piątek, 10 października 2014

NOWY BLOG + POMOCY!

Hej :)

Właściwie to już bardzo, bardzo dawno tu nie byłam ale nie o to tu chodzi.
Przejdźmy do rzeczy.

Założyłam nowego bloga http://youngandfree-4ever.blogspot.com/ i poszukuję kogoś kto mógłby zrobić mi na niego szablon.

Bardzo proszę Was o pomoc!

Możecie do mnie pisać na: patrycja9902@gmail.com

xx

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 60 & Epilog

Wzrok mojej matki stawał się coraz cięższy. Nigdy nie widziałam tyle wrogości w jej oczach. 

- Chciałabym porozmawiać z własną córką. Sam na sam. - powiedziała do Harry'ego.

Trudno było zauważyć emocje Harry'ego gdy czerwone i zielone światła migotały na jego twarzy. 

- Nie wie pani o połowie rzeczy które zrobiłem by być z Thalią. - odpowiedział.

Moja matka spojrzała na palce Harry'ego, kącik jej ust drgnął kiedy zobaczyła papierosa. 

- Dziękuję ci za pomoc. - powiedziała stanowczym tonem, ponownie na niego spoglądając. 

- Ale nie chcę by Thalia miała coś wspólnego z czymkolwiek związanym z Damianem. Musisz zrozumieć.

- To pani musi zrozumieć. Poświęciłem zbyt wiele by teraz pozwolić jej odejść. - powiedział, stając naprzeciw mnie. - Kocham ją.

- Kochasz? Drogie dziecko, co ty wiesz o miłości? - matka rozejrzała się by sprawdzić czy w pobliżu nie ma żadnych ludzi, zanim kontynuowała. - Stosunki seksualne nie są równoznaczne dla miłości, a w tym przypadku kochałbyś kogoś bardzo wiele razy!

- Mamo! - przerwałam jej.

- Szczerze mówiąc, nie dajesz mi wyboru, Thalia. - powiedziała, mój brat spoglądał na nią w milczeniu. - Nie ulega wątpliwości to że był z wieloma dziewczynami. Ile z nich zapłodnił tak jak ciebie? Tego nie wiesz! 

Mój gniew rósł z każdą sekundą.

- Nie możesz przyjąć do wiadomości niektórych rzeczy! Myślisz że dlaczego opuścił Fleese? On nie ma teraz nic, ale krewni jego mamy są tutaj. On bierze za mnie odpowiedzialność. Ufam mu, mamo. I nie rozumiem dlaczego nie możesz zaakceptować naszego związku. Wiem jak trudno jest zaufać ludziom. Ale ja zaufałam Harry'emu. - Starałam się jej to wszystko wytłumaczyć ale w głębi duszy wiedziałam że to przegrana sprawa. Nie wiedziałam co mogłabym jeszcze powiedzieć żeby zrozumiała.

- Ufałam twojemu ojcu! Długo po jego śmierci trwałam w przekonaniu że był człowiekiem sprawiedliwym - przerwała, nie mogąc więcej powiedzieć. Łzy wypłynęły z jej oczu.

- Ten chłopak nie jest dobrym człowiekiem. - dodała niepewnie. 

- Harry nie jest taki jak jego ojciec. - powiedziałam cicho.

Jej szare oczy spoglądały to na mnie, to na Harry'ego. 

- Zmieniłaś się. Nie jesteś moją - urwała w połowie zdania.

- Już nie jestem twoją małą dziewczynką? - moja klatka piersiowa zabolała, kiedy dokończyłam za nią.

- Zniknęła na kilka miesięcy, wróciła zupełnie obca. - powiedziała, przyciągając do siebie Jakey'a.
Nagle poczułam jakby miedzy nami był niewidzialny mur. 
Przypomniałam sobie jak zostawiła mnie w szpitalu, kiedy byłam w okropnym stanie. Rozumiałam że moja ciąża mogła ją zdenerwować, ale nie rozumiem tego jak mogła mnie tak lekceważyć po poronieniu. Do tej pory nie zapytała jak się czuję. 

Kochała mnie, wiedziałam to. Ale miała idealny obraz mnie, a jeśli zrobiłam coś nie po jej myśli próbowała zrzucić na mnie całą winę. Zachowywała się tak odkąd zmarł mój ojciec. 

Zrobiła to z wieloma naszymi przyjaciółmi. Tworzyła sobie ich idealny obraz a jeśli coś źle poszło to ich odrzucała. Więc teraz nie ma żadnych przyjaciół.

- Dar-Darren mi powiedział. Powiedział że coś jest nie tak. Na początku mu nie wierzyłam ale potem - przełknęła ślinę - Widziałam naszyjnik pod twoim łóżkiem, i to twoje dziwne zachowanie...

- Wasz związek jest chory. Jesteście młodzi, a jedyne co was do siebie przyciąga to pożądanie. - dokończyła, łzy spływały po jej policzkach.

Nie rozumiała tego, i nie zrozumie.

Harry przełknął ślinę zanim się odezwał. Bałam się podnieść głos na moją matkę. 

- Będę dbał o pańską córkę. Obiecuję. - powiedział. 

- Mamo, proszę chodź z nami. - zbliżyłam się do niej. - P-proszę nie utrudniaj tego wszystkiego. Teraz wszystko będzie dobrze. 

Moja mama zrobiła szybki krok do tyłu, ciągnąc za sobą Jakey'a. 

- Moja decyzję jest stała. 

Wzięła głęboki oddech zanim dokończyła.

- Albo idziesz z nami, albo odchodzisz z nim. 

Harry stanął obok mnie, ale nie powiedział ani słowa. 

Jak ona mogła kazać mi teraz wybierać? Będę szczęśliwa jeśli będę tu z Harry'm ale byłabym jeszcze szczęśliwsza gdybym mogła być tu też z moją rodziną. 

- Lia do nas wróci, mamo. - powiedział mój brat. - Dlaczego ją od nas odpychasz?

- Jak ja ją odpycham? Powiedziałam jej by poszła z nami! - powiedziała.

Poczułam jak dłoń Harry'ego chwyta moją i spojrzałam na niego. Miał nerwowy wyraz twarzy.

Wiedziałam co chcę zrobić. Ale nie wiedziałam jak to powiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i splotłam nasze palce. Jego rysy złagodniały, uniósł brwi ze zdziwienia. 

- Dobrze. - powiedziała moja mama gdy spojrzała na nasze splecione dłonie. - Próbowałam.

- To nie musi być takie trudne. - powiedziałam. - Wystarczyłoby żebyś zrozumiała...

- Chodźmy do środka, Jakey. Noc jest zimna. - przerwała. 
Rzuciła mi szybkie spojrzenie, przez chwilę nie wiedziałam kim była ta kobieta. 

Gdy moja mama wracała do hotelu, przytuliłam mojego brata i powiedziałam że jutro się z nim zobaczę. 


______________________________________________________________________



Poczułam sól na swoim języku, zimny wiatr sprawił że moje policzki nabrały czerwonego koloru. Wepchnęłam swoje stopy wgłąb piasku, relaksując się. 

Nie byłam zaskoczona gdy poczułam że czyjeś ręce owijają się wokół mojej talii. Dreszcz przebiegł przez moje ciało kiedy poczułam ciepły oddech na mojej szyi.

- Wiesz że sierociniec jest tuż za rogiem? - Harry powiedział mi do ucha. - To naprawdę nic wielkiego. Możesz tam iść, pograć w berka z twoim bratem i wrócić kiedy chcesz. 

- Nie gram w berka z moim bratem. - zaśmiałam się.

- Wiem że na pewno to robisz.

- Skąd?

- Mówisz podczas snu. Teraz ty jesteś berek! - naśladował mój głos.

- Właśnie mnie trochę przestraszyłeś.

- Nie będę oceniał bo cię kocham.

Zaśmiałam się i parłam głowę o ramię Harry'ego. 

- Tak dla jasności, nie zapłodniłem nikogo innego. - dodał.

- Wiem.

- Dziękuję. - powiedział. - Za cierpliwość którą mi dajesz. Za wybranie mnie po tym wszystkim co ci zrobiłem. Dziękuję.

Uśmiechnęłam się myśląc o tym jak bardzo Harry zmienił się od czasu gdy pierwszy raz go spotkałam. Wtedy słowo 'dziękuję' nie było nawet w jego słowniku.

Poczułam ból przez wspomnienie poronienia. Słyszałam wołającego Harry'ego, który prosił bym z nim została, który mówił że wszystko będzie dobrze. Próbowałam zablokować te myśli. To już koniec, pomyślałam. Ale tak naprawdę zawsze będę pamiętać o tych wszystkich rzeczach.

Czubek jego nosa musnął moje zaczerwienione policzki, ciepłe oddechy spowodowały dreszcze na mojej skórze.

- Harry, - powiedziałam cicho.

- Tak?

- A co jeśli twój ojciec nas tutaj znajdzie? - spytałam, mając nadzieję że usłyszę coś co rozwieje moje wątpliwości.

- Nie znajdzie. On nie zna tego miejsca. Nie wie że byłem tu gdy ostatnio uciekłem. - powiedział.
Jego ciocia nas zawołała a ja szybko odsunęłam się od niego wiedząc co ona może sobie myśleć widząc dwójkę niezamężnych ludzi tak blisko.

- Śniadanie jest gotowe. - powiedziała i szybko wróciła do środka.
Harry objął mnie zdrowym ramieniem i poszliśmy.
Podziwiałam dom kiedy się do niego zbliżaliśmy.
Byłam mały i prosty, trochę staroświecki.

- Harry, Thalia, możemy przez chwilę porozmawiać? - Abby wskazała salon, kierując nas do pójścia za nią.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza, patrzeliśmy jak Abby bawi się palcami. Zniecierpliwiony Harry zaczął mówić pierwszy.

- Zanim z nami porozmawiasz, myślisz że możesz przygotować małą kąpiel dla mnie? Moje stopy mnie dobijają, naprawdę muszę zamoczyć je w czymś ciepłym.

- Kąpiel? Dla twoich nóg? - Patrick wyszedł z kuchni.

- Tak. - Harry wzruszył ramionami.

- Oczywiście. - zaszydził, a następnie odwrócił się i spojrzał na żonę. - Czy nie mówiłem ci że on się nie zmienił?

- Patrick - Abby szybko mu przerwała.

- Może chcesz też wysokiej jakości odżywkę dla włosów na twoich nogach, panie Styles? - zapytał Patrick z sarkazmem w głosie.

- Patrick! Daj chłopakowi spokój. On wiele przeszedł. - powiedziała Abby.

- W każdym razie, - odwróciła się do nas, kiedy Patrick odszedł. Teraz mówiła szeptem. - Nie mów wujkowi ale jestem chętna by wesprzeć cię finansowo żebyś mógł wrócić do collegu, Harry. Istnieje szkoła, nie jest zbyt daleko od tego miejsca.

Jej oferta dla Harry'ego poprawiła mój humor. Byłabym szczęśliwa gdyby udało mu się skończyć szkołę.

- Wciąż mam trochę gotówki - zaczął Harry.

- Zapisz się. - powiedziała, uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Dziękuję. Teraz zmienię kierunek na sztukę. Biznes za bardzo pieprzy mój umysł.

- Cokolwiek chcesz. - odpowiedziała.

Miała w sobie tyle zrozumienia i różniła się od ludzi w Fleese. Wolałabym gdyby Harry był wychowywany przez Abby niż przez Damiana. Harry mówił że jego mama zawsze chciała go tutaj wysłać ale nigdy nie miała okazji. Jego życie nie byłoby tak skomplikowane jak teraz. Ale wtedy też nigdy byśmy się nie spotkali.

- Jest coś o czym chcę z wami porozmawiać. Powiem to wprost. - Abby kontynuowała. - Rozumiemy że oboje wiele przeszliście. - zamilkła przełykając ślinę.

- dziwnie się czujemy z tym że para która nie jest po ślubie mieszka pod naszym dachem, wiec byłoby miło gdybyście zgodzili się mieszkać w osobnych pomieszczeniach. Nie chciałabym żeby Josh myślał że to jest 'w porządku'. - powiedziała. - Nie chcę się wtrącać, ale po prostu tak jest u nas, mam nadzieję że to uszanujecie.

- Och, my tego nie robimy. - jąkałam się, próbując wszystko wyjaśnić.

_________________________________________________________________________


Po śniadaniu miałam przenieść swoje rzeczy do innego pokoju na dole.

- Może to go zaniepokoiło czy coś i nie wiedząc co z tym zrobić powiedział o tym swojej mamie. - powiedział Harry, siedząc na krawędzi łóżka w pokoju który był teraz tylko jego.

- Harry, - trąciłam go w ramię.
Josh zobaczył nas wczoraj razem, a Harry wierzył że to on był powodem prośby Abby. To nie był dla mnie wielki problem. Tak długo jak czułam obecność Harry'ego, czułam się bezpiecznie.

- Musimy w końcu znaleźć nasze własne miejsce. - powiedział Harry, kładąc się na łóżku. - A dopóki nie znajdę pracy, będę musiał znosić Patricka. Najpierw muszę dostać się co collegu. - jęknął.

- Możesz zacząć pracę zanim skończysz szkołę. Ja też mogę podjąć jakąś pracę.

- Ty nie pójdziesz do pracy. Nie będziesz w pobliżu niczego gdzie jest możliwość że możesz zostać porwana.

- To tak jakby powiedzieć że nie mogę opuszczać tego domu.

- Technicznie.

- Myślałam o tym że mogłabym pomagać w sierocińcu. - powiedziałam, przeczesując dłonią włosy.

Moja koszulka lekko się uniosła kiedy zakładałam opaskę na włosy. Zauważyłam jak Harry patrzył się na odsłoniętą część mojego brzucha. Westchnęłam, i opuściłam koszulkę. Harry zaśmiał się i znowu położył się na łóżku.

Gdy chowałam swoje ubrania do torby zauważyłam skrawki papieru wystające z bagażu Harry'ego. Pomagałam mu się pakować ale nie pamiętałam żeby wkładał tam jakieś kartki. Spojrzałam przez ramię aby upewnić się że nadal leży na łóżku. Z ciekawości przesunęłam suwak żeby uzyskać lepszy widok.

Włożyłam rękę do środka żeby wyciągnąć kawałek. Gdy rozłożyłam zmięty kawałek zaczęłam zdawać sobie sprawę że był to jeden z rysunków Harry'ego który przedstawiał mnie. Widziałam jeden rysunek ale nie myślałam że jest ich więcej.

Uśmiechnęłam się dokładnie oglądając rysunek. Nie mogąc się powstrzymać zaczęłam wyciągać kolejne.

- Hej, - Harry podniósł się z łóżka - Co ty sobie myślisz?

- To jest niesamowite, Harry. - powiedziałam, po czym wróciłam do oglądania rysunków. Każdy z nich przedstawiał mnie. - Dlaczego mi ich nie pokazałeś?

- To nic. - podszedł do mnie, drapiąc swój kark. - Nie miałaś ich zobaczyć.

- Nie chciałeś mi ich pokazać? Dlaczego nie?

- Mówiłem ci wcześniej. Moje rysunki są dla mnie osobiste. - powiedział.

- Nawet kiedy przedstawiają mnie?

- Nawet wtedy.

Szanowałam to. Nagle poczułam się winna.

- Przepraszam. - włożyłam kartki do torby.

- Rysowałem je kiedy odeszłaś. Czułem się źle wiedząc że mogę cię już nigdy nie zobaczyć. Potrzebowałem czegoś co by mi o tobie przypominało. To jest dziwne.

- Nie, nie jest. - wtuliłam się w niego a on objął mnie ramionami.
Jego włosy w ciągu kilku miesięcy dość sporo urosły i nie były już tak kręcone jak kiedyś. Podobało mi się to.

- Naprawdę potrzebuję prysznicu. - powiedział.

- Potrzebujesz. - jego włosy naprawdę potrzebowały odświeżenia. - Ale twoje ramię

- Wiem. Ale śmierdzę jak gówno, prawda?

- Nie. Ale twoje włosy nie są w najlepszym stanie.

- Możesz mi pomóc.

- Co?

- Pod prysznicem.

Poczułam jak moje policzki się czerwienią.

- Nie,

- To nic wielkiego, Thalia. Po prostu mi pomożesz.

- Harry, nie jesteśmy już w twojej rezydencji. - przypomniałam mu.

- Więc pozwolisz żebym zaczął gnić?

- Nie gnijesz, Harry.

Westchnął.

- Obiecuję że to nic seksualnego, świętoszku.

- Wyrzucą nas stąd jeśli ktoś się dowie. - powiedziałam.

- Więc, powiemy im że to nic seksualnego.

Byłam oniemiała. On nie mógł być poważny.

- Możesz popływać w morzu, fale cię oczyszczą.

- Nie chcę żeby fale mnie czyściły, chcę żebyś ty to zrobiła. W ogóle to nie mogę chodzić nago w miejscu publicznym.

- Lia, chcę wziąć normalny prysznic a nie mogę tego zrobić kiedy jestem ubrany. Zrobię to w najbardziej niewinny i nieseksualny sposób. - Harry zaczął odpinać guziki jego koszuli krzywiąc się i  jęcząc z bólu. Przesadnie oczywiście.

- Dobrze. - westchnęłam.

- Kocham cię. - rzucił ubrania na podłogę. Będę musiała mu przypomnieć że nie ma tu pa nie Briffen i sam będzie musiał to posprzątać.

- Mogę cię o coś zapytać? - powiedziałam gdy szłam za nim do łazienki.

- Jasne.

Rozpuściłam swoje włosy, opierając się o zlew.

- Dlaczego Patrick tak cię nie lubi?

Harry wybuchnął śmiechem, krótko trwałym śmiechem kiedy stanął przed lustrem by zdjąć bandaż.

- Wielu ludzi mnie nienawidzi. Ty też kiedyś mnie nienawidziłaś.

- Ale teraz cie kocham. Dlaczego z Patrickiem jest inaczej?

- Pokłóciliśmy się kiedy ostatni raz tu byłem. Chciał żebym wyprał i wysuszył swoje ubrania ale ja tego nie zrobiłem. Nie lubił też tego że jadałem w restauracjach zamiast gotować w domu. A kiedy zabrałem jego syna do baru na parę drinków i żeby poznał kilka dziewczyn, po prostu eksplodował.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- Ponieważ to dziecko w wieku szesnastu lat bawi się drewnianymi zabawkami. - powiedział, krzywiąc się kiedy całkowicie zdjął bandaż. Jego rana powoli się goiła. Podeszłam bliżej żeby lepiej ją zobaczyć.

- To już zostanie. - Harry spojrzał na ranę wyrządzoną przez jego ojca. - To zabawne że oboje z rodziców obdarowali mnie bliznami.

- Nie możesz tego zamoczyć, prawda? - zapytałam.

- Nie.

- Więc przykryjemy to czymś kiedy będziesz brał prysznic. Później owinę to nowym bandażem. - chwyciłam mały ręcznik i delikatnie owinęłam nim ranę.

- Nigdy więcej ciasteczkowych lizaków, co? - powiedział Harry kiedy zdjął spodnie i został w samych bokserkach.

Pokręciłam głową i dodałam:

- Nigdy więcej tych fantazyjnych rzeczy.

- Mogę sobie z tym poradzić.

- Nigdy więcej bogatych modelek. - dodałam, przypominając sobie o Kaylee.

Harry uśmiechnął się.

- Jesteś wszystkim czego potrzebuję.

- Zaufaj mi. - dodał.

- Zrobię to. - powiedziałam cicho, zanim Harry pochylił się by mnie pocałować. Odwzajemniłam pocałunek i oparłam swoje dłonie o jego naglą klatkę piersiową. Rozczarowałam się kiedy się odsunął.

- Obiecałem. - Harry uśmiechnął się i cmoknął mnie jeszcze raz zanim wszedł pod prysznic.

- Mam dziwne przeczucie że kiedy to włączę to z tego wypłynie ocet. - powiedział spoglądając na prysznic.
Zaśmiałam się.

Przypomniałam sobie o tym jak zostawałam sama w rezydencji, jak potajemnie liczyłam godziny do przyjazdu Harry'ego, czekałam aż drzwi wejściowe się otworzę a ja znów poczuję to dziwne uczucie w żołądku na jego widok.

Wtedy pewnie nawet nie myślał, że zostawi to wszystko by być z dziewczyną która nie ma ani grosza przy duszy.

Pogodzenie się z faktem że go kocham było trudne, ale o dziwo, okazało się najlepszym wyborem.

Mamy jeszcze długą drogę do przebycia. Nie wiem co zrobię jeśli Damian albo Richard pojawią się kiedyś w drzwiach tego domu. Nie wiedziałam jak długo ten spokojny rozdział będzie trwał w moim życiu. Przez moją przeszłość zawsze będę pełna obaw.

Ale gdy pomyślałam o tym że będę miała Harry'ego przy sobie poczułam się bezpiecznie, zadowolenie wypełniło mnie i stałam się odważniejsza.


KONIEC


________________________________________________________________________
______________________________________________________________________


NIE, PO PROSTU NIE WIERZĘ ŻE TO JUŻ KONIEC.
TAK BARDZO ZŻYŁAM SIĘ Z TYM FF. 

ALE NAJBARDZIEJ CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ WAM.
ZA TO ŻE MNIE WSPIERALIŚCIE, ZA TO ŻE KOMENTOWALIŚCIE NOWE ROZDZIAŁY, PO PROSTU ZA WSZYSTKO.
BEZ WAS NIC BYM NIE ZROBIŁA.
JESTEŚCIE CUDOWNI ♥

A JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ CZY BĘDZIE SEQUEL: 
(CYTUJĘ AUTORKĘ) 
"I PRZY OKAZJI, SEQUEL SIĘ NIE POJAWI. A PRZYNAJMNIEJ TERAZ. KTO WIE CO PRZYNIESIE PRZYSZŁOŚĆ...''

MOŻE JEST JESZCZE SZANSA NA SEQUEL :) 

NA RAZIE CHYBA NIE BĘDĘ TŁUMACZYĆ ŻADNEGO FF. OSTATNIO W MOIM ŻYCIU DUŻO SIĘ DZIEJE, NIE MAM NA NIC CZASU. 
NO ALE JEŚLI AUTORKA ZACZNIE PISAĆ NOWE FF (BO PLANUJE I TEŻ O HARRY'M) TO Z CHĘCIĄ BYM SIĘ ZA NIE ZABRAŁA :)

JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ.

KOCHAM WAS ♥

XX

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 59 - Zawsze

Nie byłam pewna czy tylko mi się wydawało ale skóra Harry'ego straciła opaleniznę. Jego koszulka przemoczona krwią została wyrzucona do kosza, miałam nadzieję że to samo stanie się z wszystkimi mrocznymi wspomnieniami. 
Moje powieki z każdą godziną stawały się cięższe.
Gdy trzymałam jego dłoń żałowałam że nie mogę mieć choć trochę siły Harry'ego.

- Więc... dzięki za wszystko, pani Briffen. - Harry powiedział do pulchnej kobiety stojącej naprzeciwko nas.

Słaby uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Proszę, - wzięła głęboki oddech - bądźcie razem. Zawsze.

Harry przytaknął. 
Byłam nieco zaskoczona kiedy wyciągnął swoją dłoń z mojego uścisku i pochylił się by przytulić panią Briffen. 
Uśmiechnęłam się przez wymianę tych słodkich gestów. 
Ona wydawała się być tym zaskoczona tak samo jak ja.

- Ostatni raz przytuliłeś mnie kiedy traciłeś swoje zęby mleczne. 

Zaśmiałam się i ostatni raz pożegnałam się przed wejściem do samochodu.
Kiedy mąż pani Briffen wyruszył, uklęknęłam na skórzanym siedzeniu i zaczęłam machać dopóki chłopcy i pani Briffen nie zniknęli z mojego pola widzenia. 
Harry chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie bym usiadła obok niego.

- Może trochę przesadzasz. - uśmiechnął się.

- Możemy nigdy już ich nie zobaczyć. - odpowiedziałam.
Ta myśl była przygnębiająca. 

Harry uniósł zabandażowaną rękę a ja mogłam w końcu oprzeć się o niego. 
Jego twarz wykrzywiła się kiedy powoli położył na mnie swoją zranioną rękę. 
Uśmiech wkradł się na moją twarz, pomimo wyczerpania.

- Mogę przenieść się na drugą stronę. - zasugerowałam, spoglądając na jego zdrowe ramię.

- Nie. Nie jestem niepełnosprawny. - powiedział.

Samochód wjechał na drogę o nierównej powierzchni więc przez chwilę w środku trzęsło. Trudno było nam zasnąć.  

Mąż pani Briffen, Howard, był bardzo spokojnym człowiekiem i oddanym kierowcą.  
Nie powiedział nic oprócz: 
- Ach, przepraszam! 
kiedy samochód wjeżdżał na nierówności.
Harry powtarzał mu jak właściwie jechać ale przecież to nie była jego wina. W tej części miasta drogi nie były zadbane.

- Wszystko w porządku? - Harry odgarnął włosy z mojej twarzy i spojrzał na mnie.

Przełknęłam rosnący guzek w gardle.

- Harry,

- Mhm?

- Nieważne. - zmieniłam zdanie.

- Już zaczęłaś. Musisz to dokończyć.

- Zostawiłam naszyjnik w mieszkaniu. - powiedziałam.
Przypomniałam sobie jak zażartowałam że go zgubiłam, przez co Harry był zły. 

- To cię trapi? - potarł dłonią swoje oczy.

- Wszystko mnie trapi. - Ale było jeszcze coś ważniejszego, co nie miało związku z naszyjnikiem. - Ale, właściwie,

- Chce mi się spać więc lepiej się pospiesz.

- Dobrze, - wzięłam głęboki oddech - Czy ty... czy myślisz że możemy być w jakiś sposób związani?

Zadrżałam kiedy śmiech Harry'ego wypełnił samochód.

- Moja droga Thalio, nie możemy być przyrodnim rodzeństwem ponieważ oboje urodziliśmy się wtedy kiedy nasi rodzice dopiero zaczęli się spotykać. 

Nagle poczułam się głupio przez to że zadałam to pytanie.

- Więc ty... wiesz kiedy to było?

- Zdawałem sobie sprawę że moja mama spotykała się z jakimś facetem przed rozwodem. Kto by pomyślał że to był twój ojciec. Zabawne że to jest powodem dlaczego się spotkaliśmy. Mój tata jest przebiegłym skurwysynem.

Harry uśmiechnął się i spojrzał na mnie leniwym wzrokiem, tak jakbym była dzieckiem bez żadnego doświadczenia życiowego. 

- To bardzo... dziwne. Myśl że nasi rodzice kiedyś byli razem. - powiedziałam - Nigdy nie pomyślałabym że mógłby zrobić coś takiego. Zawsze miałam idealne zdanie o nim... 

- Tak, byłbym zaskoczony jeśli okazałoby się że moja mama nie zdradzała mojego ojca. - powiedział.

To wszystko było przez nich. Naszych rodziców. Ich romans spowodował płonącą zazdrość u Damiana a okrutny los przeniósł się na ich dzieci.

- On nie żyje. - powiedziałam chwilę później. - Powinnam była coś zrobić, nie powinniśmy go tam tak zostawiać. - mój głos się załamał.
Ilekroć zamykałam oczy, widziałam Darrena. Jego twarz beż żadnego wyrazu, nieruchome ciało leżące w kałuży krwi. W głębi duszy wiedziałam że Darren nie mógł być tym złośliwym a myśl o tym że on nie żyje tylko łamała mi serce.

Oderwałam się od moich myśli kiedy poczułam małe podmuchy powietrza na moim czole. Powoli podniosłam się z Harry'ego i zobaczyłam go będącego w głębokim śnie. 
Pomogłam mu oprzeć głowę o oparcie, bez budzenia go, a sama przesunęłam się by dać mu więcej miejsca.
Nie minęła minuta a Harry odsunął moją rękę a potem położył głowę na moich kolanach, jego oczy wciąż były zamknięte.

Po chwili lekko zachrapał.
Uśmiechnęłam się kiedy delikatnie odsunęłam włosy z jego twarzy.


_______________________________________________________________


Przez całą podróż byliśmy w głębokim śnie przez co nie zauważyliśmy jak Howard wiele razy zatrzymywał się by zatankować. Nie miałam pojęcia o czasie ani o kierunku w którym jechaliśmy.
To było prawie jak sen, budzenie się i wyglądanie przez okno po to by zobaczyć krajobrazy które istniały tylko w mojej głowie.

Po raz pierwszy zobaczyłam plażę. Przysunęłam się bliżej okna, praktycznie przyciskając twarz do niego. Było dość słonecznie, piasek był biały, to wszystko wydawało się takie nierealne.
Poczułam ciepłą dłoń ściskającą moją dłoń.

Harry był ze mną. Byliśmy w tak pięknym miejscu.
Nic nie może pójść źle. Przez jakiś czas to była jedyna myśl jaką miałam.

- Zatrzymaj się tutaj. - Harry powiedział do mężczyzny siedzącego na miejscu kierowcy.

- G-gdzie jesteśmy? - zapytałam, pocierając oczy.

- Wciąż z dala od snu. - powiedział otwierając drzwi.
Przywitało nas ciężkie, zimne powietrze.

Harry rozciągnął swoje ramiona, głośno ziewając. Przechylił głowę na obie strony po czym położył dłoń na szyi, pocierając ją. Drugą ręką wciąż trzymał moją dłoń.

- Chodź. - powiedział.

Moje powieki były ciężkie, umysł wciąż zamglony od snu.

- Lia - nalegał i pomógł mi wysiąść z samochodu.

Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Niektóre kosmyki uderzyły Harry'ego w twarz przez co on zacisnął dłonie na mojej głowie by trochę 'uspokoić' moje włosy.

- Przepraszam. - zaśmiałam się, ale jego własne włosy zakryły jego twarz.

- Harry...? - usłyszałam głos pośród wiatru.

Nasze głowy obróciły się w stronę domku naprzeciwko którego zaparkowaliśmy samochód.
Kobieta stała w drzwiach. Kilka kosmyków ciemnych włosów opuściło jej koka kiedy ruszyła w naszym kierunku. Podmuch powietrza prawie zabrał jej fartuch ale ona szła dalej.

- To ty! - zawołała ze śmiechem, zmrużyła oczy kiedy spojrzała na Harry'ego. - Wejdźcie! Wejdźcie! - wskazała nam wejście do domku.

Howard szedł za nami. Poproszono nas byśmy zdjęli buty, więc tak zrobiliśmy. Wszystko teraz nabierało sensu.

Wewnątrz było ciepło i przytulnie. Przypomniałam sobie rozmowę moją i Harry'ego gdy byliśmy w drodze do stacji kolejowej.

- Harry? - powiedział zaskoczony mężczyzna. Zerwał się na równe nogi, jego oczy wędrowały z Harry'ego na mnie, i tak w kółko. Była też jego młodsza wersja, siedząca po turecku na dywanie, która także wstała gdy nas zobaczyła.

- Czy to nie jest niespodzianka, Pat? To już trzy lata. - kobieta zdjęła fartuch i stanęła obok mężczyzny który, jak przypuszczam, był jej mężem.

- Co ty tu robisz? Dlaczego wcześniej nie zadzwoniłeś? Kto to jest? - spojrzała na mnie.

- To... długa historia, ciociu Abby. - powiedział Harry. - Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli zatrzymamy się tu na kilka dni? Dopóki nie znajdziemy jakiegoś miejsca do mieszkania.

- Och, oczywiście że nie! Możecie zostać z nami tak długo jak chcecie. Mamy zbyt wiele pustych pokoi, a wiesz że to nie jest dobre. - powiedziała. - Spójrz na siebie. Tak bardzo dorosłeś, Harry. Tęskniliśmy za tobą.

- To także mój dom. - przerwał jej mężczyzna. - Abby, wiesz co myślę o tym dziecku. - mówił tak jakbyśmy byli niewidzialni.

- Pat. - Abby powiedziała ostrzegawczo.

- Abby, on pojawia się w naszych drzwiach po latach bez żadnego kontaktu. Nie wydaje ci się to dziwne? - odparł mężczyzna.

- Jestem tutaj bo potrzebuję waszej pomocy. - powiedział Harry.

- Styles prosi nas o pomoc? Czy tatuś w końcu się załamał? - powiedział mężczyzna.

- Patrick! - Abby praktycznie krzyknęła przez co w całym domu zapanowała cisza.

- Właściwie, - Harry przerwał ciszę - Staram się uciec od niego. I potrzebuję pomocy. - powiedział przez zęby, jego cierpliwość wyraźnie się kończyła. W innych okolicznościach Harry już dawno by ją stracił.

- Jeśli on potrzebuje pomocy, Patrick, to mu pomożemy. - powiedziała Abby. - On jest rodziną, czy ci się to podoba, czy nie.

- Nie przez krew. - Patrick mruknął do siebie po czym opadł na swój fotel. Jego żona miała wyraźną przewagę.

- Przepraszam cię za to, kochanie. Wujek wstał dzisiaj ze złej strony łóżka. - Abby próbowała wyjaśnić. - W każdym razie, kim jest ta urocza młoda dama?

- Thalia. - powiedział Harry. - Thalia, to moja ciocia, Abby.
Trochę za późno na przedstawianie ale i tak uścisnęłam jej dłoń, uśmiechając się.

- I ... zgaduję że jest twoją żoną?

- Nie, ale jesteśmy razem. - Harry poprawił ją.

- Rozumiem. Na szczęście mam już przygotowany jeden pokój. Po prostu przyciągnę materac do innego pokoju i...

- W porządku, będziemy dzielić pokój. - powiedział Harry.

Otrzymaliśmy dziwne spojrzenia od Abby, Patricka i chłopaka, który jak się domyśliłam, był ich synem.

- Och. - powiedziała Abby.

- Oczywiście. - dodał Patrick.

- My- my omówimy to później. Jesteście głodni? Dlaczego nie usiądziecie na kanapie? Mieliście długą podróż i och, - jej oczy wylądowały na mężczyźnie stojącym za nami. - Nie jestem pewna czy go przedstawiłeś, Harry.

- To jest Howard, mąż pani Briffen. Przywiózł nas tutaj, będzie potrzebował żeby ktoś zaprowadził go na dworzec kolejowy by mógł wrócić do domu.

- Och, jesteś mężem Marii. Miło cię poznać. - przywitała go. - On prowadził przez całą drogę z Fleese? To musiał obyć męczące. Dlaczego nie wsiedliście do pociągu? - wzięła głęboki oddech.

Harry zsunął swoją kurtkę przez co wszyscy zwrócili uwagę na jego zabandażowaną rękę.

- Wyjaśnię. - lekko się zaśmiał, rozbawiony reakcją którą otrzymał.


_____________________________________________________________________



Abby wysłuchała naszej historii i powiedziała że Damian jest diabłem. Mówiła że nie byłaby w stanie przejść przez te rzeczy przez które ja przeszłam i chwaliła mnie za odwagę.
Ona była taką miłą panią, w przeciwieństwie do jej męża.
Ale widocznie Patrick zachowywał się tak w stosunku do Harry'ego ze względu na Damiana.

A to dlatego że Damian zwolnił go kiedy ten mieszkał w Fleese. Patrick nienawidził Damiana także za sposób w jaki traktował matkę Harry'ego, która była jego szwagierką.
Abby nienawidziła go tak samo, ale Harry'ego kochała z całego serca i, w przeciwieństwie do jej męża, wierzyła ze był inny niż jego ojciec.

Abby zapewniła mnie że doprowadzi mnie i Howarda na dworzec gdzie miałam spotkać moją rodzinę. Powiedziała mi nawet że nie miałaby nic przeciwko gdyby zatrzymali się w jej domu.
Miałam nadzieję że byli w motelu w Pinedell. Mówiłam im że tam się spotkamy.

Harry powiedział mi że był tutaj trzy lata temu. Uciekł z Fleese kiedy miał siedemnaście lat, po ogromnej kłótni z Damianem i wrócił dopiero po miesiącu. Powiedział że czuł się tu bezpiecznie ale po jakimś czasie musiał wrócić do Fleese.

Najwyraźniej musiał być w stałym towarzystwie dziewcząt i fantazyjnych samochodów.
Powiedział że nigdy nigdzie nie czuł się tak szczęśliwy jak tutaj, ale nie czuł się 'normalnie' bez tych wszystkich rzeczy które codziennie go otaczały.

To mnie trochę zmartwiło.

- Dlaczego posiadanie wielu pustych pokoi w domu nie jest dobre? - zapytałam siedząc na krawędzi łóżka.

- Co? - Harry zamknął drzwi od sypialni.

- Twoja ciocia tak powiedziała.

- Och, ona jest przesądna. - powiedział. - Cała rodzina jest. Gdy byłem młodszy jej mąż pryskał mnie octem za bawienie się z czarnym kotem.

Zaśmiałam się.

- I oczywiście nie bardzo chcą byśmy dzielili pokój.

- Tak, to dlatego ze nie lubią seksu. - roześmiał się. - To jedyna rzecz która cię z nimi łączy.

- Harry. - ostrzegłam go.

Wciągnął nasze torby w głąb pokoju i uklęknął przy nich. Rozpiął torbę i próbował jedną ręką ściągnąć swoją koszulkę.

- Pomogę. - uklęknęłam obok i wyprostowałam białą koszulę dla niego.
Harry chwycił koniec swojej koszulki, próbując ją ściągnąć. Nie mógł sobie poradzić więc postanowiłam że mu pomogę.

- Ostrożnie. - powiedziałam gdy podniósł ręce do góry.

Uśmiech pojawił się na jego popękanych ustach.

Starałam się być delikatna kiedy przeciągałam koszulkę przez jego głowę. Zadrżałam kiedy usłyszałam jak jęknął.
Wybuchnął śmiechem przez moją reakcję a ja ostrzegłam go że naprawdę go skrzywdzę jeśli jeszcze raz tak zrobi.

- Jaki jest w tym sens? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

- Podoba ci się tutaj, Lia? - zapytał Harry kiedy ja wciągałam na niego nową koszulkę. Byłam bombardowana wspomnieniami kiedy byłam przyciśnięta do jego ciała, przypomniałam sobie uczucie jego skóry na mojej skórze, to ciepłe uczucie posiadania kogoś tak blisko...

- Lia? - spojrzałam na uśmiechającego się Harry'ego.

- Tak? - zamrugałam, czując jak ciepło zbiera się w moich policzkach.

- Zapytałem czy ci się tu podoba. - postukał palcem w moją brodę.

- Kocham to miejsce. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Pierwszy raz w moim życiu zobaczyłam plażę. To jest piękne.

- Nie powiedziałaś mi tego. - powiedział Harry, opierając się o łóżko.

- Cóż, nigdy nie opuszczałam Fleese więc myślałam że się tego domyślisz.

Skinął głową.

- Chodźmy potem popływać.

- Jak ty chcesz pływać jeśli nawet nie możesz się ubrać?

- Thalia, nie jestem niepełnosprawny.

- Tymczasowo jesteś.

- Dobrze, więc będę tylko patrzeć jak pływasz. - nalegał.

- To będzie straszne, Harry. - powiedziałam. - Nie mam nawet kostiumu kąpielowego.

- Nie potrzebujesz go jeśli masz stanik i majtki.

- To nienormalne, nigdy nie będę w nich pływać! - powiedziałam.

- Czym one się różnią od bikini?

- Nie będę nosiła takiego bikini.

- Jezus, Lia. - Harry potrząsnął głową, śmiejąc się. Położył swoją dłoń na moim karku i przyciągnął mnie siebie. Byłam na czworakach zanim nasze usta się spotkały.

Przyczołgałam się bliżej niego, jego ręka chwyciła mnie w talii próbując lekko mnie podnieść, więc w końcu mogłam usiąść na mim okrakiem. Usadowiłam się na jego kolanach, moje palce były splecione na jego szyi, moje serce zaciekle dudniło mi w uszach kiedy nasze usta poruszały się w zsynchronizowanych ruchach.

Kiedy Harry jęknął, zauważyłam że przypadkowo chwyciłam zębami jego dolną wargę. Ciepło przechodziło przez całe moje ciało, przypomniałam sobie kiedy ostatni raz tak się czułam.
Zapach świec w korytarzu, żółte światła spadające na nasze ciała, ciepłe, powolne pocałunki na mojej skórze, jego niski śmiech wypełniający pokój.

'Kocham go, kocham go' - myślałam.

- Kocham cię, Lia. - powiedział.

Czułam jego dotyk przesuwający  się w dół mojego swetra, zatrzymałam go to bo przypomniałam sobie coś co nie było słodkim wspomnieniem.

- Harry, nie mogę. - wyszeptałam w jego usta, przesuwając jego dłoń. - Nie znowu.

- Wiem. - wziął oddech. - Ale chcę żebyś wiedziała że nie pozwolę by coś takiego znowu cię spotkało.

- Wiem. - westchnęłam. - Myślę że po prostu... potrzebuję więcej czasu.

Drzwi nagle się otworzyły a ja poczułam że bicie mojego serca przyspieszyło.
Josh, jedyny syn Abby, stał w drzwiach, jego blada twarz wydawała się być jeszcze bledsza.

- P-przepraszam, powinienem był zapukać. - powiedział szybko i zamknął drzwi.
Kuzyn Harry'ego był pozornie cichy i uległy, bał się wielu rzeczy - w przeciwieństwie do Harry'ego.

Zeszła z Harry'ego i stanęłam na własnych nogach próbując ułożyć swoje włosy kiedy Harry zaczął się śmiać.
Wydawało się ze śmiał się z wszystkiego odkąd tu przyjechaliśmy, to miejsce było pewnego rodzaju lekiem dla niego. Ale wiedziałam że był po prostu szczęśliwy. Szczęśliwy że był z dala od ograniczeń swojej posiadłości, z dala od swojego ojca.

- Naprawdę ci się tu podoba, prawda? - zapytałam.

- Tak myślę. - wzruszył ramionami i wstał. - Tutaj wszystko jest o wiele prostsze, wiesz? Zawsze myślałem o przyjściu tutaj jeśli chciałem uciec. Myślałem o tym od lat, ale nigdy nie miałem dość odwagi by to zrobić, dopóki ty się nie pojawiłaś.

Usłyszeliśmy ponowne pukanie do drzwi a ja wiedziałam że to Josh.

- Pierdolony dzieciak - Harry jęknął i ruszył do drzwi. Jego nagła zmiana nastroju rozśmieszyła mnie.

- Tak? - powiedział szorstko, kiedy otworzył drzwi.

Ale to była Abby.

- Myślałem że to Josh. - wyjaśnił Harry.

- Stacja kolejowa? - powiedziała. - Jesteśmy gotowi do drogi.



__________________________________________________________________________




Jakey rzucił się w moim kierunku kiedy mnie zobaczył. Moja matka szła za nim, ale została w pewnej odległości, gdy jej wzrok padł na Harry'ego.

Harry trzymał papierosa między palcami a ja poprosiłam go by powstrzymał na chwilę chęć palenia. To byłaby kolejna rzecz za którą moja mama mogłaby go znienawidzić.

Mogę sobie tylko wyobrazić jak ciężko jej było po tym jak dowiedziała się o zdradzie ojca. A ja wiedziałam że trudno będzie ją przekonać do Harry'ego zwłaszcza że jej mąż zdradził ją z jego matką.

- Mamy miejsce, mamo. - powiedziałam.

- Mamy miejsce. - odpowiedziała.

- Co?

- Zadzwoniliśmy do tutejszego sierocińca Guardeen - powiedział Jakey - ten w którym mieszkał Darren zanim przyjechał do Fleese. Mówili że mają pracę dla mamy i pokoje dla nas.

- Zostaniemy tam, Thalia i ty idziesz z nami. - moja mama powiedziała ostro.

- Nie, ona nie idzie. - usłyszałam Harry'ego zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć.



_________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________


UWAGA!
MAM DOBRĄ WIADOMOŚĆ, BĘDZIE JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ :D

CO DO ROZDZIAŁU:
CHOCIAŻ MATKA LII POJAWIŁA SIĘ TU TYLKO NA CHWILĘ TO I TAK NIEŹLE MNIE ZDENERWOWAŁA. NO BO ZNOWU CHCE ODSEPAROWAĆ THALIĘ OD INNYCH LUDZI. WIEM ŻE PEWNIE SIĘ O NIĄ MARTWI NO ALE BEZ PRZESADY.
NIECH LEPIEJ DA JEJ SPOKÓJ
I NIECH HARRY I LIA ZAMIESZKAJĄ RAZEM I BĘDZIE CUDOWNIE :D

A WY CO MYŚLICIE?

ASK: http://ask.fm/soirishlove

HASHTAG NA TT: #BABYDOLLPL

XX

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 58 - Rozcięcie

Ogromna liczba ludzi zablokowała nasz widok kiedy dotarliśmy na stację kolejową. Moje palce wciąż drżały przez to co wydarzyło się w mieszkaniu. Widok martwego ciała Darrena przemknął przez mój umysł, mrugałam za każdym razem gdy widziałam czerwony kolor.

Harry prowadził nas przez tłum z torbą w ręku. Nie wiem jak mógł być tak silny. Jego ręka krwawiła ale nie chciał zatrzymać się w szpitalu bo twierdził że rozcięcie nie jest głębokie. W samochodzie owinęłam jego ranę kawałkiem materiału, zanim przywiózł nas tutaj. 

Na zewnątrz nie było nic po mnie widać, ale za to wewnątrz panikowałam. Nigdy nie opuściłam miasta, a teraz nagle mieliśmy wyjechać stąd na zawsze. Czułam jak mój żołądek coraz bardziej się zaciska, jak łzy napływają do moich oczu ale wiedziałam że to nie czas na to by zacząć okazywać emocje. Musieliśmy być silni.

Zastanawiałam się jak uda nam się dostać do pociągu. Było tu zbyt wiele ludzi a szansa na to że ktoś z nich nas przepuści była mała. Każdy wydawał się być pełen energii i agresji, wszystko po to by zdobyć miejsce w pociągu, podczas gdy my byliśmy wykończeni. Ale myśl że ktoś może nas śledzić dodawała nam siły. Damian i Richard mieli znajomości w Fleese praktycznie wszędzie, więc nie mogliśmy ryzykować.

Moja mama była zdyszana a Jakey był bardzo cichy. Obawiałam się o mojego brata. Był taki młody a przeszedł już tak wiele. 
Kolejka była bardzo długa, jeśli można powiedzieć że była tylko jedna kolejka. Ludzie stali praktycznie wszędzie, wszystko było takie chaotyczne, kręciło mi się w głowie. Torba którą niosłam stała się nagle strasznie ciężka.

Po kilku uderzeniach łokciami w moje żebra i po przeciskaniu się między ludźmi, dotarliśmy na początek tłumu. Grupa policjantów próbowała uspokoić tłum. Byli w mundurach, ale byłam tu już wystarczająco długo by domyślić się że nie byli prawdziwymi policjantami. Bez wątpienia byli zaangażowani w coś złego.

Harry zatrzymał się i przepuścił mnie i moją rodzinę przez co pierwsi dostaliśmy się na pokład.

- Hej, hej! - krzyknął Harry. Gdy zdobył uwagę kierownika pociągu wsunął gotówkę do kieszeni kamizelki mężczyzny. Nie usłyszałam o czym rozmawiali, widziałam tylko że kierownik skinął na nas i pozwolił wejść nam dalej. 

Ale niektórzy spostrzegawczy ludzie szybko załapali o co chodzi i zaczęli na nas krzyczeć. Spojrzałam do tyłu na Harry'ego, a on uspokajająco przytaknął co skłoniło mnie do tego bym szła dalej.

- Pieprzone snoby! Czekaliśmy wiele godzin! - jeden zaczął się skarżyć.

- Powinniśmy być wpuszczeni jako pierwsi! - inny krzyknął wprost do mojego ucha. 
Czułam się okropnie, spuściłam głowę idąc przez tłum. Moja mama i Jakey zrobili to samo, idąc przed mną.

Usłyszałam jak ktoś wstrzymuje oddech. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam jak twarz Harry'ego skręca się ze złości i z bólu, kiedy trzymał jego zranione ramię. Ktoś pewnie popchnął go bo był niezadowolony z tej przewagi którą mieliśmy.

- Odejdźcie! Odejdźcie! - krzyknęłam do ludzi aby odsunęli się od Harry'ego. Moje oczy szukały osoby która go skrzywdziła ale wszyscy wyglądali jednakowo, nie mogłam stwierdzić kto to zrobił.

- Idź. - jęknął Harry, marszcząc brwi. Odizolowałam się od krzyków wszystkich ludzi kiedy powoli odsunęłam jego rękę z ramienia. Wzięłam głęboki oddech gdy zobaczyłam wielkość rany i szybko zasłoniłam usta. Cały rękaw jego koszuli był już ciemnoczerwony. Tracił dużo krwi. Moje myśli wróciły do dnia kiedy ja sama obudziłam się w kałuży krwi.

- Co do diabŁa cię zatrzymuje? - usłyszałam krzyk kierownika - Muszę pozwolić innym wejść, oni mówią okropne rzeczy!

- Thalia, chodź! - usłyszałam wołanie mojego brata. Zarówno on jak i moja matka byli w pociągu i gorączkowo wymachiwali rękami. 

- Pospiesz się! - krzyknęła moja mama.

Harry nie był w stanie dostać się do pociągu który był już praktycznie przepełniony pasażerami. Powinien być teraz w klinice lub w szpitalu.

- Idź. - powiedział przegryzając dolną wargę i znów przykładając dłoń do rany. To wyraźnie sprawiało mu ból a ja nie mogłam go zostawić w takim stanie. 

- Po prostu idź, Thalia. Przyjadę następnym. - powiedział szorstko i przechylił głowę na bok. - Idź.

Ale nie było 'następnego'. To był ostatni pociąg który opuszczał miasto w tym tygodniu. Mieliśmy duże szczęście że zdążyliśmy dojechać tu na czas.

- Szanowny panie, niech pan zabierze siebie do jebanego lekarza i zejdzie nam z drogi! - pulchna kobieta za nami krzyczała. 

Spojrzałam jeszcze raz na Harry'ego i ruszyłam w kierunku pociągu. Twarze mojej rodziny rozpromieniły się a tym bardziej dlatego ze szłam bez Harry'ego. 

- Pospiesz się, Thalia! - mama wyciągnęła rękę w moim kierunku.

- Przyjadę następnym. - powiedziałam, smutek nagle pojawił się na jej twarzy. - Czekajcie na mnie w Pinedell. 

Zrobiłam kilka kroków do tyłu mając nadzieję że moja rodzina zrobi to samo. Używając swoich pałek, policjanci karali tych którzy nie byli im posłuszni. Moja mama i Jakey zniknęli w głębi pociągu. 

- Do zobaczenia w Pinedell! - krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam. Dym zakrył całą moją widoczność, moje oczy zaczęły piec. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Nie widziałam nikogo ani niczego.

- Co ty do cholery robisz? - poczułam uścisk na moim łokciu. - Mówiłem ci żebyś weszła do środka! - Harry przycisnął mnie do siebie. - Dlaczego nie chcesz mnie słuchać? - jego ton był wściekły ale było też słychać ulgę.

- T-ty potrzebujesz lekarza. - powiedziałam.

- Ja tak, ale ty nie.

- Więc chodźmy poszukać jakiegoś.

Stacja nie była już taka tłoczna, ludzie szybko zniknęli a ja w końcu mogłam normalnie oddychać. 

- Zaczekaj. - powiedział Harry. Oparł się o ławkę tuż obok dworca. Krzywiąc się i lekko jęcząc rzucił swoją torbę na ziemię. Bolał widok jego cierpiącego z bólu. Jak on chciałby uzyskać pomoc gdyby mnie tu nie było?

- Daj mi swój telefon. - powiedziałam do niego. Chciałam wezwać taksówkę.

- Wypadł mi w twoim mieszkaniu. Mój tata prawdopodobnie pociął go nożem. - powiedział z małym uśmiechem zanim znów się skrzywił. Ten chłopak....

- Harry, tracisz krew! Czy myślałeś o tym co z tym zrobimy? - powiedziałam gorączkowo.

- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. - mruknął, zamykając oczy i opierając głowę o ławkę. - I jestem zmęczony.

Byłam zła na ludzi przechodzących obok i gapiących się na Harry'ego, nie próbowali nawet pomóc. Zaczęłam myśleć co można by zrobić w tym momencie. Nikt nie miał tu telefonu a w zasięgu wzroku nie było żadnej budki telefonicznej.

- Ta stacja jest... - Harry starał się znaleźć odpowiednie słowo.

- Pojebana! - dokończyłam za niego, przeczesując dłonią włosy.

Harry szeroko otworzył oczy jakby właśnie zobaczył jakiś cud. Na początku myślałam że to reakcja na moje przekleństwo ale kiedy spojrzałam tam gdzie on zrozumiałam że naprawdę zobaczył cud.

- Pani Briffen! - Harry zaczął ją wołać a ja do niego dołączyłam.



________________________________________________________________



Przypomniałam sobie jak palce Howarda zadrżały kiedy chwycił kierownicę. Mąż pani Briffen widocznie nigdy nie jeździł samochodem o takiej wartości. Harry pozwolił mu w nim usiąść i pobawić się różnymi rzeczami w ramach podziękowania za pomoc.

Howard zawiózł nas do swojego domu. Pani Briffen powiedziała nam że na drugim piętrze mają własną klinikę a to było lepsze od szpitala gdzie mogli znaleźć nas ludzie Damiana.

Pani Briffen i jej mąż byli na stacji ponieważ towarzyszyli swojemu przyjacielowi. Byłam wdzięczna Bogu za ich obecność. Howard na początku był trochę niechętny do tego by nam pomóc, najwyraźniej gardził Harry'm i jego ojcem który znęcał się nad jego żoną, ale w końcu pani Briffen udało się go przekonać.

Zdecydowałam że już więcej nie zniosę widoku krwi więc nie weszłam do kliniki gdzie Harry był leczony. 
Zamiast tego odpoczywałam w mieszkaniu pani Briffen, dostałam gorącą czekoladę i czas na to by wszystko przemyśleć.

Pani Briffen płakała kiedy opowiadałam jej o wszystkich rzeczach które się wydarzyły. Ciąża której byłam nieświadoma, poronienie, Damian będący jednym ze sprawców poronienia, sprawa zmarłej matki Harry'ego i mojego zmarłego ojca, nagła śmierć Darrena której wciąż nie mogłam przyjąć do świadomości, kolejne rozstanie z moją rodziną, ból. Wszystko.

- Przestań przypominać sobie o tych rzeczach, kochanie. Opowiedz mi o czymś innym. - pani Briffen otarła łzy z moich policzków. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że płakałam.

- Stacja kolejowa jest straszna. - powiedziałam.

- Oczywiście że jest. To jest dla nas, zwykłych ludzi. Bogate osoby posiadają własne luksusowe samochody i helikoptery. Tak jak twój chłopak. - powiedziała. - Oni nie potrzebują publicznego transportu.

Dwaj młodzi chłopcy biegali po pokoju bawiąc się drewnianymi karabinami. Chłopcy pani Briffen. Nie mieli więcej niż trzynaście lat.

Byli tacy pełni życia i optymizmu, tacy nieświadomi tego jak okrutny może być świat. Tak jak mój brat i ja kiedy byliśmy młodsi. Powinni tacy zostać. Jeśli miałabym dzieci zrobiłabym wszystko by ochronić je przed wszystkim co złe.

Rozejrzałam się po mieszkaniu. Było mniej przestronne niż moje, kuchnia i jadalnia nie były oddzielone. Nie mieli nawet sypialni. Była jedna kanapa i mały stoliczek przy którym jedli. Pani Briffen powiedziała mi że z tyłu jest też mała łazienka.

W kącie stał duży materac i myślę że to na nim wszyscy spali. Pani Briffen kiedyś wspominała mi ze jej mąż nie może dostać pracy ze względu na jego ekscentryczny charakter i zły stan zdrowia.

- Nie sądziłam ze on to zrobi. - powiedziała pani Briffen.

Wzięłam łyk gorącej czekolady, ciepło koiło moje nerwy.

- Ma pani na myśli Harry'ego?

- Tak. Nie sądziłam że będzie chciał opuścić takie uprzywilejowane życie. Wiedziałam że był nieszczęśliwy ale nigdy nie myślałam że ucieknie od tego wszystkiego. Myślałam że stanie się jednym z nich. - powiedziała.

- Pani była jedyną która mówiła mi że Harry jest inny od nich wszystkich.

- To prawda. - zachichotała. - Wiedziałam że był inny ale widziałam że się zmieniał. Przyszłaś w samą porę by to zmienić.

Nie wiedziała że Harry też mnie zmienił. Robiłam takie rzeczy o których nigdy mi się nawet nie śniło.

- On wciąż czasami krzyczy. - powiedziałam.

- Racja, jego temperament. - powiedziała z uśmiechem.

Po chwili drzwi zaskrzypiały. Chłopcy rzucili się w ich kierunku, gdzie stał ich ojciec w okularach, i zaczęli wypytywać o Harry'ego. Najwyraźniej nigdy w życiu nie widziały tak poważnych obrażeń.

Zerwałam się na równe nogi kiedy zauważyłam Harry'ego wchodzącego do mieszkania za Howardem. Przebrał się w czarną koszulkę, jego ręka była owinięta czystym bandażem, bez jakiegokolwiek śladu krwi.

Podeszłam do niego, objęłam go w talii i przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej. Zaskakująco, nie byłam speszona tym że ludzie widzą nas w takiej sytuacji. Jego zdrowa ręką owinęła się wokół moich ramion i przyciągnęła mnie jeszcze bliżej. Potrzebowałam tego.

- I jak? - zapytałam unosząc głowę by na niego spojrzeć.

- To jak rozcięcie o kartkę papieru. - odpowiedział z uśmiechem.

- Na pewno. - wywróciłam oczami i ponownie oparłam o niego głowę, wsłuchując się w bicie jego serca.

- Dobra, to naprawdę cholernie boli. - wyszeptał w moje włosy.

- Nie wygląda na to. - zaśmiałam się.

- Więc - przerwał nam głos Howarda - Moja żona powiedziała mi że chcecie wyjechać z miasta.

- Byłoby wspaniale gdyby mógł pan nas zawieźć do Pinedell - powiedział Harry kiedy ja stanęłam obok niego.

Howard zakaszlał.

- Twoim samochodem? - jego oczy zaczęły błyszczeć.

- Oczywiście, coś jeszcze?

- Howard, nie możesz wykopać ich w ten sposób. - powiedziała pani Briffen. - Dzieci potrzebują odpoczynku a do Pinedell jest długa droga. Zostaniecie na noc, prawda?

- Proszę? - dodał jeden z chłopców kiedy stanęli obok matki.

Spojrzałam na skromne mieszkanie zastanawiając się gdzie mielibyśmy spać gdybyśmy zostali tu na noc.

- Nie możemy. - powiedział Harry a ja spojrzałam na niego.

- Co? Harry, musisz odpocząć. - Ja też.

Potrząsnął głową.

- Thalia wiesz jakie małe jest to miasto. Mój tata może zapukać do tych drzwi w każdej chwili, a zwłaszcza gdy mój samochód jest zaparkowany na zewnątrz. To nie jest trudne do wykrycia.

- A kiedy wyjedziemy, nie możemy zostawić żadnego śladu. - Harry spojrzał na mnie a ja skinęłam w odpowiedzi.

Pani Briffen i jej rodzina szeroko otworzyli oczy kiedy przyjęli wszystko do informacji. Pani Briffen już nas nie zatrzymywała, a ja nie mogłam jej winić. Wszyscy wiedzieliśmy do czego Damian był zdolny.


________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________


NOTKA OD AUTORKI:

" Kolejny rozdział prawdopodobnie będzie ostatnim! I będzie dłuższy bo jest jeszcze kilka rzeczy które muszę wyjaśnić. Może będzie szczęśliwe zakończenie, a może nie, sama nie wiem, ale nie miejcie na razie żadnych nadziei, mówię to po to żebyście mnie później nie znienawidzili! Nie mogę uwierzyć że w końcu zbliżamy się do końca! ..." 

SFSDFJADHJKSDFDGFDG
SAMA NIE MOGĘ UWIERZYĆ ŻE TO JUŻ POWOLI KONIEC
ZA BARDZO ZŻYŁAM SIĘ Z TYM FF

MAM NADZIEJĘ ŻE AUTORKA BĘDZIE CHCIAŁA PISAĆ SEQUEL TEGO FF
(TERAZ WSZYSCY MÓDLCIE SIĘ O TO :D) 

CO MYŚLICIE O ROZDZIALE? 

ASK: http://ask.fm/soirishlove 
HASHTAG: #BabyDollPL

XX


sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 57 - Serce

Harry stanął przede mną kiedy mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wiedziałam. Czułam że coś było nie tak.

- Dzień dobry, dzieci. - odsunął się na bok i wskazał nam wejście do mieszkania. 
Psychicznie przygotowywałam się na kolejne spotkanie z tymi potworami. On byli jak choroba, której nie można się pozbyć. 

Minęłam Harry'ego i wbiegłam na stare schody. Bałam się że mogą się zarwać ale nie myślałam o tym przez strach który powodował skręty mojego żołądka. 

- Thalia, poczekaj! - usłyszałam głos Harry'ego gdy dotarłam do drzwi mojego mieszkania. Jego kroki były cięższe niż moje, drewniane podłogi skrzypiały pod nim a to sprawiło że kilka osób z sąsiedztwa wychyliło głowy przez drzwi i kazało 'zamknąć ryj'. 
Tutejsi mieszkańcy znacznie różnili się od tych, w moim starym domu. 

Zardzewiała gałka przekręciła się zanim zdążyłam ją dotknąć. Spojrzałam w górę i zobaczyłam nikogo innego niż samego diabła. Damiana. 
To była tylko kwestia czasu zanim dowiedział się gdzie mieszkamy. 
Spojrzał na mnie a po chwili przeniósł wzrok na swojego syna.

- Posunąłeś się za daleko. - Harry powiedział do niego i chwycił mój łokieć by przyciągnąć mnie do siebie, lecz ja szybko wyrwałam się z jego uścisku i wbiegłam do pokoju.

- Thalia! - moja mama i Jakey zawołali jednocześnie. 
Siedzieli na kanapie w samym środku pokoju, otaczało ich 3 mężczyzn, jednym z nich był Darren
Wiedziałam że był nieuczciwy, wiedziałam że zrobiłby wszystko dla pieniędzy, ale nie myślałam że będzie chciał pomóc Damianowi w tym co zaplanował. 

Wyraz jego twarzy był obojętny, bez żadnego śladu poczucia winy stał ze skrzyżowanymi ramionami za kanapą. 
Moja klatka piersiowa zaczęła boleć. 
Moja mama wspierała go a on teraz tak się odpłaca. 
Mama i Jakey próbowali wstać ale wytatuowany mężczyzna trzymał ich za ramiona. 

Zrobiłam kilka kroków w ich stronę ale szybko zatrzymałam się gdy ktoś szarpnął moje ramię. 

- Tylko jeden krok... - ostrzegł mnie mężczyzna, ale szybko odsunął się ode mnie.

Następną rzeczą którą zobaczyłam było to jak Harry chwycił jego kołnierz. Niższy, wytatuowany mężczyzna ruszył w ich kierunku ale to co zrobił Damian spowodowało że się zatrzymał. 
Cała uwaga były zwrócona ku niemu kiedy wyciągnął obiekt z kieszeni jego ciężkiego płaszcza.

- Wiedziałem że to się przyda. - Damian mocno ścisnął pistolet. - Nie chcę tego używać, ale będę musiał jeśli będziesz się źle zachowywał, synu. - powiedział, zamykając drzwi.

Gdy Damian podszedł do światła zauważyłam ciemny siniak rozciągający się na całym jego poliku. 

Harry uniósł brwi, patrząc na ojca.

- Zamierzasz mnie zabić? - powiedział tak jakby nie mógł w to uwierzyć. 
Nie byłam zaskoczona.

- O Boże, jak możesz tak mówić? - Damian zaśmiał się i spojrzał na swojego pomocnika. 
Z trudem złapałam oddech gdy pistolet został skierowany na moją rodzinę.

Zauważyłam zmianę na twarzy Darrena. Był teraz zestresowany ale wciąż nic nie robił.

- Teraz chłopcy, wiem że powiedziałem że nie będę nikogo zabijać. Ale niczego nie obiecałem, prawda? - znów spojrzał na Harry'ego. - Staram się być grzecznym ale muszę też być rozsądnym. I chciałbym żeby wasza czwórka współpracowała ze mną, a zwłaszcza ty, Harry.

- To sprawa między mną a tobą. Ci ludzie nie maja z tym nic wspólnego. - powiedział Harry, odpychając mężczyznę którego trzymał za kołnierz.

- Naprawdę wierzysz że uda ci się żyć na własną rękę? Nie mówiąc już o wspieraniu kogoś innego? - zaśmiał się. - Kiedy jesteś młody myślisz że wiesz wszystko najlepiej i podejmujesz najbardziej absurdalne decyzje. Próbuję powstrzymać cię przed popełnieniem błędu. Uwierz mi, później będziesz stał na progu moich drzwi i  będziesz błagał bym wpuścił cię do środka. Czy pomyślałeś o pieniądzach? Będziesz żył na wysypisku! Nie jesteś niczego pewien!

- Jestem pewny jak cholera że chcę się trzymać od ciebie z daleka. Myślisz że kiedykolwiek spojrzę na ciebie w ten sam sposób, tato? Po tym wszystkim co zrobiłeś? Spójrz na siebie teraz. - powiedział Harry, zaciskając palce na moich ramionach. - Co przeszkadza ci aż tak bardzo że jesteś gotowy zabić ludzi by się tego pozbyć? Postradałeś zmysły, posunąłeś się za daleko...

- Posunąłeś się za daleko. - Damian przerwał mu. - Bicie własnego ojca, używanie strasznych słów wobec niego, próbowanie ułożenia sobie życia z... prostytutką. Muszę zatrzymać to szaleństwo. Wyobraź sobie co będą mówić ludzi jeśli opuścisz z nią miasto. - jego żółte oczy skierowały się na mnie, na chwilę. 
Chciałam by Harry znów go uderzył, mocniej. Wszystko byleby broń nie była w pobliżu mojej mamy i Jakeya. 
Moje paznokcie wbiły się w koszulę Harry'ego.

- Oni mają wysokie oczekiwania, Harry. I nie musisz się martwić tą sceną u mnie, powiedziałem rodzicom Kaylee że to przez szkołę. Więc wszystko jest pod kontrolą, wystarczy tylko że do mnie wrócisz, synu. Wszystko będzie dobrze.

- Nie martwisz się mną. Kochasz swoją reputację bardziej niż cokolwiek innego. Miałem być taki sam, ale na szczęście udało mi się uchronić od tego. - powiedział Harry. To nie był najlepszy czas by mówić Damianowi to co się o nim myśli. 
On miał moją rodzinę na celowniku.

- Nie wiem ile razy jeszcze będę musiał przeprowadzić z tobą tą rozmowę aż w reszcie zaczniesz myśleć normalnie...

- Odłóż broń! - mój głos był chrapliwy i szorstki. Minęłam Harry'ego i stanęłam na przodzie, Darren zadrżał.

- Dlaczego to robisz? Co jeszcze możesz nam zabrać? - powiedziałam niepewnym tonem.

Ci ludzie sprzedali mnie, sprzedali mnie do prostytucji, zabili moje nienarodzone dziecko, a teraz chcieli zrobić to samo z moją mamą i bratem mimo że oni nie mieli z tym nic wspólnego.

- Ach, źródło wszystkich naszych problemów. - powiedział Damian. Harry próbował mnie przyciągnąć z powrotem za niego.

- Nigdy nie słyszałem żebyś tak głośno mówiła. Jestem pewien że jesteś jeszcze głośniejsza kiedy masz mojego syna w łóżku, ty mała kurwo! - warknął.

- Dość! - Harry warknął i zanim zdążyłam się zorientować, broń wypadła z dłoni Damiana. 
Po chwili Harry podniósł ją. 
Poczułam ulgę gdy skierował pistolet na jednego z pomocników Damiana.

- Pozwól im odejść. - rozkazał.

Damian tylko śmiał się przez słowa Harry'ego, wcale go nie dotknęły. 
Byłem zdziwiony, moje serce mocno uderzało przez to że on był taki spokojny.

- Idź i go zastrzel. - Damian powiedział chłodno.

- C-co? - usłyszałam jednego z wytatuowanych mężczyzn. Jego oczy rozszerzyły się. - Szefie.

- Zabij go. - Damian wzruszył ramionami. 
Harry drżącymi dłońmi wycelował w mężczyznę.

- Co jest kurwa? Nie mieliśmy tego robić... - jeden z oprawców zaczął narzekać i, niespodziewanie, oni zaczęli opuszczać pomieszczenie zostawiając w nim tylko mężczyznę z okropnym uzębieniem. 

- Jebani idioci! - Damian przeklął przez nagły brak jego pomocników.

- To nie jest załadowane, prawda? - Harry zapytał ojca zanim pociągnął za spust by się tego dowiedzieć.
Moja matka i ja szybko zakryłyśmy dłońmi uszu ale nie wydobył się żaden dźwięk. 

Jedyny pomocnik który był w pomieszczeniu zaczął się śmiać. Był oczywiście jedynym który wiedział że broń nie została załadowana. Spojrzałam na Darrena który stał ze spuszczoną głową, prawdopodobnie bał się spojrzeć na kogoś z nas. 

- Wciąż nie pozwalam im odejść. - Damian powiedział cichszym głosem. - A przynajmniej dopóki nie wygram.

- Musisz być naprawdę chory na głowę jeśli myślisz że to wszystko to gra! - krzyknęłam na niego, kiedy stanęłam naprzeciwko Harry'ego. 
Harry znów próbował zaciągnąć mnie za siebie ale ja ruszyłam w kierunku Damiana. Złość płynęła w moich żyłach.

- Po prostu nie możesz zaakceptować faktu że twój syn nie jest już pod twoją kontrolą i że ma własny mózg, który nie jest taki jak twój. To cię przeraża, i powinno! Jesteś odrażającym człowiekiem i nigdy nie zapomnę tego co mi zrobiłeś. - łzy pojawiły się w moich oczach przez wszystkie wspomnienia. 
Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam taka odważna i głośna.

- Nic ci nie zrobiliśmy. Moja rodzina nic ci nie zrobiła. Więc dlaczego my? 

- Twój ojciec jest przyczyną! - Damian uderzył pięścią w mały telewizor stojący obok niego.

Mój ojciec? Jak Damian mógł znać mojego ojca? 
Był urzędnikiem w małym biurze. Został zwolniony, mimo że był bardzo dobry w tym co robił. Później pracował jako stolarz. Aż do dnia jego śmierci. Osoba taka jak on nie mogła być związana z kimś takim jak Damian. To były dwa różne światy.

- O czym ty mówisz? - w końcu usłyszałam głos mojej matki. 
Ponownie próbowała wstać ale przez gest Damiana, mężczyzna wyciągnął ostry nóż z kieszeni. 
Moje serce zaczęło jeszcze mocniej bić.

Nóż był trzymany w pobliżu mojego brata, niebezpiecznie blisko jego gardła. Jego oczy zaczęły błyszczeć, tak jak moje.

- Siedź! - rozkazał Damian.

- Więc śledziłeś ją od lat i postanowiłeś zrobić coś jej rodzinie przez to że jej ojciec coś zrobił? - Harry zapytał ojca kiedy ja chwyciłam jego ramię i stanęłam za nim. 

- Jej ojciec pieprzył twoją matkę! - ślina wypływała z jego ust kiedy mówił. 
Moje usta się otworzyły ale po chwili zakryłam je dłonią. Moja matka zrobiła to samo, powietrze w pokoju stało się zimne, poczułam gęsią skórkę na mojej skórze. 
- Robili to w moim biurze gdy mnie nie było w pobliżu. 

- Nie sądzę że to przypadek że oboje umarli w tak młody wieku. Prawdopodobnie zarazili się od siebie chorobą! - dodał.

Damian celowo nękał moją rodzinę. I to był powód tego wszystkiego. Jego żona miała romans z moim ojcem.

Nie wyobrażałam sobie że mój ojciec mógłby postąpić w taki sposób. 

On był małym promykiem nadziei na to że na tym świecie jest jeszcze jakieś dobro. Pomagał innym mimo że sam miał niewiele. Kochał matkę z całego serca, to było widoczne kiedy na siebie patrzyli. Nigdy się nie sprzeczali. Co poszło nie tak?

Teraz wiedziałam dlaczego Richard zmusił mnie do prostytucji, kiedy mogłam normalnie pracować na to by zapłacić za mieszkanie. Ale dlaczego Damian kupił mnie dla swojego syna? Czy to ma coś wspólnego z tą głupią 'rodzinną tradycją'? Czy chce żeby ktoś zapłacił za to co zrobił mój ojciec? Czy nie wystarczy mu to że mój ojciec już nie żyje? 

- Trzymaj ten nóż! - Damian skarcił swojego pomocnika który odsunął nóż. 
Mój brat patrzył na nas osłupiały, z twarzą mokrą od łez. 
Darren wciąż bezczynnie stał za kanapą. 

- Ty też nie jesteś niewinny. Cały czas spotykałeś się z różnymi kobietami. Nigdy nie zapomnę nocy kiedy ją uderzałeś. Sam to na siebie sprowadziłeś!  - powiedział Harry.

- Czar twojej matki wciąż na ciebie działa. Kiedy zdasz sobie sprawę że ona była psychopatką? Masz dowody na swoim ciele! - powiedział Damian, odnosząc się do ran na nadgarstkach Harry'ego. 

- Kochałem ją ale ona miała nie po kolei w głowie a ojciec tej dziewczyny tylko pogorszył sprawę kiedy ja chciałem jej pomóc. 

Moja mama siedziała teraz patrząc w przestrzeń, trzymała dłonie mojego brata a po jej twarzy spływały łzy. Moje serce było złamane.

- Zobacz kto teraz jest psychopatą. To co wydarzyło się w przeszłości, zostaje w przeszłości. Jestem bardziej zaniepokojony tym co dzieje się teraz. I nie martwiłeś się o mamę. Po prostu czujesz ból bo twoje ego jest zdruzgotane ponieważ ona cię zdradziła.

- Harry. - potrząsnęłam jego ramię. Jeśli nadal będzie mówił takie rzeczy Damian nie będzie chciał oszczędzić mojej rodziny. Bog wie jak małe sumienie ten człowiek miał.

- Ten skurwysyn zabrał mi moją żonę, więc na pewno nie pozwolę by jego córka zabrała mi mojego syna! Będę stosował najgorsze środki, jeśli będę musiał. - powiedział.

- Thalia Faye - powiedział spokojniej. - Odsuń się od mojego syna jeśli nie chcesz by ktoś został skrzywdzony. Ty i twoja rodzina pójdziecie ze mną a Harry - spojrzał na swojego syna. - przygotujesz się na jutrzejsze targi, będziesz na kolanach przepraszał Kaylee. - wyglądał jak szaleniec z tymi zaciśniętymi pięściami. Był jak tykająca bomba. 

Kilka szybkich ruchów i po chwili pomocnik Damiana zaczął płakać z bólu, nóż wyślizgnął się z jego dłoni. Był uderzony prosto w twarz, krew tryskała z jego nozdrzy. Opadł na kolana.

- Uciekajcie. - powiedział do nas Darren.

- Nie, nie, kurwa, nie! - Damian krzyknął, zanim wyciągnął nóż z własnej kieszeni. Zamierzał wziąć sprawy w swoje ręce. 
Krzyczałam kiedy zaczął biec ku mnie z nim, ale Harry szybko mnie popchnął przez co upadłam na podłogę. 

Damian zranił ostrym narzędziem rękę Harry'ego, myślę że przez przypadek. Kierował broń w moją stronę. Po chwili Harry uderzył ojca przez co ten upadł do tyłu. Nóż wypadł mu z ręki i upadł na podłogę.

Moja mama i brat podnieśli się z kanapy i ruszyli w moją stronę. Podnieśli mnie na nogi i próbowali wyciągnąć z pokoju ale ja opierałam się, czekałam na Harry'ego. 

- Thalia, musimy iść! - moja mama krzyczała ale zignorowałam ją i zawołałam do Harry'ego by się pospieszył. Jego twarz wykrzywiła się z bólu, połowa koszulki była już nasączona krwią.

- Po prostu idź! - krzyknął.

- Nie zrobisz tego jak chcesz! Pierdolona cioto! - Damian wrzasnął. Stanął na nogach szybciej niż się tego spodziewałam i ruszył w moją stronę. Po chwili Darren owinął ręką szyję starca i wbił nóż w jego ramię. Jęk Damiana odbił się echem w całym pomieszczeniu gdy upadł na ziemię pełną krwi. 

- Nie, nie... - to była jedyna rzecz którą był w stanie teraz powiedzieć. Przy użyciu jednej ręki udało mu się wyciągnąć komórkę. Pewnie chciał zadzwonić po wsparcie. Po ludzi takich jak Richard.

Następnie zabrzmiał kolejny jęk. Tym razem pochodził od Darrena. Nóż został pchnięty prosto w niego, pomocnik Damiana poruszając bronią tylko pogłębił ranę. 
Zaczęłam wołać, krzyczeć na niego by przestał. Po chwili Harry wziął duży zamach i kilkakrotnie uderzył mężczyznę w żołądek. Próbował stanąć do walki ale został pokonany kiedy otrzymał cios w już zranioną twarz. 

Zarówno on jak i Darren znajdowali się teraz na podłodze, w połączeniu z Damianem.

- Popełniasz poważny błąd. - powiedział Damian. 
Harry zignorował ojca i pochylił się nad Darrenem, przykładając palce do jego szyi by sprawdzić puls. 
Łzy zaczęły wypływać z moich oczu kiedy Harry lekko potrząsnął głową. 

- To nie miało tak być. - Harry powiedział do ojca kiedy wstał. - Zrobiłeś to dla siebie. - chwycił kawałek materiału ze stołu i położył go nad raną znajdującą się na ramieniu Damiana.

Damian chwycił jego nadgarstek i uważnie spojrzał mu w oczy. 

- Poważny błąd. - zakaszlał. - Oni tu będą. Zatrzymają cię.

- Musimy iść. - Harry powiedział do mnie, kiedy ojciec puścił jego nadgarstek. 

Wciąż patrzyłam na Darrena leżącego w kałuży krwi z otwartymi oczami, nie mrugając. 

- Idź, idź! - Harry zawołał, ciągnąc mnie za rękę. 
Zaczęłam czuć się winna, poczułam ból w klatce piersiowej. 

Chciałam wrócić do niego i spróbować go reanimować, ale jego skóra zaczęła tracić kolor, oczy traciły swój żywy, błękitny kolor. 

Nasza czwórka spotkała się z dużym tłumem ludzi, wszyscy ciekawie przypatrywali się nam. Prawie zapomniałam że w tym budynku byli też inni ludzie. Zaczęli zadawać pytania a ja czułam się jakbym w każdej chwili mogła stracić przytomność. 

Gdy przepchnęliśmy się przez tłum, Harry przyciągnął mnie do siebie a ja wciąż trzymałam dłoń mojej matki po to by mieć pewność że znów jej nie stracę. Spojrzałam do tyłu by upewnić się że Jakey też z nami jest. Biedne dziecko.

Usłyszeliśmy wrzask kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Ktoś z nich musiał zajrzeć do mieszkania. Krwawe sceny wystarczyły by  przysporzyć starszą kobietę o atak serca. 



__________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________

Hej :) 

Na początku powiem tylko tyle:
Nie martwcie się, to jeszcze nie koniec BD :)

Wydaje mi się że to najdłuższy z wszystkich rozdziałów (a przynajmniej tłumaczyłam go najdłużej) 

Moje uczucia co do Darrena zmieniły się.
Szkoda że dopiero po jego śmierci.
No bo wiecie, pomógł Thalii i jej rodzinie w ucieczce. 
Najgorsze jest to że musiał zapłacić na to własnym życiem... no ale cóż, tak już jest

W ogóle to Damian jest chyba jakiś psychiczny, no bo w końcu tak jak powiedział Harry: 'To co zdarzyło się w przeszłości, zostaje w przeszłości' 
Najbardziej zdziwiona byłam gdy dowiedziałam się że ojciec Lii miał romans z matką Harry'ego.


A wy co myślicie o tym wszystkim?


asasfdsfgdgfhgjhjhjhkjhk
nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału
chcę wiedzieć co będzie dalej :D 

A teraz chciałabym podziękować za ponad 100 000 wyświetleń! 
Kocham was ♥


hashtag: #BabyDollPL

xx

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 56 - Sen

- Nie chcę byś teraz zrobił coś głupiego. - skrzywiłam się słysząc głos Kaylee. Moja krew wrzała na myśl że ona wciąż miała klucze do rezydencji Harry'ego.

- Wiem przez co przechodziłeś, Harry. Twój tata powiedział mi o tym całym wydarzeniu. - kontynuowała.

Zrobiłam kilka kroków w stronę barierki by mieć lepszy widok na korytarz, i uklęknęłam. 
Obcisłe, białe spodnie otulały jej chude nogi, ciasny top powodował że jej piersi lekko wystawały u góry. Jeśli nie znałabym jej lepiej, pomyślałabym że jest Baby Doll.

- Och, mój ojciec przyznał się do zabicia swojego nienarodzonego wnuka? - odparł Harry.

- Nie mów tak, Harry. Twój tata zrobił to dla ciebie. Ona jest Baby Doll, to dziecko mogło być każdego! Tak w ogóle, to on zrobił ci przysługę. Wkrótce zdasz sobie sprawę że masz ogromne szczęście. Byłeś tak blisko tego by stracić wszystko! - podkreśliła ostatnie zdanie.

- Harry, jesteś zaślepiony tą całą sytuacją. Wiem że wciąż myślisz o tym co się stało z twoją mamą i masz nadzieję ta Baby Doll może wypełnić tą pustkę. Ale ona nie może. Dlaczego? Bo jest tylko prostytutką którą dał ci twój ojciec aby zająć cię podczas mojej nieobecności. Faktem jest to że ty i ona nie macie nic wspólnego, a jeśli dalej będziesz w to brnął to ona będzie się ciebie trzymać jak jakiś owad. Kochanie, jesteś w kruchym stanie emocjonalnym a ta dziewczyna z tego korzysta. Czas już otworzyć oczy, Harry...

- Zamknij się! - krzyknął Harry, przerywając jej. - Nie mów tak o niej. - jego głos się załamał. 
Potem cały dom ogarnęła cisza a ja słyszałam tylko bicie swego serca. Z niepokojem czekałam aż Harry coś powie ale usłyszałam tylko dźwięk czegoś roztrzaskującego się na podłodze. On kopnął jedną z marmurowych rzeźb stojących w korytarzu. 

Kaylee spojrzała nieśmiało.

- Przesadzasz. - powiedziała.

- Nie zniosę tego dłużej. - powiedział cicho a następnie lekko się zaśmiał, przeciągając dłońmi po twarzy. - Te ostatnie tygodnie były dla mnie piekłem. Każda minuta była dla mnie ciężarem a ja po prostu...

- Harry, twój ojciec i ja rozmawialiśmy... - Kaylee znów mu przerwała.

- Myślałem o niej kiedy wszystko się komplikowało.... zawsze o niej myślałem....

- Ale nie powinno tak być. Zawsze byłeś duszą towarzystwa, pamiętasz? T-to nie jesteś ty. - zaczęła się jąkać.

- Robiłem tak wiele rzeczy by być szczęśliwym, ale nigdy nie byłem. Nigdy nie byłem szczęśliwy, Kaylee. Pod koniec dnia zawsze byłem sam. - Harry pochylił głowę. - Zanim ona się zjawiła.

- Jestem tutaj. Jestem tu dla ciebie, Harry. Przykro mi że wyjechałam. Teraz wszystko będzie dobrze, obiecuję. - podeszła do niego, próbując go dotknąć.
Zacisnęłam dłonie w pięści, adrenalina zaczęła przepływać przez moje ciało.

- Nie chcę cię, Kaylee. Nawet nie chcę stać blisko ciebie. Kurwa, czy nie widzisz że nie mogę już znieść żadnego z was! - poczułam ulgę gdy jej ręka się odsunęła.

- Twój tata mówił że to się stanie. I miał rację. Myślę że powinieneś zacząć się leczyć. - jej usta drżały gdy mówiła. - Nie jesteś w odpowiednim stanie umysłu. Co ci się stało? - pokręciła głową w rozczarowaniu.

- Nie jestem w odpowiednim stanie umysłu? - Harry zaśmiał się. - Pierdol się. A ja będę wdzięczny jeśli teraz wyjdziesz. - powiedział, zanim ruszył w kierunku schodów.

- Co z collegem? C-co z moim ojcem? - zachwiała się i oparła o poręcz schodów.

- Twój ojciec? Mam dość słuchania o jego kolekcji porcelanowych lalek, a fakt że dorosły człowiek je zbiera jest kurwa straszny. Nie zamierzam chodzić do szkoły, nie tutaj, i myślę że nie będę już potrzebował jego pomocy. - powiedział, gdy zaczął iść po schodach.

- Lia, nie musisz się ukrywać. - moje oczy się rozszerzyły gdy Harry chwycił mnie za łokieć i postawił na nogi. - Idź po swoje rzeczy.

Skinęłam głową i spojrzałam kątem oka na Kaylee. Jej twarz była rozpalona, zaczęłam obawiać się o los jej grubego makijażu. 

- Upokorzyłeś mnie raz, ale nie pozwolę by to znów się stało, Harry. Nie tutaj, nie teraz. Nigdy! - jej głos był taki wysoki, moje uszy zaczęły boleć.

- Wyjdź, Kaylee. - Harry powiedział szorstko. Możesz powiedzieć ojcu że posyłanie cię tutaj było bez sensu. Opuszczam Fleese z nią.

Ciało Kaylee drżało z wściekłości. Jej oczy mierzyły mnie od stóp do głowy. 

- Dobrze. - powiedziała nieco spokojnie. - Powiem mu to. - wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Poczułam dreszcze kiedy uśmiechnęła się do nas i ruszyła w kierunku drzwi. To poszło zbyt łatwo.

Zanim drzwi się zamknęły, zauważyłam mężczyznę stojącego tuż przed nimi. Prawdopodobnie przyprowadził tutaj Kaylee. Był przerażająco znajomy. Tatuaże na jego ramionach przywróciły mi pamięć. Był jednym z pachołków Richarda. 

- Zakończyłeś to, ale ona wciąż wraca. - powiedziałam, kiedy Harry położył dłonie na mojej talii. 

- Tym razem odeszła na dobre. - zapewnił mnie ale ja wierzyłam w coś innego. - Chodźmy po nasze rzeczy.

- Harry, moja rodzina...

- Zabiorę cię do nich. Tak czy inaczej, nie możemy tu dłużej zostać. - powiedział, gdy weszliśmy do mojego pokoju. Miał rację, ale nie mogłam tu zostawić mojej rodziny. Harry pewnie nie byłby zadowolony z pomysłu zabrania mojej mamy i brata ze sobą więc postanowiłam że porozmawiam z nim o tym później. 

- Przykro mi że musiałaś tego słuchać. - powiedział, wchodząc do pokoju z walizką.

- Ona jest okropna. - skomentowałam.

- Ona jest suką. - poprawił mnie.

Wyciągałam ubrania które pozostały w mojej szafie, te które zapomniałam stąd zabrać. Jeden sweter, koszulka i dżinsy. 

- Wiedziała co zrobił twój ojciec... i nie miała nic przeciwko temu. - powiedziałam.

- To właśnie Kaylee. - słyszałam jak westchnął, kiedy położył walizkę na podłodze. - Nie obchodzi ją to co robią inni ludzie.

Chciałam zapytać go o to jak dorastał w środowisku pełnym tak okropnych ludzi ale zamiast tego zadałam pytanie które już od dawna mnie dręczyło. 

- Czy pocałowałeś ją?

Harry wyprostował się i przetarł dłonią twarz, po to by wytrzeć krople potu.

- Co?

- Kiedy wychodziłeś z nią ''na pokaz''. Co z nią robiłeś?

- Nic. - powiedział, kładąc dłoń na karku. - Nie pocałowałem jej.

- Udaliśmy się razem na kilka imprez, Lia. To wszystko. - dodał.

Po chwili znów wróciłam do składania swojego swetra.

Kiedy pochyliłam się trochę, by włożyć ubranie do walizki, on chwycił moją rękę, wyprostował mnie i zabrał mój sweter. Kopnął rozpiętą walizkę po to by ją otworzyć, kiedy mógł użyć do tego rąk. Usiadłam na brzegu łóżka i patrzyłam jak niechlujnie wrzuca ubrania do walizki, jedno po drugim. Pewnie nigdy nie pakował własnych bagaży, zawsze byli ludzie którzy to za niego robili. 
A teraz on pakował mój bagaż. 
Uśmiechnęłam się patrząc na jego wysiłek.

- Dlaczego tak się do mnie uśmiechasz? - zapytał Harry, unosząc brew.

- Nie mam prawa do uśmiechania się?

- To jest po prostu... trochę przerażające. - lekko zmarszczył nos gdy czołgał się do mnie. 
Uklęknął, między moimi nogami. Zaśmiałam się, gdy położył dłonie na moich kolanach i pocałował mnie w policzek.

Poczułam trzepotanie w moim brzuchu. Położyłam dłonie na jego karku. 
Harry odsunął się by na mnie spojrzeć. Czubki naszych nosów ocierały się o siebie. 

- Ja... ja....- mówił szeptem, ale po chwili mu przerwałam.

- Przestań przepraszać, Harry.

- Nie zamierzałem tego zrobić. - uśmiechnął się. - Chciałem tylko powiedzieć że cię kocham.

Wtedy poczułam mrowienie w całym moim ciele. Poczułam się tak jak wtedy gdy Harry pocałował mnie po raz pierwszy. 

- Kocham cię. - odpowiedziałam i przeniosłam dłonie z jego karku na jego włosy. Jego powieki powoli opadały, oddech stawał się coraz cięższy, jego usta znalazły się przy moim uchu. 

Zacisnęłam usta kiedy zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Harry lekko przejechał językiem po mojej szyi przez co zachichotałam. Po chwili przeniósł swoje usta na moje, jego ręce chwyciły kawałek materiału mojego swetra.

Nagle przypomniałam sobie o Darrenie, o tym jak pocałował mnie w szpitalu. Żałuję że to nie był tylko jakiś zły sen.
Pogłębiłam pocałunek, mając nadzieję że przestanę o tym myśleć.

- Jak on cię pocałował? - Harry odsunął się, wydawało się że czytał w moich myślach.

- To nie ma znaczenia. - chciałam kontynuować to co zaczęliśmy.

- Ma znaczenie, ja...- przerwał, oblizując wargi. - Chcę być jedynym.

- Jesteś jedynym. On nic dla mnie nie znaczy.

- Nigdy nic do niego nie czułaś? - zapytał.

- Podkochiwałam się w nim kiedy miałam 13 lat. Ale zawsze byliśmy jak rodzeństwo.

- Rodzeństwo nic do siebie nie czuje i na pewno się nie całuje. - stwierdził.

- Nie powiedziałam że coś do niego czułam. To nie było tak. Po prostu zapomnij że coś powiedziałam. - oparłam brodę o jego ramię. -  Nigdy nie znałam prawdziwego Darrena, do czasu.

- W tym przypadku...- Harry położył dłonie na moich udach i położył mnie na łóżku, unosząc się nade mną. Uniosłam dłonie by odsunąć loki z jego twarzy. On złapał moją dłoń a następnie zaczął składać na niej lekkie pocałunki. 

- Co jest? - wyszeptał.

Zauważył.

- Nie mogę przestać myśleć o tym śnie. - przyznałam. - Wciąż czuję że wydarzy się coś złego.

- Wiele przeszłaś, Lia. To skutki uboczne tych wszystkich koszmarów. Zobaczysz, że z twoją rodziną jest wszystko w porządku. - pocałował mnie jeszcze raz zanim podniósł się z łóżka.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, jego komórka zaczęła brzęczeć w jego kieszeni. 
Wyciągnął telefon i zmrużył oczy. 

- Szpital. - poinformował mnie. 
Po chwili odebrał.

- Co? - zabrzmiał jego głos. - Myślisz że to zrobiłem?

- Dlaczego do cholery... nie, my nie wracamy. Musimy być gdzie indziej. - wybełkotał.  -To skomplikowane.

- To bzdura. Ona jest moją dziewczyną, nigdy bym jej nie skrzywdził. - skrzywdzić mnie? Czy oni myślą że to Harry wywołał poronienie? I... on nazwał mnie swoją dziewczyną.

- Wydałem dużo pieniędzy w waszym miejscu a wy jeszcze mnie oskarżacie? - Harry gwałtownie przejechał dłonią po włosach. Odetchnął głęboko, zanim znów zaczął mówić.

- Rozumiem twoją troskę. - uspokoił się. - Ale nie zamierzam przyjąć przeprosin. 

- To nieczułe oskarżać kogoś o coś takiego, gdy ten przechodzi przez trudny czas w swoim życiu. Zrobiliście wystarczająco i jeśli coś będzie się działo to was poinformujemy. - powiedział szorstko.

Harry rozłączył się i rzucił telefon na łóżko. 

- Czego oni chcą? - zapytałam.

Harry spojrzał na mnie a po chwili chwycił moją dłoń. 

- Pielęgniarki powiedziały o moim zachowaniu i teraz myślą że te siniaki to moja sprawa, tak samo jak poronienie. Nie powiedzieli tego wprost, ale na pewno tak myślą.

- Krzyczałeś na wielu z nich. - Owinęłam ręce wokół jego ramion i oparłam głowę o jego ramię.

Harry spojrzał na mnie.

- Wiesz jak to sprawia że się teraz czuję? Że jestem oskarżany o to wszystko?

- Oni nie wiedzą co się stało. - starałam się złagodzić napięcie. - Co oni chcą zrobić?

- Chcą byśmy wrócili na resztę badań. Oni zbadali cię już wystarczająco, teraz są po prostu wścibscy. Nie mają wystarczająco dużo pacjentów.

Później Harry włożył nasze walizki do samochodu i odjechaliśmy. 
Patrzyłam jak rezydencja znika w oddali, zaczęłam się zastanawiać czy jeszcze kiedyś tu wrócimy. 

Harry zawiózł mnie do mojego mieszkania, właściwie do mieszkania mojej rodziny bo prawdopodobnie nie będę już tam mieszkać. Ta myśl łamała mi serce. Przygotowywałam się na spotkanie z moją mamą po tym co stało się w szpitalu. Bolało mnie to że opuściła mnie w najgorszym momencie mojego życia. Próbowałam o tym zapomnieć, kiedy wysiedliśmy z auta. 

Spojrzałam na starą kamienicę a moje kolana zaczęły drżeć. Harry chciał mnie złapać za rękę ale odmówiłam, mimo że bardzo tego potrzebowałam. Nie wiedziałam co może się stać. 


Harry szybko ścisnął moją dłoń i po chwili zaprowadził mnie do drzwi. Cichym głosem zapytałam o moją mamę, do domofonu. 
Po chwili drzwi się otworzyły a ja zobaczyłam znajomego mężczyznę którego widziałam gdy Kaylee była w rezydencji.  
Szeroko otworzyłam oczy, nasze oddechy były nierówne.
On posłał nam chytry uśmiech, przypominający ten który posłała nam Kaylee zanim wyszła. 


___________________________________________________________________________
______________________________________________________________________

Hej :)
No i jest nowy rozdział :)

Od razu mówię że nie wiem jak często autorka dodaje rozdziały, wiem tylko że teraz ma więcej czasu dzięki czemu będzie mogła dodawać więcej rozdziałów.

No a wracając do rozdziału.

Harry powiedział że Lia jest jego dziewczyna
asdsfdsfgdghfhjhgjjfghfdggfdhgfhg *.*

boję się teraz o rodzinę Lii, a najbardziej o jej brata
Mam nadzieję że nie wydarzy się nic złego.

A wy co myślicie?

Ask: http://ask.fm/soirishlove
Hashtag: #BabyDollPL 

xx