a teraz nagle mieliśmy wyjechać stąd na zawsze. Czułam jak mój żołądek coraz bardziej się zaciska, jak łzy napływają do moich oczu ale wiedziałam że to nie czas na to by zacząć okazywać emocje. Musieliśmy być silni.
Zastanawiałam się jak uda nam się dostać do pociągu. Było tu zbyt wiele ludzi a szansa na to że ktoś z nich nas przepuści była mała. Każdy wydawał się być pełen energii i agresji, wszystko po to by zdobyć miejsce w pociągu, podczas gdy my byliśmy wykończeni. Ale myśl że ktoś może nas śledzić dodawała nam siły. Damian i Richard mieli znajomości w Fleese praktycznie wszędzie, więc nie mogliśmy ryzykować.
Moja mama była zdyszana a Jakey był bardzo cichy. Obawiałam się o mojego brata. Był taki młody a przeszedł już tak wiele.
Kolejka była bardzo długa, jeśli można powiedzieć że była tylko jedna kolejka. Ludzie stali praktycznie wszędzie, wszystko było takie chaotyczne, kręciło mi się w głowie. Torba którą niosłam stała się nagle strasznie ciężka.
Po kilku uderzeniach łokciami w moje żebra i po przeciskaniu się między ludźmi, dotarliśmy na początek tłumu. Grupa policjantów próbowała uspokoić tłum. Byli w mundurach, ale byłam tu już wystarczająco długo by domyślić się że nie byli prawdziwymi policjantami. Bez wątpienia byli zaangażowani w coś złego.
Harry zatrzymał się i przepuścił mnie i moją rodzinę przez co pierwsi dostaliśmy się na pokład.
- Hej, hej! - krzyknął Harry. Gdy zdobył uwagę kierownika pociągu wsunął gotówkę do kieszeni kamizelki mężczyzny. Nie usłyszałam o czym rozmawiali, widziałam tylko że kierownik skinął na nas i pozwolił wejść nam dalej.
Ale niektórzy spostrzegawczy ludzie szybko załapali o co chodzi i zaczęli na nas krzyczeć. Spojrzałam do tyłu na Harry'ego, a on uspokajająco przytaknął co skłoniło mnie do tego bym szła dalej.
- Pieprzone snoby! Czekaliśmy wiele godzin! - jeden zaczął się skarżyć.
- Powinniśmy być wpuszczeni jako pierwsi! - inny krzyknął wprost do mojego ucha.
Czułam się okropnie, spuściłam głowę idąc przez tłum. Moja mama i Jakey zrobili to samo, idąc przed mną.
Usłyszałam jak ktoś wstrzymuje oddech. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam jak twarz Harry'ego skręca się ze złości i z bólu, kiedy trzymał jego zranione ramię. Ktoś pewnie popchnął go bo był niezadowolony z tej przewagi którą mieliśmy.
- Odejdźcie! Odejdźcie! - krzyknęłam do ludzi aby odsunęli się od Harry'ego. Moje oczy szukały osoby która go skrzywdziła ale wszyscy wyglądali jednakowo, nie mogłam stwierdzić kto to zrobił.
- Idź. - jęknął Harry, marszcząc brwi. Odizolowałam się od krzyków wszystkich ludzi kiedy powoli odsunęłam jego rękę z ramienia. Wzięłam głęboki oddech gdy zobaczyłam wielkość rany i szybko zasłoniłam usta. Cały rękaw jego koszuli był już ciemnoczerwony. Tracił dużo krwi. Moje myśli wróciły do dnia kiedy ja sama obudziłam się w kałuży krwi.
- Co do diabŁa cię zatrzymuje? - usłyszałam krzyk kierownika - Muszę pozwolić innym wejść, oni mówią okropne rzeczy!
- Thalia, chodź! - usłyszałam wołanie mojego brata. Zarówno on jak i moja matka byli w pociągu i gorączkowo wymachiwali rękami.
- Pospiesz się! - krzyknęła moja mama.
Harry nie był w stanie dostać się do pociągu który był już praktycznie przepełniony pasażerami. Powinien być teraz w klinice lub w szpitalu.
- Idź. - powiedział przegryzając dolną wargę i znów przykładając dłoń do rany. To wyraźnie sprawiało mu ból a ja nie mogłam go zostawić w takim stanie.
- Po prostu idź, Thalia. Przyjadę następnym. - powiedział szorstko i przechylił głowę na bok. - Idź.
Ale nie było 'następnego'. To był ostatni pociąg który opuszczał miasto w tym tygodniu. Mieliśmy duże szczęście że zdążyliśmy dojechać tu na czas.
- Szanowny panie, niech pan zabierze siebie do jebanego lekarza i zejdzie nam z drogi! - pulchna kobieta za nami krzyczała.
Spojrzałam jeszcze raz na Harry'ego i ruszyłam w kierunku pociągu. Twarze mojej rodziny rozpromieniły się a tym bardziej dlatego ze szłam bez Harry'ego.
- Pospiesz się, Thalia! - mama wyciągnęła rękę w moim kierunku.
- Przyjadę następnym. - powiedziałam, smutek nagle pojawił się na jej twarzy. - Czekajcie na mnie w Pinedell.
Zrobiłam kilka kroków do tyłu mając nadzieję że moja rodzina zrobi to samo. Używając swoich pałek, policjanci karali tych którzy nie byli im posłuszni. Moja mama i Jakey zniknęli w głębi pociągu.
- Do zobaczenia w Pinedell! - krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam. Dym zakrył całą moją widoczność, moje oczy zaczęły piec. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie widziałam nikogo ani niczego.
- Co ty do cholery robisz? - poczułam uścisk na moim łokciu. - Mówiłem ci żebyś weszła do środka! - Harry przycisnął mnie do siebie. - Dlaczego nie chcesz mnie słuchać? - jego ton był wściekły ale było też słychać ulgę.
- T-ty potrzebujesz lekarza. - powiedziałam.
- Ja tak, ale ty nie.
- Więc chodźmy poszukać jakiegoś.
Stacja nie była już taka tłoczna, ludzie szybko zniknęli a ja w końcu mogłam normalnie oddychać.
- Zaczekaj. - powiedział Harry. Oparł się o ławkę tuż obok dworca. Krzywiąc się i lekko jęcząc rzucił swoją torbę na ziemię. Bolał widok jego cierpiącego z bólu. Jak on chciałby uzyskać pomoc gdyby mnie tu nie było?
- Daj mi swój telefon. - powiedziałam do niego. Chciałam wezwać taksówkę.
- Wypadł mi w twoim mieszkaniu. Mój tata prawdopodobnie pociął go nożem. - powiedział z małym uśmiechem zanim znów się skrzywił. Ten chłopak....
- Harry, tracisz krew! Czy myślałeś o tym co z tym zrobimy? - powiedziałam gorączkowo.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. - mruknął, zamykając oczy i opierając głowę o ławkę. - I jestem zmęczony.
Byłam zła na ludzi przechodzących obok i gapiących się na Harry'ego, nie próbowali nawet pomóc. Zaczęłam myśleć co można by zrobić w tym momencie. Nikt nie miał tu telefonu a w zasięgu wzroku nie było żadnej budki telefonicznej.
- Ta stacja jest... - Harry starał się znaleźć odpowiednie słowo.
- Pojebana! - dokończyłam za niego, przeczesując dłonią włosy.
Harry szeroko otworzył oczy jakby właśnie zobaczył jakiś cud. Na początku myślałam że to reakcja na moje przekleństwo ale kiedy spojrzałam tam gdzie on zrozumiałam że naprawdę zobaczył cud.
- Pani Briffen! - Harry zaczął ją wołać a ja do niego dołączyłam.
________________________________________________________________
Przypomniałam sobie jak palce Howarda zadrżały kiedy chwycił kierownicę. Mąż pani Briffen widocznie nigdy nie jeździł samochodem o takiej wartości. Harry pozwolił mu w nim usiąść i pobawić się różnymi rzeczami w ramach podziękowania za pomoc.
Howard zawiózł nas do swojego domu. Pani Briffen powiedziała nam że na drugim piętrze mają własną klinikę a to było lepsze od szpitala gdzie mogli znaleźć nas ludzie Damiana.
Pani Briffen i jej mąż byli na stacji ponieważ towarzyszyli swojemu przyjacielowi. Byłam wdzięczna Bogu za ich obecność. Howard na początku był trochę niechętny do tego by nam pomóc, najwyraźniej gardził Harry'm i jego ojcem który znęcał się nad jego żoną, ale w końcu pani Briffen udało się go przekonać.
Zdecydowałam że już więcej nie zniosę widoku krwi więc nie weszłam do kliniki gdzie Harry był leczony.
- Daj mi swój telefon. - powiedziałam do niego. Chciałam wezwać taksówkę.
- Wypadł mi w twoim mieszkaniu. Mój tata prawdopodobnie pociął go nożem. - powiedział z małym uśmiechem zanim znów się skrzywił. Ten chłopak....
- Harry, tracisz krew! Czy myślałeś o tym co z tym zrobimy? - powiedziałam gorączkowo.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. - mruknął, zamykając oczy i opierając głowę o ławkę. - I jestem zmęczony.
Byłam zła na ludzi przechodzących obok i gapiących się na Harry'ego, nie próbowali nawet pomóc. Zaczęłam myśleć co można by zrobić w tym momencie. Nikt nie miał tu telefonu a w zasięgu wzroku nie było żadnej budki telefonicznej.
- Ta stacja jest... - Harry starał się znaleźć odpowiednie słowo.
- Pojebana! - dokończyłam za niego, przeczesując dłonią włosy.
Harry szeroko otworzył oczy jakby właśnie zobaczył jakiś cud. Na początku myślałam że to reakcja na moje przekleństwo ale kiedy spojrzałam tam gdzie on zrozumiałam że naprawdę zobaczył cud.
- Pani Briffen! - Harry zaczął ją wołać a ja do niego dołączyłam.
________________________________________________________________
Przypomniałam sobie jak palce Howarda zadrżały kiedy chwycił kierownicę. Mąż pani Briffen widocznie nigdy nie jeździł samochodem o takiej wartości. Harry pozwolił mu w nim usiąść i pobawić się różnymi rzeczami w ramach podziękowania za pomoc.
Howard zawiózł nas do swojego domu. Pani Briffen powiedziała nam że na drugim piętrze mają własną klinikę a to było lepsze od szpitala gdzie mogli znaleźć nas ludzie Damiana.
Pani Briffen i jej mąż byli na stacji ponieważ towarzyszyli swojemu przyjacielowi. Byłam wdzięczna Bogu za ich obecność. Howard na początku był trochę niechętny do tego by nam pomóc, najwyraźniej gardził Harry'm i jego ojcem który znęcał się nad jego żoną, ale w końcu pani Briffen udało się go przekonać.
Zdecydowałam że już więcej nie zniosę widoku krwi więc nie weszłam do kliniki gdzie Harry był leczony.
Zamiast tego odpoczywałam w mieszkaniu pani Briffen, dostałam gorącą czekoladę i czas na to by wszystko przemyśleć.
Pani Briffen płakała kiedy opowiadałam jej o wszystkich rzeczach które się wydarzyły. Ciąża której byłam nieświadoma, poronienie, Damian będący jednym ze sprawców poronienia, sprawa zmarłej matki Harry'ego i mojego zmarłego ojca, nagła śmierć Darrena której wciąż nie mogłam przyjąć do świadomości, kolejne rozstanie z moją rodziną, ból. Wszystko.
- Przestań przypominać sobie o tych rzeczach, kochanie. Opowiedz mi o czymś innym. - pani Briffen otarła łzy z moich policzków. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że płakałam.
- Stacja kolejowa jest straszna. - powiedziałam.
- Oczywiście że jest. To jest dla nas, zwykłych ludzi. Bogate osoby posiadają własne luksusowe samochody i helikoptery. Tak jak twój chłopak. - powiedziała. - Oni nie potrzebują publicznego transportu.
Dwaj młodzi chłopcy biegali po pokoju bawiąc się drewnianymi karabinami. Chłopcy pani Briffen. Nie mieli więcej niż trzynaście lat.
Byli tacy pełni życia i optymizmu, tacy nieświadomi tego jak okrutny może być świat. Tak jak mój brat i ja kiedy byliśmy młodsi. Powinni tacy zostać. Jeśli miałabym dzieci zrobiłabym wszystko by ochronić je przed wszystkim co złe.
Rozejrzałam się po mieszkaniu. Było mniej przestronne niż moje, kuchnia i jadalnia nie były oddzielone. Nie mieli nawet sypialni. Była jedna kanapa i mały stoliczek przy którym jedli. Pani Briffen powiedziała mi że z tyłu jest też mała łazienka.
W kącie stał duży materac i myślę że to na nim wszyscy spali. Pani Briffen kiedyś wspominała mi ze jej mąż nie może dostać pracy ze względu na jego ekscentryczny charakter i zły stan zdrowia.
- Nie sądziłam ze on to zrobi. - powiedziała pani Briffen.
Wzięłam łyk gorącej czekolady, ciepło koiło moje nerwy.
- Ma pani na myśli Harry'ego?
- Tak. Nie sądziłam że będzie chciał opuścić takie uprzywilejowane życie. Wiedziałam że był nieszczęśliwy ale nigdy nie myślałam że ucieknie od tego wszystkiego. Myślałam że stanie się jednym z nich. - powiedziała.
- Pani była jedyną która mówiła mi że Harry jest inny od nich wszystkich.
- To prawda. - zachichotała. - Wiedziałam że był inny ale widziałam że się zmieniał. Przyszłaś w samą porę by to zmienić.
Nie wiedziała że Harry też mnie zmienił. Robiłam takie rzeczy o których nigdy mi się nawet nie śniło.
- On wciąż czasami krzyczy. - powiedziałam.
- Racja, jego temperament. - powiedziała z uśmiechem.
Po chwili drzwi zaskrzypiały. Chłopcy rzucili się w ich kierunku, gdzie stał ich ojciec w okularach, i zaczęli wypytywać o Harry'ego. Najwyraźniej nigdy w życiu nie widziały tak poważnych obrażeń.
Zerwałam się na równe nogi kiedy zauważyłam Harry'ego wchodzącego do mieszkania za Howardem. Przebrał się w czarną koszulkę, jego ręka była owinięta czystym bandażem, bez jakiegokolwiek śladu krwi.
Podeszłam do niego, objęłam go w talii i przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej. Zaskakująco, nie byłam speszona tym że ludzie widzą nas w takiej sytuacji. Jego zdrowa ręką owinęła się wokół moich ramion i przyciągnęła mnie jeszcze bliżej. Potrzebowałam tego.
- I jak? - zapytałam unosząc głowę by na niego spojrzeć.
- To jak rozcięcie o kartkę papieru. - odpowiedział z uśmiechem.
- Na pewno. - wywróciłam oczami i ponownie oparłam o niego głowę, wsłuchując się w bicie jego serca.
- Dobra, to naprawdę cholernie boli. - wyszeptał w moje włosy.
- Nie wygląda na to. - zaśmiałam się.
- Więc - przerwał nam głos Howarda - Moja żona powiedziała mi że chcecie wyjechać z miasta.
- Byłoby wspaniale gdyby mógł pan nas zawieźć do Pinedell - powiedział Harry kiedy ja stanęłam obok niego.
Howard zakaszlał.
- Twoim samochodem? - jego oczy zaczęły błyszczeć.
- Oczywiście, coś jeszcze?
- Howard, nie możesz wykopać ich w ten sposób. - powiedziała pani Briffen. - Dzieci potrzebują odpoczynku a do Pinedell jest długa droga. Zostaniecie na noc, prawda?
- Proszę? - dodał jeden z chłopców kiedy stanęli obok matki.
Spojrzałam na skromne mieszkanie zastanawiając się gdzie mielibyśmy spać gdybyśmy zostali tu na noc.
- Nie możemy. - powiedział Harry a ja spojrzałam na niego.
- Co? Harry, musisz odpocząć. - Ja też.
Potrząsnął głową.
- Thalia wiesz jakie małe jest to miasto. Mój tata może zapukać do tych drzwi w każdej chwili, a zwłaszcza gdy mój samochód jest zaparkowany na zewnątrz. To nie jest trudne do wykrycia.
- A kiedy wyjedziemy, nie możemy zostawić żadnego śladu. - Harry spojrzał na mnie a ja skinęłam w odpowiedzi.
Pani Briffen i jej rodzina szeroko otworzyli oczy kiedy przyjęli wszystko do informacji. Pani Briffen już nas nie zatrzymywała, a ja nie mogłam jej winić. Wszyscy wiedzieliśmy do czego Damian był zdolny.
________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________
NOTKA OD AUTORKI:
" Kolejny rozdział prawdopodobnie będzie ostatnim! I będzie dłuższy bo jest jeszcze kilka rzeczy które muszę wyjaśnić. Może będzie szczęśliwe zakończenie, a może nie, sama nie wiem, ale nie miejcie na razie żadnych nadziei, mówię to po to żebyście mnie później nie znienawidzili! Nie mogę uwierzyć że w końcu zbliżamy się do końca! ..."
SFSDFJADHJKSDFDGFDG
SAMA NIE MOGĘ UWIERZYĆ ŻE TO JUŻ POWOLI KONIEC
ZA BARDZO ZŻYŁAM SIĘ Z TYM FF
MAM NADZIEJĘ ŻE AUTORKA BĘDZIE CHCIAŁA PISAĆ SEQUEL TEGO FF
(TERAZ WSZYSCY MÓDLCIE SIĘ O TO :D)
CO MYŚLICIE O ROZDZIALE?
ASK: http://ask.fm/soirishlove
HASHTAG: #BabyDollPL
XX
Pani Briffen płakała kiedy opowiadałam jej o wszystkich rzeczach które się wydarzyły. Ciąża której byłam nieświadoma, poronienie, Damian będący jednym ze sprawców poronienia, sprawa zmarłej matki Harry'ego i mojego zmarłego ojca, nagła śmierć Darrena której wciąż nie mogłam przyjąć do świadomości, kolejne rozstanie z moją rodziną, ból. Wszystko.
- Przestań przypominać sobie o tych rzeczach, kochanie. Opowiedz mi o czymś innym. - pani Briffen otarła łzy z moich policzków. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że płakałam.
- Stacja kolejowa jest straszna. - powiedziałam.
- Oczywiście że jest. To jest dla nas, zwykłych ludzi. Bogate osoby posiadają własne luksusowe samochody i helikoptery. Tak jak twój chłopak. - powiedziała. - Oni nie potrzebują publicznego transportu.
Dwaj młodzi chłopcy biegali po pokoju bawiąc się drewnianymi karabinami. Chłopcy pani Briffen. Nie mieli więcej niż trzynaście lat.
Byli tacy pełni życia i optymizmu, tacy nieświadomi tego jak okrutny może być świat. Tak jak mój brat i ja kiedy byliśmy młodsi. Powinni tacy zostać. Jeśli miałabym dzieci zrobiłabym wszystko by ochronić je przed wszystkim co złe.
Rozejrzałam się po mieszkaniu. Było mniej przestronne niż moje, kuchnia i jadalnia nie były oddzielone. Nie mieli nawet sypialni. Była jedna kanapa i mały stoliczek przy którym jedli. Pani Briffen powiedziała mi że z tyłu jest też mała łazienka.
W kącie stał duży materac i myślę że to na nim wszyscy spali. Pani Briffen kiedyś wspominała mi ze jej mąż nie może dostać pracy ze względu na jego ekscentryczny charakter i zły stan zdrowia.
- Nie sądziłam ze on to zrobi. - powiedziała pani Briffen.
Wzięłam łyk gorącej czekolady, ciepło koiło moje nerwy.
- Ma pani na myśli Harry'ego?
- Tak. Nie sądziłam że będzie chciał opuścić takie uprzywilejowane życie. Wiedziałam że był nieszczęśliwy ale nigdy nie myślałam że ucieknie od tego wszystkiego. Myślałam że stanie się jednym z nich. - powiedziała.
- Pani była jedyną która mówiła mi że Harry jest inny od nich wszystkich.
- To prawda. - zachichotała. - Wiedziałam że był inny ale widziałam że się zmieniał. Przyszłaś w samą porę by to zmienić.
Nie wiedziała że Harry też mnie zmienił. Robiłam takie rzeczy o których nigdy mi się nawet nie śniło.
- On wciąż czasami krzyczy. - powiedziałam.
- Racja, jego temperament. - powiedziała z uśmiechem.
Po chwili drzwi zaskrzypiały. Chłopcy rzucili się w ich kierunku, gdzie stał ich ojciec w okularach, i zaczęli wypytywać o Harry'ego. Najwyraźniej nigdy w życiu nie widziały tak poważnych obrażeń.
Zerwałam się na równe nogi kiedy zauważyłam Harry'ego wchodzącego do mieszkania za Howardem. Przebrał się w czarną koszulkę, jego ręka była owinięta czystym bandażem, bez jakiegokolwiek śladu krwi.
Podeszłam do niego, objęłam go w talii i przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej. Zaskakująco, nie byłam speszona tym że ludzie widzą nas w takiej sytuacji. Jego zdrowa ręką owinęła się wokół moich ramion i przyciągnęła mnie jeszcze bliżej. Potrzebowałam tego.
- I jak? - zapytałam unosząc głowę by na niego spojrzeć.
- To jak rozcięcie o kartkę papieru. - odpowiedział z uśmiechem.
- Na pewno. - wywróciłam oczami i ponownie oparłam o niego głowę, wsłuchując się w bicie jego serca.
- Dobra, to naprawdę cholernie boli. - wyszeptał w moje włosy.
- Nie wygląda na to. - zaśmiałam się.
- Więc - przerwał nam głos Howarda - Moja żona powiedziała mi że chcecie wyjechać z miasta.
- Byłoby wspaniale gdyby mógł pan nas zawieźć do Pinedell - powiedział Harry kiedy ja stanęłam obok niego.
Howard zakaszlał.
- Twoim samochodem? - jego oczy zaczęły błyszczeć.
- Oczywiście, coś jeszcze?
- Howard, nie możesz wykopać ich w ten sposób. - powiedziała pani Briffen. - Dzieci potrzebują odpoczynku a do Pinedell jest długa droga. Zostaniecie na noc, prawda?
- Proszę? - dodał jeden z chłopców kiedy stanęli obok matki.
Spojrzałam na skromne mieszkanie zastanawiając się gdzie mielibyśmy spać gdybyśmy zostali tu na noc.
- Nie możemy. - powiedział Harry a ja spojrzałam na niego.
- Co? Harry, musisz odpocząć. - Ja też.
Potrząsnął głową.
- Thalia wiesz jakie małe jest to miasto. Mój tata może zapukać do tych drzwi w każdej chwili, a zwłaszcza gdy mój samochód jest zaparkowany na zewnątrz. To nie jest trudne do wykrycia.
- A kiedy wyjedziemy, nie możemy zostawić żadnego śladu. - Harry spojrzał na mnie a ja skinęłam w odpowiedzi.
Pani Briffen i jej rodzina szeroko otworzyli oczy kiedy przyjęli wszystko do informacji. Pani Briffen już nas nie zatrzymywała, a ja nie mogłam jej winić. Wszyscy wiedzieliśmy do czego Damian był zdolny.
________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________
NOTKA OD AUTORKI:
" Kolejny rozdział prawdopodobnie będzie ostatnim! I będzie dłuższy bo jest jeszcze kilka rzeczy które muszę wyjaśnić. Może będzie szczęśliwe zakończenie, a może nie, sama nie wiem, ale nie miejcie na razie żadnych nadziei, mówię to po to żebyście mnie później nie znienawidzili! Nie mogę uwierzyć że w końcu zbliżamy się do końca! ..."
SFSDFJADHJKSDFDGFDG
SAMA NIE MOGĘ UWIERZYĆ ŻE TO JUŻ POWOLI KONIEC
ZA BARDZO ZŻYŁAM SIĘ Z TYM FF
MAM NADZIEJĘ ŻE AUTORKA BĘDZIE CHCIAŁA PISAĆ SEQUEL TEGO FF
(TERAZ WSZYSCY MÓDLCIE SIĘ O TO :D)
CO MYŚLICIE O ROZDZIALE?
ASK: http://ask.fm/soirishlove
HASHTAG: #BabyDollPL
XX