wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 3 - Chłopak

- Harry ma 30 lat. Przypomina trochę pana Damiana. - Richard zrobił pauzę - Ma trójkę dzieci, najstarsze jest o rok starsze od ciebie.

Przyciemniana szyba samochodu obniżyła się ukazując nieco zirytowaną twarz Damiana.

- Musimy się pospieszyć. Mam inne rzeczy do zrobienia. - powiedział, nieświadomy tego co mówił mi Richard.

Richard położył rękę na klamce, na drzwiach samochodu, i otworzył je dla mnie.

- Oh, i nawet nie próbuj być nieposłuszną wobec niego. On ma tendencję do bicia, gdy jest wkurzony. - wyszeptał zanim przechylił głowę w bok, sygnalizując mi że muszę iść.

Złapałam oddech w gardle zaciskając uchwyt torby który trzymałam w ręce. Usiadłam na miejscu pasażera, byłam przestraszona. Richard przesłał mi diabelski uśmiech zanim zatrzasnął drzwi.

__________________________________________ 

Milczałam przez resztę podróży. Kilka cichych szlochów to jedyny dźwięk jaki z siebie wydałam. Kiedy nie był zajęty rozmawianiem przez telefon, Damian mówił do mnie. Pytał mnie o rzeczy takie jak: Jak długo mieszkam w Fleese i chciał wiedzieć coś o moich rodzicach. Ale ja ignorowałam go.

Patrzyłam w dół na moją fioletową torbę, którą dostałam. Delikatnie rozpięłam ją i zobaczyłam krótkie sukienki i gładkie koszule nocne które były w środku. Z nagłym poczuciem zniesmaczenia, znów ją zamknęłam i odłożyłam.

Miałam zamknięte oczy z wyczerpania psychicznego jak i fizycznego, kiedy powiedziano mi że dotarliśmy na miejsce. Podróż była krótsza niż myślałam. Opony Mercedesa zapiszczały gdy wjechaliśmy na podjazd. 

Niechętnie wyszłam z samochodu na prośbę Damiana, zabierając ze sobą moją sportową torbę. Lepsze było mieć coś nic nie mieć nic. Poczułam silny powiew wiatru, który porwał elastyczną tasiemkę z mich włosów. Moje ciemne loki poluzowały się i dobiły na wietrze. Bee starała się by moje włosy wyglądały reprezentacyjnie, ale nie udało się.

- Pospiesz się - usłyszałam głos Damiana. Pulchny mężczyzna był już na schodach prowadzących do posiadłości. - To zimna noc.

Poszłam droga prowadzącą do posiadłości moja stopa zamarzła gdy stanęłam na schodku. Ocknęłam się dopiero gdy zobaczyłam że drzwi są szeroko otwarte. 

Moje oczy dopasowały się do jasno żółtego światła z wnętrza, kiedy ja wciąż stałam na macie powitalnej.

- Wejdź do środka - zawołał Damian. A sam usiadł na skórzanej kanapie, naprzeciwko palącego się kominka.

Weszłam do środka a drzwi zamknęły się za mną, co sprawiło że moje serce przyspieszyło. Zauważyłam średnią, pulchną panią w ubraniu pokojówki, uśmiechającą się do mnie. Odwzajemniłam przyjazny uśmiechem i poszłam dalej.

Nigdzie nie było widać syna Damiana. Zastanawiałam się gdzie jest jego żona i dzieci. Moja głowa robiła się ciężka od tych wszystkich dręczących mnie myśli.

- Poczuj się jak w domu, Thalia. - powiedział Damian, po czym wyjął papierosa z kieszeni i go zapalił. Wstał a po chwili stanął obok mnie. - Mam coś do załatwienia, więc zostawiam cię teraz.

Nie byłam pewna czy przyniosło mi to ulgę. Wiedziałam że Damian gra rolę w tej tragedii ale to on mnie tu przywiózł i on może mnie stąd odwieźć. Nie wiem co jeszcze przytrafi mi się dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję że nic. 

- Posłuchaj, dziecko. - obrócił się do mnie gdy był przy drzwiach - Wiem że to wszystko jest dla ciebie nowe, ale pozwól mojemu synowi poczuć się jak prawdziwy mężczyzna.

Prawdziwy mężczyzna? Czy trójka dzieci nie sprawiła że poczuł się jak prawdziwy mężczyzna?

Po chwili Damian zniknął, zamykając za sobą wszystkie zamki w drzwiach. Zostałam sama ze sprzątaczką w głównym pokoju. Wyglądała na miłą... a ja miałam szalony pomysł. Mam nadzieję że pomoże mi stąd uciec jeśli usłyszy moją historię.

- Czy chcesz się napić czegoś ciepłego, kochanie? - zaoferowała, uśmiech nie opuszczał jej twarzy.

- Jestem Thalia. Jak masz na imię? - zapytałam.

- Oh, Maria, ale mówią na mnie pani Briffen, możesz nazywać mnie jak...

- Pani Briffen... pomogłaby mi pani w czymś? - zapytałam, kładąc moją torbę na podłodze.

- Doskonale wiem co chcesz zrobić, kochanie. - powiedziała łącząc swoje dłonie, i kręcąc palcami. - Chcesz żebym ci pomogła. Przepraszam że ci to mówię ale Richa... to znaczy pan Richard ostrzegł mnie przed tym, wieczorem. Powiedział że jeśli uciekniesz cała wina spadnie na mnie a pan Damian zwolni mnie.

Westchnęłam, uderzając się ręką w czoło. Jeśli spróbowałabym uciec, mogłabym sprowadzić kłopoty a moją rodzinę... więc jestem w tym uwięziona.

- Przepraszam, czy nadal chcesz napić się czegoś ciep....

- Pani Briffen! - głośny męski głos, odbił się na schodach, przyprawiając mnie o ciarki. 
To był on.

- Idę! - odpowiedziała spokojniejszym tonem obracając się do mnie - Właśnie się obudził.

- Szklanka mleka...- niski głos znów zabrzmiał, tym razem wyraźniej. Wysoki cień pojawił się na ścianie otaczające spiralne schody, zanim usłyszałam odgłosy kroków. Walczyłam z materiałem mojej sukienki, myśląc o tym wszystkim.

- Ale nie tolerujesz laktozy, pamiętasz? - przypomniała mu.

Byłam zaskoczona gdy był już całkowicie widoczny. Nie miał 30 lat i nie był ojcem trójki dzieci - trudno uwierzyć żeby miał chociaż jedno dziecko. Chociaż nie byłam pewna. Nie ważne kim był, wyglądał młodo, i myślę że jest w moim wieku. Był w czarnych jeansach a guziki jego koszuli w kratę były rozpięte. Zatoczył się w dół schodów, jego ciemno brązowe włosy były w kompletnym bałaganie. On był pijany.

- Ja... wychodzę - wybełkotał, pocierając oczy gdy zrobił ostatni krok na schodach. Byłam zaskoczona tym że poradził sobie z zejściem ze schodów bez żadnego upadku. - Peter ma urodziny.

- Wróć tutaj, wydaje mi się że to nie jest bezpieczne dla ciebie by jechać w tym stanie samochodem. - powiedziała pani Briffen.

- Jestem w stanie... - zrobił pauzę i podparł się o sofę by się nie przewrócić. - Jestem w stanie decydować za siebie. Chcesz czy nie i tak pójdę.

- Myślę....

- Zamknij się. Denerwujesz mnie. - uniósł ręce, próbując utrzymać równowagę.

Ruszył w kierunku drzwi. Wymamrotał kilka słów, których nie zrozumiałam i kiedy w końcu utrzymał równowagę, musiał się oprzeć. Znów stracił równowagę. Jego czoło uderzyło w drzwi, a po chwili opadł na ziemię.

Pani Briffer podbiegła do niego i złapała za ramię. - Jest do..dobrze. - jęknął, gdy jego oczy się zamykały.

Nawet mnie nie zauważył, stojącej na środku pokoju, nawet wtedy gdy pani Briffen przyprowadziła go do pokoju i przeszli obok mnie. W końcu znów oparł się o sofę by utrzymać równowagę. 

Pani Briffen odeszła od niego mając pewność że chłopak ma się czego trzymać, po czym odwróciła się do mnie, uśmiechając.

- Thalia... To jest Harry.

6 komentarzy:

  1. To tak. Rozdział jest juehfuihoweifjorjsdfjsdkfhneuifhweofpjifjiosdfjklfjsfhwuiefhdsjkfnksdfhiousefwfsjnisuefvhnizlhfv ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zataczający się Harold :) to dobry początek znajomości:) lovely:)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahaha Hazz....chyba ma dola jakiegoś...co miał na myśli tata"by poczul się mezczyzna" ?? hmmmmmmm....

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry jaki nieogarnięty xD LUUUBIE TO :D

    OdpowiedzUsuń
  5. to jest asdfghjkljhgfdssfghjkjhgf:**********************************************

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha pijany Harry.. xD
    Czy tylko moje wyobrazenie go pijanego jest tak strasznie zabawne? Hah, wiem, ze komentuje to puzniej niz inni, ale.. rozdzial superr ;)

    OdpowiedzUsuń